sobota, 26 grudnia 2015

Wattpad

Na moim wattpadzie https://www.wattpad.com/user/MarigaRamone zaczęłam właśnie nowe opowiadanie - nie sportowe ,nie o żadnych gwiazdach. Zwykłe opowiadanie :D Więcej na Wattpadzie :)

czwartek, 24 grudnia 2015

There's something about Christmas time

Turn the music on
U2
Coldplay
Tytuł

Warszawa
24 grudnia
2025
Rozejrzała się dookoła i włożyła telefon do kieszeni. Złapała małą rączkę i z uśmiechem powędrowała ku wyjściu.
-Tata!-krzyknął chłopiec i rzucił się na siatkarza.
-A kto jest już taki duży i ma całe sześć lat dokładnie dzisiaj ,co?-połaskotał małego w brzuch.
-A swojej żony już nie powitasz?-puściła walizkę i uśmiechnięta od ucha do ucha rzuciła się na ukochanego ,gdy tylko Kuba postawił nogi na podłodze.
-Tak ,te dwa tygodnie to była męczarnia.-zaśmiał się.-Nie wiesz o której będzie Robbie?
-Jego samolot ląduje o 15 ,spokojnie. Zdążymy go odebrać ,a jeżeli nie ,to on z Warszawską komunikacją miejską do czynienia miał już wiele. Wie jak dojechać z lotniska na Śródmieście.
-Jesteś pewna?To przecież Robbie.-zaśmiał się.
-Chyba masz racje.
*Kilka godzin później*
  Szli Starówką ,a Mały bawił się w śniegu ,który jakimś cudem pojawił się w Polsce akurat tego dnia. To był jego pierwszy śnieg.Trudno w to uwierzyć ,ale za każdym razem ,gdy w zimę pojawiali się w Polsce - śnieg topniał i podczas ich obecności nie było nawet najmniejszego płatka. Tym razem było inaczej - śnieg ciągle padał ,a było go już dość sporo.
-Zimno mi.-powiedział Robbie.
-Nie moja wina.-odpowiedziała Lena.
-Tak ,Twoja.-przewrócił oczami.-Nie mogłaś urodzić się gdzieś w Anglii czy Hiszpanii? Tam nie ma śniegu ,bynajmniej nie ma minus miliarda stopni.
-Nie musiałeś lecieć do Polski.
-No jak nie musiałem? A to przykładanie pistoletu to co?-machnął ręką i zaczął iść tyłem.-Nie no ,żartuje. Chciałem ,ale nie sądziłem że będzie tak zi...-nie dokończył ,bo wpadł na jakąś brunetkę.
Tak ,dlaczego brunetkę a nie bruneta? Po pewnych zajściach w zimnym Toronto ,pewny piłkarz dostrzegł aspekty miłości między kobietą a mężczyzną. Po pocałunku z Leną miał już ochotę całować tylko kobiety.
-Przepraszam.-powiedział zmieszany widząc ,że dziewczynie wypadła kawa i telefon ,w który była wpatrzona.
-To ja przepraszam.-odpowiedziała i podniosła opróżniony kubek.-Mogłam uważać.
-To teraz idziemy na kawę ,co?-zaśmiał się.-Muszę Ci ją odkupić.
Dziewczyna za bardzo nie protestowała. No ale Robbie miał ten swój urok ,więc kto by mu odmówił?
-Lena! Ty wampirze.-usłyszała znajomy głos.-Nie zmieniasz się nic a nic ,dalej wyglądasz na 50 lat.
-O ,Karol. Brakowało mi Ciebie jak nikogo innego. Te 6 miesięcy to była katorga ,wiesz?
-Tak ,wiedziałem.-podszedł i przytulił przyjaciółkę.-A kto to tutaj tak się prezentuje okazale?-zwrócił się do Kuby.-Cały tatuś. Sorry Lena ,ale to cały tatuś.
-A wiesz co Kubuś? Za chwilę przyjedzie do nas Twoja ukochana ciocia Maja i wujek James ,bo ten tutaj to trochę jest wiesz...-chłopczyk się zaśmiał.
-Wujek Karol jest trochę nie ten?
-Czego ty syna uczysz?
*Kilka godzin później*
Całą rodzinką i z Robbie'm udali się do starego mieszkania Leny i Facundo. Po drodze kupili okazałą choinkę i wtargali ją do windy. Bombki były jak co roku w tym samym miejscu ,więc od razu zabrali się za ubieranie świątecznego drzewka. Dla wzbogacenia klimatu włączyli radio ,z którego co chwila płynęły dźwięki świątecznych piosenek.
Chwilę później usłyszeli dzwonek do drzwi ,więc Lena pobiegła je otworzyć. W drzwiach stał Michał.
-Co ty tu robisz?-zapytała zdziwiona.
-Przyszedłem... Życzyć Wam Wesołych Świąt.
-Wejdziesz?-zaproponowała. Na początku stawiał opór ,lecz po chwili wszedł do środka i usiadł na krzesełku.-Chcesz kawy?Herbaty?
-Michał?-powiedział zdziwiony Facundo.-A co ty tu robisz?-uśmiechnął się i przybił piątkę ze starym kolegą z drużyny.
-Przyszedłem tak sobie. Odwiedzić Was. Wesołych Świąt.
-Wesołych Wesołych.-odszedł i podniósł syna do góry sprawiając mu tym wiele radości.-Leci samolot.-,,machał'' synem po całym salonie ,czym jak zawsze doprowadzał Lenę do białej gorączki.
-To...
-Nie. Kuba nie jest Twoim synem. Ma sześć lat.
-A...
-Poroniłam. Po wypadku.-powiedziała i odwróciła się na pięcie.-Ale widać za bardzo się tym nie interesowałeś.
-Jak miałem się tym interesować ,skoro nigdy mi nie odpisywałaś. Przez jakieś dziesięć lat byłem przekonany ,że mam dziecko.
-To było nie być. -szeptali.-No przepraszam ,ale refleks to ty masz.
-Ja może już pójdę.
-Świetnie.
-Świetnie.-powiedział i wstał po czym wyszedł z domu. Kulał. Dopiero teraz to zauważyła.
Lena oparła się o blat i głośno westchnęła. Jak dobrze ,że się z nim nie związała. Jak dobrze ,że wybrała Facundo. Michał ani trochę się nie zmienił. Dalej był dużym dzieckiem.
-Zawołaj mamę ,bo się leni dzisiaj wyjątkowo.-usłyszała głos swojego męża.
-Już idę przecież.-zaśmiała się i podeszła do nich.
-Co chciał?-dalej podrzucał syna.
-Porozmawialiśmy o Kubie ,wyjaśniliśmy sobie kilka spraw.
-Rozumiem.-z uśmiechem opuścił pierworodnego na podłogę. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi.-To pewnie Majka i James.-nie mylił się.
   Wieczerza Wigilijna minęła w ciepłym ,rodzinnym nastroju. Rodzice Leny ,siostra Facundo z mężem ,James i Majka. Tak spędzali Wigilię praktycznie co roku. Rodzice Conte nie mogli w tym roku być na Świętach ,ponieważ mieli dużo spraw do załatwienia w Argentynie. Mieli za to pojawić się jeszcze przed Sylwestrem.
Po kolacji przyszedł Mikołaj ku uciesze najmłodszych ,a było ich czworo. Kuba ,syn siostry Facu-Matthias i dwójka dzieci Majki i Jamesa-Matthew i Audrey ,która była ciągle podrywana przez Matthiasa. Raz podbiegła do Leny i zaniepokojona mówiła ,że się go boi ,ponieważ robi dzióbek ,śle jej całusy i łapie za rękę ,gdy ona się tego wcale nie spodziewa. Miał coś w sobie z Facundo ,a może to po prostu to pochodzenie? Może każdy Argentyńczyk tak ma? Tak czy siak ,wszyscy wróżą im w przyszłości szczęśliwe małżeństwo. Kto wie ,co przyniesie przyszłość?
Po prezentach ,przyszedł czas na kolędy. Wszyscy starali się śpiewać po Polsku ,choć każdy spoza Polski prezentował coś ze swojego kraju ,jak na przykład Facundo czy James.Gdy skończyli ,udali się na Pasterkę.
Po dwóch godzinach w kościele ,nadal pełni radości i energii udali się na pieszo do domu. Dziesięć minut drogi dłużyło się ,a w międzyczasie podziwiali zarówno Świąteczne iluminacje jak i bijące po oczach światła najwyższych warszawskich budynków. Ktoś to chwila zaczynał podśpiewywać kolędę. Była to jedna z najlepszych Wigilii ostatnich lat - nawet bez rodziców Facundo ,którzy podczas kolacji towarzyszyli im przez Skype.
-Lena.-usłyszała za sobą.-Muszę Ci coś powiedzieć.-odwróciła się. Znowu Michał.
-Co?-wysiliła się na uśmiech. Mimo całego nastroju ,gdy tylko go zobaczyła cała radość wyparowała.
-Nie tutaj.-złapał ją za rękę.-Porywam ją na chwilę. Nie bój się Facundo ,przeszło mi już dawno.-odeszli kilka kroków wgłąb parku ,gdzie reszta ich nie widziała.
-Co chcesz?-powiedziała dość głośno.-Nie widziałeś ,że byłam zajęta?
-Chciałem się pożegnać.
-Pożegnać?
-Tak pożegnać.
-Micha...
-Zanim coś powiesz. Wytłumaczę ci wszystko. Mam raka.
-Raka?!
-Tak ,kości. Muszą mi amputować nogę i jutro mam operację ,ale chciałem się pożegnać.
-Pożegnać.-poczuła słoną łzę w ustach.-Pożegnać?-powtórzyła po raz kolejny.-Chyba sobie żartujesz.
-I przeprosić. Za to ,co Ci zrobiłem. Jaki głupi byłem.-w jego oczach również zalśniły łzy.-Nie zauważyłem nawet ,że byłem debilem.
-Tak ,byłeś skończonym debilem. Może i jesteś nadal,ale wiesz co jest najważniejsze? Że to zauważyłeś. I przeprosiłeś.-rozpłakała się i przytuliła Michała.-I się nie żegnaj. Bo ja wierzę ,że wszystko będzie dobrze.
Świąteczny cud. Mogła to odhaczyć ze swojej listy rzeczy do zrobienia/przeżycia w święta.
-Zapraszam Cię na Święta.-uśmiechnęła się i złapała go za rękę. Mimo,że poruszał się bardzo wolno chwilę potem byli już przy reszcie.
  Nie musiała nic mówić ,Facundo już wcześniej wiedział o chorobie przyjaciela ,lecz nie chciał denerwować tym Leny. Zresztą Michał mu nie pozwolił. Chciał ,żeby to była tajemnica. Nie chciał poddać się operacji ,lecz Karol zdołał go przekonać.
-Michał spędzi z nami Święta. I za rok też.-powiedziała.-Głęboko w to wierzę.

________

Wesołych Świąt ! ♥
Trudno było to napisać ,mam niemoc twórczą i usypiałam gdy miałam cokolwiek napisać ,ale odkładałam to na później. Więc jest dzisiaj ,ale hej. Święta trwają. Kocham Święta ,tak :D
Polskie Święta są chyba najpiękniejsze na całym świecie. Naprawdę. Kocham Polskie Święta. Dzisiaj kocham wszystko i wszystkich ,w końcu ŚWIĘĘĘĘĘĘTA:D
Dopiero w tym roku zdałam sobie sprawę ,jakie to życie byłoby nijakie bez Świąt. I bez Last Christmas. Kocham Last Christmas. Tylko w oryginale. Reszta jest nijaka ♥
Krótkie ,nijakie. Ale Świąteczne ,starałam się ale pewnie jak zawsze mi nie wyszło. Ale ważne ,że jest ;) 

sobota, 5 grudnia 2015

Christmas Special

Christmas Special z udziałem bohaterów tegoż opowiadania ?
It's a good idea?
Możliwe ,jeżeli tylko ktoś będzie to chciał. W przypadku braku komentarzy Special prawdopodobnie się nie pojawi.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na http://im-sorry-for-ruining-your-life.blogspot.com/ oraz http://sam-na--sam.blogspot.com/ ♥

piątek, 12 czerwca 2015

[00]Epilog.I will try to fix you.

  Stała na peronie czekając na swój pociąg.
W tym momencie chciała tylko uciec jak najdalej stąd. Nie wiedziała ,jak można być takim człowiekiem jakim ona była w tym momencie. Uciekała właśnie bez słowa pożegnania. Bez wytłumaczenia ,bez czegokolwiek. Zostawiła go od tak. Ale to nie jego wina.
Tylko jej. Jej wina.
Była jeszcze przecież małym dzieckiem ,które tylko potrafi uciec od swoich kłopotów.
   Przed jej oczami cały czas widniała jego twarz. Jego uśmiech ,jego oczy. W uszach słyszała jego głos ,który był tak specyficzny ,że poznałaby go wszędzie. Wiedziała kiedy był zdenerwowany ,zestresowany ,wzruszony. Każda z tych emocji była jednocześnie zmianą jego tonu czy nawet całkowicie głosu. Ale ostatnio nie słyszała jego normalnego ,spokojnego tonu.
Może to była jej wina? To na pewno była jej wina. Cały czas była o tym przekonana. Przecież to ona jest cały czas tą samą Leną, która potrafi tylko dodawać wszystkim problemów. W swoim mniemaniu była po prostu beznadziejnym człowiekiem ,beznadziejną dziewczyną i beznadziejną fizjoterapeutką. Chociaż inni jak zawsze się spierali.
   Spojrzała na wielki ekran przyczepiony do sufitu.
-Pierwsza czterdzieści cztery Rzeszów-szepnęła-To znalazłaś sobie godzinę na uciekanie-ziewnęła po czym wyjęła telefon z kieszeni-Jeszcze dwie minuty plus jakieś dwie godziny opóźnienia.-odblokowała telefon ,żeby sprawdzić wiadomości.
Na wyświetlaczu wyskoczyło jego zdjęcie. Z jej oczu popłynęły łzy ,a gdy je przetarła odrzuciła połączenie. Co nic i tak nie zmieniło. Miała inne jego zdjęcie na tapecie.
Gdy minęły dwie minuty ,udała się w kierunku ławki. Nie potrafiła utrzymać równowagi o tej porze. Położyła małą walizkę obok siebie i wyjęła z niej bilet ,który wsadziła do kieszonki na zewnątrz. W jej głowie teraz górowała melodia z piosenki ,którą on sam jej śpiewał. Wiedział jak ją podejść i że najlepiej zrobić to Coldplay. ,,Fix You'' nauczył się specjalnie dla niej ,nienawidził się z nią kłócić ale kochał się z nią godzić. Kochał jej rumieńce na policzkach gdy się zawstydzała. Kochał ją. Może po prostu za późno sobie to uświadomił?
  Łzy znowu popłynęły z jej oczu. Tym razem ich nie powstrzymywała. W jej głowie nadal słyszała melodię piosenki ,co sprawiało że jeszcze bardziej płakała. Złapała za rękawy i ścisnęła je w dłoni ,którymi zasłaniała oczy.
-Samotna kobieta nie powinna o tej porze być na peronie. Zwłaszcza taka piękna-usłyszała za sobą.
-Robbie ,nie żartuj sobie.-powiedziała. -Ale nareszcie jesteś. Mam nadzieję,że Karol nie próbował Cię upić.
-Przepraszam ,ale nim nie jestem. A chciałbym.-po pewnym czasie rozpoznała osobę stojącą przed nią. Zajęło jej to tyle czasu ,ponieważ musiała kilka razy mrugnąć,żeby pozbyć się łez.
-Facundo? Co tu robisz?
-Dopiero co wróciłem ze Stanów. Byłem w Los Angeles ,ale Twoja sąsiadka powiedziała ,że poleciałaś do Polski.
-Po co byłeś w Stanach?
-Bo wiedziałem ,że to co mi odpisałaś to nie była prawda. Nie mówisz do mnie Facu. Napisałaś to co chciałem a nie to ,co było prawdą. Dlatego poleciałem. Upewnić się,że żyjesz. Już nawet zdążyłem porozmawiać z chłopakami. Wiem ,co się dzieje.
-Po co ja pozwoliłam mu mówić.-szepnęła sama do siebie.-Ale Michał ma to w dupie. 
-Ale ja nie mam tego w dupie. Kocham Cię Lena. I nie przestanę. Choćbym miał zaraz rzucić się pod pociąg. I wiem ,że całą winę zwalasz na siebie. Zawsze to robisz. Michał to dupek. Zmienił się. Nie jest taki jak kiedyś. Gdybyś była ze mną ,nie pozwoliłbym żeby chociażby jedna łza spłynęła po Twoim policzku. Nigdy. Rozumiesz? Nigdy. Jedyne czego teraz chcę? Żebyś się uśmiechnęła. Nie płakała. Żebyś była w tej ciąży i żeby to było moje dziecko ,nie jego. On na nie i na Ciebie i tak nie zasługuje. Chciałbym wziąć Cię na ręce i porwać do Rio. Na tą plażę ,na której się całowaliśmy. Stanąć z Tobą przed ołtarzem i nazywać Cię Leną Conte ,mieć dwójkę dzieci z Twoimi oczami. Po każdym meczu dumnie mógłbym porywać je spod Twojej opieki na boisko. Ja też się zmieniłem. Ale na lepsze. Nie mówię tego bo ja tak sądzę ,mówię to ,ponieważ powiedziała mi to moja siostra ,której ufam najbardziej na świecie. Chciałbym teraz przycisnąć się do ściany i pocałować najczulej jak tylko potrafię.-w jego oczach również zaświeciły łzy.-Chciałbym. Ale wiem ,że ty kochasz Michała. I że on na Ciebie nie zasługuje. Ale to szanuję. Bo Cię kocham. Zaakceptuje każdą Twoją decyzje.
-Wiesz co?-pociągnęła nosem.-Mam was wszystkich dość. Ale w moim całym życiu nigdy nie spotkałam takiego wariata jakim jesteś ty.-zaśmiała się przez łzy. Był to jej szczery ,prawdziwy śmiech.-Nie wiem ,czy potrafiłabym dać ci szczęśliwe życie. Wiem ,że ty byś to zrobił. Ze mną życie jest koszmarne. Ciągły szpital ,lekarze ,badania. Nie chcę nikogo tym obarczać. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
-Ale ja chcę. Chcę być tym obarczony.
-Poleciałeś do Nowego Jorku. Teraz do Los Angeles. Zabrałeś mnie do Rio. I nie wiem dlaczego ,ale jedyne o czym teraz marze ,to wejść na palce i Cię pocałować.
-Dlaczego tego nie zrobisz?
-Bo wracam do Los Angeles.
-A ja tam wyjeżdżam.
-Co?
-Tak. Jest tam obiecująca drużyna. Kupili mnie. Będę grał w LA.-powiedział ,a ona zaniemówiła ,co nie było nowością dzisiejszego dnia.-Zapomnij o tym dupku. Nie jest Ciebie wart. Ja też nie jestem. Wróć do Los Angeles. Masz tam Robbiego. Ja poczekam. Czekam już tyle czasu.-dokończył ,a ona bez chwili zawahania wspięła się na palce i pocałowała go.
-Nie czekaj.-szepnęła i splotła jego palce ze swoimi.

______

Do ostatniej chwili ,do ostatniego rozdziału nie miałam pojęcia ja sama ,kto będzie tym tajemniczym nieznajomym z prologu. Zawsze moje wszystkie opowiadania kończyłam na związku głównych od początku bohaterów. Teraz zrobiłam trochę inaczej. I mam nadzieję ,że to nic złego:P
Tęsknić będę na pewno. Moje najdłuższe opowiadanie ,chciałabym je pisać dalej ,ale no nie mogę. Wszystko musi się skończyć. Historia Leny też.
Ale jest historia Laury. Naprawdę zależy mi na osobach czytających tego bloga. I na tym ,żeby ktoś czytał sam-na--sam.blogspot.com ...
Prolog + 33 + Epilog. To razem składa się na jakieś 35 rozdziałów. 35 tygodni. 9 miesięcy (huhu ,ciąża normalnie). NO kurde. Tyle się wydarzyło w moim życiu przez te 9 miesięcy ,tyle się wydarzyło w życiu głównej bohaterki przez 35 rozdziałów. TAK CIĘŻKO JEST TO ZAKOŃCZYĆ.
Ale to koniec. Konieeeeeeeeeec. Szczęśliwej drogi już czas. Mam nadzieję ,że będziecie wchodzić na opowiadanie o Dawidzie i Laurze.
Pozdrawiam :* 

piątek, 5 czerwca 2015

[33]And I guess that was never enough.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki The Neighbourhood-Baby Came Home.


-Musisz lecieć do Polski.
-Do niedawna mówiłeś ,że to mnie zabije.
-Ale Tobie nie wytłumaczy. Więc chociaż leć do Polski.
-Jak polecę ,to nie wiem czy wrócę Robbie. Wolę być tu ,z Tobą. Jak przyjdzie czas to Michał się dowie.
-Jak ty to sobie kuźwa wyobrażasz?
-Normalnie.
-ALE TY JESTEŚ UPARTA.
-Dziękuję. Jeśli zmienię zdanie to Cię o tym powiadomię.

-Lena...
-Robbie. Idź już. Do domu. Odpocznij.
-Nie zostawię Cię tu samej.
-Jutro masz trening.
-No i co? Zostaję,jeśli zmienię zdanie to Cię o tym powiadomię.-uśmiechnął się i złapał rękę przyjaciółki.-Ale będę przy Tobie na zawsze.
-Nie obiecuj takich rzeczy.
-Ale jestem pewny ,że tej obietnicy dotrzymam.

Lena.
Odezwij się. Rozmawiałam z Robbie'm i twierdzi ,że jesteś w szpitalu ,ale nie powiedział czemu.
Coś się dzieje? Znowu masz problemy z sercem? Kochanie moje! Pisz jak najszybciej. Jedno słowo ,a jestem w samolocie do LA.
Maja i po części James.

Lena!
Co tam się dzieje? Dlaczego nie odpisujesz i nie odbierasz? Martwię się. Obraziłaś się na mnie? Coś się stało?
Michał.

Lena!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
EJEJEJEJEJEJEJEJ.
Odpisz suczo.
KochamyCieeeeeee.
Co nie odbierasz? To zemsta? Czy utopiłaś telefon w Oceanie?
Ale ty jesteś nieodpowiedzialna!
Ubezpieczaj się w każdym tego słowa znaczeniu.
Karol.
I Andrzej bo laptopa zalał piwem a na ajfonie nie potrafi pisać mejli.

LENA
Jakieś zamieszanie tutaj wybuchło. Mam nadzieję ,że wszystko jest dobrze. Wiem ,że mi nie odpiszesz ,bo się do mnie nie odzywasz. Mam nadzieję,że odpiszesz tym razem. I że będzie to:,,Facu wszystko jest dobrze nie martw się.''
Facundo.

Facu!
Wszystko jest dobrze ,nie martw się.
Lena.

  Lena wstała z łóżka i udała się do kuchni. Z lodówki wyciągnęła mleko i bez zawahania przechyliła karton do góry przy ustach. To był jeden z tych nawyków ,które przyswoiła dopiero w Stanach. Wcześniej nalałaby do szklanki ,schowała mleko i dopiero by się napiła.
Od kiedy wyprowadziła się z Polski ,jej życie zaczęło nabierać kolorów. Nie chodziło tu o to ,że nie lubi Polski,bo tak nie było. Tylko gdy się wyprowadziła ,zaczęła zwiedzać ,coraz mniej interesowało ją to co będzie jutro. Interesowało ją to ,co jest teraz. I właśnie teraz zdała sobie sprawę z tego ,że ona nie chciałaby żyć w nieświadomości. Dlatego postanowiła wrócić do Polski ,chociażby na chwilę. Powiedzieć Michałowi ,zobaczyć jak zareaguje i w zależności od jego dalszego postępowania zostać lub wrócić do Los Angeles.
Od razu zarezerwowała bilet na następny dzień i sprawdziła lot powrotny. W razie konieczności wróciła by jeszcze tego samego dnia ,którego dojechałaby pociągiem do Bełchatowa z Warszawy. Potem musiałaby pojechać do Rzeszowa i z Rzeszowa do Warszawy na lot powrotny.
-Halo?-usłyszała w słuchawce.
-Robbie? Postanowiłam. Jutro lecę do Polski.
-Jutro!?Przecież nie zdążę kupić biletu!
-Ale lecę sama.
-Chyba zgłupiałaś.-powiedział ,a ona poczuła napływające łzy. Przez chwilę milczeli ,aż w końcu Robbie dodał.-Nie polecisz sama.
-Robbie!
-Myślałaś że pozwolę Ci lecieć samej? Zaraz u Ciebie będę.-powiedział i się rozłączył. 
Dziewczyna usiadła przed telewizorem i zaczęła mówić sama do siebie ,podśpiewywać. Wszystko ,aby tylko pozbyć się łez i grymasu na twarzy.
Godzinę później otworzyły się drzwi wejściowe przygotowane na przyjście Robbiego. Lena spojrzała w jego stronę. Stał i siłował się z walizką.
-Po co ci ta walizka?
-No lecę z Tobą jutro do Polski przecież.
-Co?
-No tak. Mam miejsce 24B. Jedyne wolne normalnie. A ty ,które?
-24A. Ale zgłupiałeś chyba?
-No. W cholerę zgłupiałem.
-Ale mam Michałowi do powiedzenia coś całkowicie innego niż myślisz.-mimo piosenek śpiewanych przed przyjściem chłopaka i chwilowym uspokojeniu się ,w jej oczach znowu zaświeciły łzy.
-Co?-wytrzeszczył oczy.
-To pierwsze też. Ale... to jest nieaktualne.-zanosiła się.
-Jak to... nieaktualne.
-Robbie...
-Lena ,co się dzieje.-powiedział ,a zanosząca się dziewczyna przytuliła się do niego nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa bez szlochu. 
*Następnego dnia*
Robbie nie potrafił uwierzyć w to ,co usłyszał od swojej przyjaciółki. Nawet teraz ,gdy już jest tego pewien ,gdy przeklinał się ,że kiedykolwiek pomyślał o tym zdarzeniu ,nie potrafił w to po prostu uwierzyć.
Lena cały lot nie odezwała się ani słowem. Po kilku godzinach lotu położyła głowę na jego ramieniu i usnęła. Obudziła się dopiero wtedy ,gdy wylądowali. W Polsce byli o jakiejś 10. Kilka następnych godzin spędzili w pociągu zatrzymującym się w Bełchatowie.
Gdy dojechali do Bełchatowa ,Lena naprowadziła Robbiego na mieszkanie Karola ,a sama poszła dobrze znaną jej drogą do mieszkania Michała. W wejściu powitał ją pies. Przykucnęła przy niej i zaczęła ją głaskać ze łzami w oczach.
-Zła ze mnie pani.-uśmiechnęła się ,a pies merdał ogonem jak oszalały i nie potrafił usiedzieć na miejscu.
-Lena?-powiedział zdziwiony Michał.-Co ty tu robisz?-podbiegł do niej i uniósł ku górze.-Boże ,nie odzywałaś się tyle czasu.
-Bo byłam w szpitalu.
-Co? Dlaczego?
-Zasłabłam przy Robbie'm ,on mnie zawiózł i zostawili mnie na badania.
-Coś wyszło?
-Nie... To znaczy coś wyszło ,ale...
-Boże ,na szczęście.
-Wiesz ,przylatując tu myślałam ,że będę miała okazję powiedzieć ci ,że jestem w ciąży.
-Co?W ciąży?-przerwał jej.-Ale jak to? Ze mną?
-Michał! Tak ,jak mogłeś pomyśleć że nie?
-Po prostu...Nie ważne. Ale jak to sobie wyobrażasz? Ja tu ty tam? Dziecko? Teraz?
-Wiesz co? Jesteś skończonym dupkiem. Miałam Cię za kogoś innego. I nie dałeś mi skończyć. Byłam w ciąży ,która zagrażała mojemu życiu. Ale poroniłam. I już w niej nie jestem. Jesteś zadowolony?-krzyknęła i trzasnęła za sobą drzwiami.

__________________

AND THE LAAAAST CHAPTER ISSSS....33!
No smutno. Jeszcze epilog i koniec :< EJ NO.
Ale jest przecież Dawid Dryja i Laura :< sam-na--sam.blogspot.com
Serio zapraszam no i no ten no . No. Tak.
Pozdrawiam :*

piątek, 29 maja 2015

[32]Tomorrow’s a new day for everyone


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Xavier Rudd-Follow The Sun


   Następnego dnia ,ani ona ,ani on nic nie pamiętali z zajścia na balkonie. Jak to kiedyś określił wujek Leny:
-Lepiej zapomnieć ,niż potem kopać doły pod ulice w Warszawie.
Nie rozumiała do końca tego powiedzenia ,ale chyba miało głęboki przekaz.
Po powrocie do Los Angeles i przylocie Michała ,James'a i Majki ,Lena była w pełni szczęśliwa. Pojechali razem do jej domu ,rozpakowali się ,a ona zabrała ich z Robbie'm do ulubionej knajpy z najlepszym jedzeniem ,jakie można tutaj dostać oczywiście w niskiej cenie. Jako ,że Lena sama nie potrafiła gotować ,a raczej trzeba określić to inaczej: nie potrafiła sama zrobić czegoś ,co by smakowało jej. Zawsze lepiej przecież smakuje coś zrobione przez kogoś innego.
-Jak ja się stęskniłem!-krzyknął Michał.-Kobieto.
-No przecież wiem.
-Tylko tam nic nie wymodźcie w tej wspólnej sypialni ,bo będzie źle.-z drugiej połowy domu dało się słyszeć pogróżki ze strony Mai.
-Tak.-dodał Robbie.-Ja dziecka niańczyć nie będę.
-Robbie.-Lena wyrwała się z uścisku Michała.-Przyznaj ,że gdybyśmy coś wymodzili ,to musiałabym wrócić do Polski a ty byś tego nie przeżył.
-Ugh ,rozgryzłaś mnie.-powiedział twardo i napił się wody.
*Kilka dni później*
-Hej hej hej hej!-zbiegła ze schodów.-Ruszajta się.
-No przecież zdążymy!-odkrzyknął Karol.-Jakoś na mecze siatkówki Ci się tak nie spieszyło.
-Jak to nie? Poza tym ,w Bełchatowie nie ma takich korków jak tu.
-A my dopiero przylecieliśmy!-Lena spojrzała na Karola i Andrzeja z walizkami w rękach i zaczęła się śmiać.-Co w tym jest śmiesznego?
-Zapomniałam. Puść walizkę. Jedziemy ,teraz.
-Wiesz co ,szczerze powiedziawszy źle ci idzie mowa Polska. Chyba za bardzo przesiąknęłaś tutejszą kulturą ,bo strasznie słychać w Twoim głosie Angielski. Serio ,tak ci się języczek plącze ,Michał ,wiesz coś na ten temat?-Andrzej spojrzał na Michała.
-No pewnie ,że wiem.-objął ją ramieniem.
-Nie pochlebiaj sobie.
*Kilka godzin później*
  Wszyscy razem usiedli w loży VIP na rodzimym stadionie LA Galaxy. Podczas wychodzenia drużyn Lena od razu poznała Robbiego ,który uśmiechał się w ich kierunku.
-Mam nadzieję.-zaczął James.-Że jednak wygrają ,bo klapa będzie potem ,Robbie obiecał ,że wygrają to stawia alko!
-Jedyne co on może Ci teraz postawić to włosy. Jako fizjoterapeuta nie pozwalam.
-Ale on nie musi pić!
-Ty też nie musisz.-wtrąciła Majka.-Abstynencja musi być zachowana. Ja nie zezwalam na dzikie noce w klubach czy nawet w salonie u Leny. Ewentualnie se róbcie co chcecie. Ale rzygasz na dworze i potem musisz to posprzątać.
-Jeszcze to przemyśle.
-Tak właśnie powinieneś zrobić.-w momencie wypowiedzenia tego zdania rozpoczął się mecz. Pierwszy gwizdek wyrwał ich z zaciętej rozmowy na temat spożywania alkoholu na wakacjach. Gdyby było trzeba napisać coś na ten temat jako pracę magisterską ,Majka na pewno bez problemu by to napisała. Była mistrzem ciętej riposty już od najmłodszych lat ,a w małżeństwie to ona była od przerywania i prawienia mądrości ludowych. James wtedy mówił ,że jest klasyczną Polką ,a ona wtedy zawsze mówi coś w stylu:
-A ty jesteś typowym Anglikiem. Siedziałbyś tylko na kanapie i pił whiskey ,oglądał magazyny z gołymi babami i chodził na Guinness z kolegami.
Jej riposty to zazwyczaj niesamowicie rozbudowane zdania ,z których kiedyś można by było napisać jakąś książkę i nazwać ją ,,Małżeństwo z Polką:strzeż się''. Pomysłodawcą tytułu oczywiście jest James.
-Jezu kurde jego mać ja pierdziele on strzelił!-krzyknęła Lena i spojrzała na Robbiego ,który właśnie cieszył się z gola i pokazał w jej stronę. Obiecał jej i tak zrobił.
Zadedykował jej gola! Pierwszy poważny gol zadedykowany dla niej!
-To niesprawiedliwe ja nie mogę ci dedykować goli eh.-powiedział Michał.-Co najmniej jakiegoś asa czy punkt. Coś tam by się znalazło.-mówił ,a Lena przerwała mu pocałunkiem.
-Nie musisz.
-To dobrze.-pocałował ją ponownie.
*Kilka dni później*
   Wszyscy razem szli plażą ,podziwiając palmy ,morze i ciesząc się swoją obecnością. Tego Lenie brakowało. Trzymania za rękę kogoś ,kogo kocha i palców u stóp skąpanych w piasku i wodzie na zmianę.
-Gdyby tu mieli jakiś dobry klub siatkarski.-wtrącili wszyscy trzej na raz ,co brzmiało niesamowicie dziwnie.
-Ja bym tu z wami nie wytrzymała. Majce jeszcze bym pozwoliła ,ale wam i Jamesowi? Nie. Majka ,co ty na to?
-Aprobuję.
-To James ,musisz odsprzedać bilet.
-Ja wam odsprzedam kuźwa ,do domu i koniec. Co ja zrobię bez mojej rudej Polki w domu?-powiedział i czule ją pocałował.

Lena!
Te wakacje ,wakacyjne święta były naprawdę świetne!
Żałuję ,że musieliśmy wracać ,ale przecież wszystko się kiedyś kończy ,prawda?
Baw się dobrze dalej sama w LA ,pozdrów Robbiego i w sumie to się udław tym słońcem i tym ciepłem bo ja już zdążyłam przemarznąć po wyjściu w lotniska.
Jeszcze wrócimy.
Strzeż się.
Radzę Ci już się przeprowadzać.
Ale i tak cię znajdziemy.
Przed nami się nie schowasz.
MAJECZKA

MAJECZKO
A u nas ostatnio jakieś upały straszne ,aż musiałam spodenki dokupić.
Zamontowali mi nową klimatyzację w domu ,bo niektórych upałów nie da się wytrzymać.
O ,i nareszcie woda w basenie odświeżona. Bo po was to musiałam ,hultaje z Polszy.
Przynajmniej bezdomni nie marzną.
Jak tam ten luty? Podobno wyjątkowo mroźny!
Powodzenia.
Ja też wiem gdzie mieszkacie.
Przede mną też się nie schowacie.
HA
Lena.

-Musisz mu o tym powiedzieć.-Robbie spojrzał w jej oczy ,przeszklone ,duże ,brązowe oczy.
-Jak? Po co? Ja jestem tu ,on tam, nawet się by nie zorientował.
-Tak ,bo to taka mała zmiana ,naprawdę.
-Robbie! Nie. Skończmy ten temat.A teraz idź proszę. Zaraz mam zmianę kroplówki.
-Lena.
-Koniec.
-Ale Lena!
-Koniec.
-LENA DO CHOLERY JASNEJ CHOCIAŻ RAZ MNIE POSŁUCHAJ.
-Słuchałam się miliony razy ,a teraz ty musisz zaakceptować moją decyzję.
-Ale nie możesz tego zrobić. To Cię zabije!


___________

Am so sorry. Jestem chora. Lato ,a ja chora ,fajnie.
Mi się nie podoba ,zdycham tutaj ale no napisałam. Coś mi się wydaje ,że to przedostatni. 

piątek, 22 maja 2015

[31]If he said help me kill the president.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki The Neighbourhood-Wires

-A co to dzień dobroci dla sierot?-zaśmiała się i po chwili przytuliła Robbiego.
-Powtórzyłbym to samo po tym przytuleniu. Ale chce kawę. Zrób mi kawę.-powiedział ,a ona go puściła i spojrzała na niego swoim gardzącym spojrzeniem przeznaczonym dla przyjaciół.-No żartuje ,zrobię sobie sam.
-Wow. Sam kawę? Chyba się z Tobą ożenię.
-Nie mam nic przeciwko.-wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.-Co dzisiaj na obiad żono?
-Myślałam ,żeby ugotować spaghetti ,ale do tego potrzebny mi chyba twój żel do włosów. Jest go dużo i w ogóle. Mam nadzieję ,że rozumiesz co mówię.
-Rozumiem. Starasz się mnie inteligentnie obrazić.
-Coś w tym stylu.-wyszczerzyła się do niego ,po czym usiadła naprzeciwko. On zaczął robić kawę zarówno sobie jak i jej.-Jak będzie za gorzka ,to pamiętaj ,że nie masz więcej wstępu do domu.

Lena!
Chryste Panie! Święta niedługo! Już zaczynam się pakować ,bo nie zdążę. Kto wymyślił limity z bagażem?
No to za jakieś 4 dni będziemy chodzić po plaży w Santa Monica ,oglądać parady w Pasadanie i narzekać na upał w Boże Narodzenie!
James stwierdził swoim inteligentnym tonem ,że jest wyjątkowo zimno. Tak ,to był ten moment. Chyba robi się coraz mądrzejszy. Już powinnam uciekać?
Mam nadzieję ,że zmarzła ci dupa tam.
Wiem ,że nie ,ale powiedz ,że tak i daj mi tę nadzieję! Proszę! Błagam!
Chociaż ,obojętne mi to. W końcu za kilka dni nareszcie będę mogła wyjść na dwój na krótki rękaw! Szok.
Pozdrów Robbiego!
Majka.

-Robbie!
-Co Lenko moja piękna żonko?-powiedział po Polsku. Jednak nauka nie poszła w las!
-Słuchaj! Nie uwierzysz.
-Co?
-Majka cię pozdrawia.
-Wooooooow! Szok. Jak ja się pozbieram?
-No właśnie nie wiem. I tak poza tym to mam pytane.
-Nie wiem ,czy mam się bać ,czy od razu uciec ,wezwać policje i karetkę albo straż. Boję się twoich pytań ,serio.
-Polecisz ze mną do Toronto na dwa dni?
-Do Toronto? Po co?
-Musze załatwić kilka spraw ,odwiedzić kuzyna i tak dalej. Zdążymy wrócić przed przylotem Mai i Jamesa.
-,,Zdążymy''?
-Tak.
-To kiedy masz zamiar lecieć?
-Jutro.
-Jutro?!
-Tak ,Jutro. No to dwa dni tylko! Poza tym ,już kupiłem Ci bilet.-uśmiechnął się podstępnie i zabrał jej laptopa.-Jutro,czyli we wtorek ,godzina 10:00 lot z Los Angeles do Toronto. Czwartek 10 grudnia ,godzina 19:00 lot z Toronto do Los Angeles. I mamy miejsca obok siebie.-zabawnie poruszył brwiami.
-Tyle godzin w samolocie mam z Tobą wytrzymać?
-Dokładnie tak.

Majka!
Niestety ,ale musicie odwołać swój lot ,bo ja w Toronto! Robbie stwierdził ,że Was nie lubi i porwał mnie do Toronto. Jak tu zimno!
A tak naprawdę ,to żartuje. Przylatujcie ,ale w Toronto serio jestem. Życzyłaś mi zmarznięcia to proszę. Ciesz się. Raduj swą duszę.
Lena.

Lena!
HAHAHAHAHA!
Zabawne.
Wiesz ,na jaki zawał padłam ,czytając pierwsze zdania?
I dobrze Ci tak.
Marznij.
Majka.

Michał!
Z przykrością stwierdzam ,że moje marzenia  mieszkaniu w Toronto(miałam 12 lat!) legły właśnie w gruzach. Jest tu zimno. Zimno. 
It's too cold.For me here!
By mnie mógł ktoś przytulić tutaj.
No mam przecież Robbiego. Ale jakiś Michał by się przydał. 
Lena.

Lena!
Dawno się nie odzywałem ,bo wiem ,że nie chcesz ze mną rozmawiać.
Ale przypomniałem sobie ,że przecież istnieje coś takiego jak mail. Może po zobaczeniu mojego adresu ,nie przeczytasz tego ,ale jeśli do czytasz ,to wiedz ,że przepraszam.
I mimo ,że nadal cholernie Cię kocham ,chcę,żebyś się do mnie odezwała. I powiedziała raz na zawsze ,że mnie nie kochasz. Jeśli do prawda.
Facundo.

-Trzymaj.-powiedziała Lena i przekazała Robbiemu nóż ,który wzięła z blatu w mieszkaniu kuzyna Robbiego.
-Po co mi to?
-Zadźgaj mnie.
-Dlaczego?-zaśmiał się.
-Facundo!
-Ups.
-Dokładnie ,ups.-usiadła na fotelu przed telewizorem i wyjęła telefon z kieszeni. Spojrzała na godzinę i odblokowała go. Włączyła jakąś grę i zaczęła grać.
-Co ty robisz?-Robbie spojrzał na nią i na grę ,w którą grała. Właśnie myła swojego kotka ,co wydało mu się niesamowicie zabawne.
-Pomaga mi się odstresować.-powiedziała ,a on wybuchnął śmiechem. Ona po chwili zrobiła to samo.-Zamknij się.
-Jesteś wyjątkowo niesympatyczna i chamska ,wiesz? Jesteś najbardziej chamską przyjaciółką jaką miałem ,nie licząc tego ,że jesteś moją pierwszą przyjaciółką. Jesteś najsympatyczniej chamska ze wszystkich kobiet ,jakie poznałem. Więc masz wino z tej okazji. 
-Wino ,które ja stawiam!-wtrącił kuzyn Robbiego ,Frank ,który wszedł właśnie do mieszkania.-Tak, to wasza ostania noc ,więc ja stawiam! Wszystko! Co tylko chcecie. Alkoholowego.
-Ja poproszę to wino.
-A ja poproszę coś mocniejszego. Raz na ruski rok można sobie pozwolić ,prawda?
-Jako Twój fizjoterapeuta Robbie ,nie pozwalam Ci. Ale jako Twoja przyjaciółka ,rób co chcesz.
   Po kilku kieliszkach wina ,Lena była już wstawiona. Nie potrafiła pić. Nie była z tych Polaków ,którzy mogą pić i pić ,a upiją się dopiero po ośmiu kieliszkach wina. Ona czuła się pijana zazwyczaj po dwóch kieliszkach wina. Była właśnie z tych ludzi ,którzy nie piją ,a jak piją ,to piją mało. I było jej z tym dobrze ,ona jako jedna z niewielu nie dostawała opieprzu za picie przed osiemnastym rokiem życia.
Frank ,który był w wieku Robbiego ,mieszkał w centrum ,ze swoją narzeczoną Melisą ,która była z Alaski. Jest tak sympatyczny ,że zdaniem Leny to aż straszne. Całkowicie różni się od swojego kuzyna.
-Ja idę spać.-powiedziała Lena i wstała z miejsca ,lekko się chwiejąc.Robbie podskoczył ze swojego miejsca i poszedł za nią.
-Ktoś tu wypił za dużo wina.-uśmiechnął się.
-A ty też!-odparła ,co brzmiało niesamowicie śmiesznie z powodu jej plączącego się języka.Poszła dalej i potknęła się o szafkę. Przeklęła po Polsku i poszła dalej. Po chwili znowu się potknęła ,ale tym razem złapała się o szafkę ,poślizgnęła jej się ręka i poleciała do tyłu ,prostu w ramiona Robbiego. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem i wyszeptała.-Chyba złamałam nogę.-Robbie wybuchnął śmiechem i postawił ją na proste nogi.
-Dobrze?-zapytał.
-Chyba muszę wyjść na balkon.
-Pada.
-Muszę.
-Idę z Tobą.-zamknęli za sobą drzwi i wyszli na balkon ,z którego doskonale widać było centrum i najbliższe budynki biurowe ,w których pozapalane światła mówiły o tym ,że wiele ludzi jeszcze pracuje.-Hej hej hej!-powiedział ,gdy Lena wyszła spod terakoty chroniącej od deszczu. Jej włosy przestały być puszyste jak zawsze i oklapły pod wpływem wody.-Wracaj.-podszedł do niej i również zaczął moknąć.-Dobrze ,że nie jesteśmy syrenami.-jej język nadal się plątał.
-Doskonale.-oparł się o barierkę i spojrzał na Lenę. Jej twarz spowita była bladym światłem ze środka pokoju. Zimny wiatr unosił jej włosy ,a ona patrzyła się w górę ,gdzie właśnie widać było lecący samolot. Podszedł do niej i złapał ją za rękę.-Jestem pijany ,więc mogę.-nie dając jej dojść do słowa ,chwycił delikatnie jej twarz w swoje dłonie i wpił swoje usta w jej.

_________

Yass! Ready.
Kocham piosenkę z tytułu. Kocham ,kocham ,kocham :>
I'm in love with California vol #2 :D
Pozdrawiam :*

piątek, 15 maja 2015

[30]She's so high, high above me.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Kurt Nilsen-She's So High. 


-Dużo Polek jest w Ameryce. Nie są jak większość na przykład Meksykanek ,które są pomocami domowymi czy coś. Każda ,którą poznałem pracuje na jakimś wysokim stanowisku ,studiuje na najlepszych uczelniach w okolicy. Faceci muszą o nie zabiegać ,a są naprawdę trudne do ,,zdobycia''.A większość i tak jest zajęta. Ich związki są trwałe ,a nie na tydzień. Bynajmniej ja takie poznałem. I dużo Polek ma taką piękną ,słowiańską urodę.
-Jedź do Polski ,tam wychodząc na miasto masz Polki na każdym kroku i możesz je sobie podrywać.-zaśmiała się.
-Dobry pomysł. A czy Polki lubią Amerykanów?
-Lubią też własnych facetów.
*Kilka dni później*
   Po zaaklimatyzowaniu się w mieście ,Lena potrafiła dojechać do pracy i do najbliższego Wal-Mart'u. Z każdym dniem przyswajała nowe trasy ,ale przede wszystkim poznawała miasto.
W pracy było naprawdę niesamowicie sympatycznie. Piłkarze ,sztab. Każdy jej pomagał ,nikt nie patrzył na nią wzrokiem nienawiści. Ale z nich wszystkich ,najbardziej do gustu przypadł jej Robbie Rogers. Już drugiego dnia jej pracy , ,,uratował jej życie''. Idąc po schodach z papierami do wypełnienia ,nie zauważyła mokrej kałuży i gdyby nie on ,sturlałaby się jakieś 50 schodków i kto wie ,co by się stało. Ale nie stało się nic ,bo Rob w porę ją złapał.
Gdy powiedziała o tym Michałowi ,on od razu zrobił zazdrosną minę ,ale gdy dokończyła i powiedziała ,że jest gejem ,zaczął się śmiać i powiedział:
-Dobrze ,że to nie ja spadłem.
A ona odpowiedziała:
-Na Ciebie żaden facet by nie poleciał.
I tak obydwoje udowodnili obecność swojego czarnego humoru ,po raz kolejny już zresztą.
Przez ten czas ,niemalże codziennie rozmawiała z Majką na Skype. Zawsze w trakcie ich rozmowy ,James wracał do domu i zaczynał śpiewać. Często powtarzał śpiewanie ,,Californication'' i zapowiadał tym samym wielkie odwiedziny najdziwniejszego małżeństwa tej części Europy. Dlaczego najdziwniejszej? Głównie przez ich zawody. Jak to kiedyś Lena fachowo określiła:
-On grzebie w zwłokach ,a ona pociesza rodziny tych ,którym on w tych zwłokach grzebie.
I była to nawet trochę prawda. Oczywiście nie za każdym razem. Czasami on grzebał w zwłokach ,a ona nie miała nic ważnego do roboty.
Dziewczyna zawsze też im powtarzała:
-Nie wiem ,co wy będziecie opowiadać swoim dzieciom i wnukom ,ale ja już im współczuję.
  Mimo wszystko zawsze ich podziwiała. On nie wytrzymałaby ,gdyby przez ułamek sekundy miała spojrzeć na jakieś martwe ciało ,a James widywał je niemalże codziennie. A Majka nasłuchała się tyle historii mrożących krew w żyłach ,że Lena również nie dałaby temu rady.

Majka!
Jak tam moja ulubiona pani psycholog sądowa?
Jest 24 listopada ,za miesiąc święta! I mam nadzieję ,że albo wy mnie zaprosicie ,albo ja zaproszę was!
Dawno się nie odzywałaś ,coś się stało? Kurczę ,mów mi wszystko tutaj! Czekam ,oczekuję!
Mam nadzieję ,że nic poważnego się nie dzieje i że po prostu o mnie zapomniałaś.
Mój laptop się zepsuł. Odszedł w zaświaty ,bo postanowił wykąpać się w herbacie cytrynowej. Oczywiście sam ,ja nie miałam w tym żadnego wkładu własnego.
Wiesz co. Jak fajnie jest mieć przyjaciela geja! Mam go i Michał się specjalnie nie denerwuje ,nie ma pretensji i uwaga! Nawet chce go poznać ,gdy tu przyleci.
Robbie ciągle mi pomaga. To jest aż straszne. Nawet zawiózł mnie do lekarza!
Skarb.
Ale mów ,co u Ciebie!
Lena.

Lena!
Twoja ulubiona pani psycholog aktualnie ma się świetnie. Ostatnio miałam małe zawirowania zdrowotne ,ale już wszystko jest dobrze.
Wiedziałaś ,że szpitalne kroplówki tak bolą ,ale dopiero po ich zdjęciu?
No wiem ,że widziałaś.
Czekam na wyniki badań ,ale lekarz mówi ,że to nic poważnego. Miałam prześwietlenie głowy ,bo spadłam ze schodów (nie ,nie było przy mnie żadnego Robbiego-piłkarza-geja) i uderzyłam się w głowę ,zemdlałam ,ale jest dobrze.
No jasne ,że Cię zapraszamy. Chociaż święta w wydaniu ,,gorąco mi ,włącz klimę'' ,też może być fajne. Nam to obojętne ,tylko powiedz wcześniej ,bo boję się,że James znowu zacznie gotować ,a tego chyba nie wytrzymam. Nie ,żart. James pysznie gotuje i wcale nie siedzi obok i wszystkiego nie widzi! 
Pozdrów Robbiego i powiedz ,żeby częściej zakładał tą fajną bluzę ,w której był ,gdy rozmawialiśmy z Tobą na Skype.Top Secret ,muszę się śpieszyć ,bo James zaraz wróci. JAKI ON JEST PRZYSTOJNY. Gdyby nie był gejem ,zostawiłabym Jamesa.
Żartuje. Mąż jest tylko jeden! I przerwa po rozwodzie.
I w bonusie ,dlaczego byłaś u lekarza?
Majka.

-Robbie!
-Lena!
-Nadal czekam na gola.
-No wiem ,wiem.
-Nie wiesz!Nikt mi nigdy nie zadedykował gola ,a ty mi to obiecałeś.-zaśmiała się.-Nie licząc tych szkolnych zawodów ,kiedy moja wielka miłość w jednym meczu strzelał pięć i każda była dla mnie. Ale to było dawno i nie prawda, więc czekam.
-Postaram się. Co robisz na święta?
-Mam jeszcze jakieś 20 dni.
-Ale co robisz na święta.-upadł na kanapę i włączył telewizor ,podczas gdy Lena przygotowywała kawę.
-Przylatuje Michał ,James i Majka. Po świętach przylatuje Karol i Andrzej ,będą wszyscy razem jakiś miesiąc. Zaprosiłam rodziców i może przylecą ale 23 grudnia ,bo lecą na Hawaje i mają jednodniową przesiadkę w Los Angeles. Więc zatrzymują się u mnie. I oczywiście zapraszam Ciebie ,jeśli będziesz mógł.
-Raczej będę mógł. Moi rodzice lecą do Nicoli ,do Nowego Jorku ,a ja nie mogę ,bo mamy mecz 26 ,a nie ma wtedy lotów.
-Pójdziemy na mecz! Wszyscy! Razem. W sensie moi goście. Może coś strzelisz ,żebym mogła się pochwalić?
-No jasne.-uśmiechnął się ,a ona usiadła obok niego.
-Wiesz co? Mam pomysł.
-O matko.
-Poznajmyyyy się!
-O Boże.
-Ale serio. Jest pytanie i odpowiadamy na nie w kolejności ty ja. Tylko szczerze i bez głupich pytań. Ja zaczynam. Ulubiona piosenka.
-Kurt Nilsen-She's So High.
-Coldplay-Fix You.
-To teraz ja. No okej. Hmm.-zaczął zastanawiać.-Co by tu... O. Najgorsze wydarzenie w życiu. Ja zaczynam. Więc najgorszym wydarzeniem w moim życiu było złamanie otwarte ręki. Czułem wtedy jak moja przecina mi skórę ,widziałem ją i w ogóle...
-Dobra ,bez szczegółów. Potrafię to sobie wyobrazić ,serio.-przejechała ręką po twarzy.-Ała.-pokręciła głową.-Moim najgorszym wydarzeniem w życiu było moje porwanie.
-Z kim ja się zadaje ,matko. Ale serio ,jakie porwanie?
-Kilka miesięcy temu pojechałam do Warszawy ,nie mówiąc nic Michałowi. Tam zgarnęli mnie jacyś napakowani kolesie i zabrali mnie do jakiegoś opuszczonego budynku. Tam faszerowali mnie jakimiś narkotykami ,a na koniec ,gdy policja odkryła ,gdzie jestem ,wysadzili budynek. Po tym pogłębiły się moje problemy z sercem i konieczny był przeszczep. Wspomniałam ,że Ci kolesie byli wrogami mojego byłego narzeczonego ,który kilka lat temu umarł ,ale okazało się ze żyje i umarł ponownie w dzień mojego porwania?
-Okej ,wygrałaś. Przepraszam ,że musiałaś do tego wracać.
-Ilekroć do tego wracam ,boli tak samo. Ale mam przyjaciółkę psycholog i wiem ,że aby pozbyć się lęku ,trzeba nauczyć się z nim żyć. I ciągle się uczę.-łzy zaświeciły w jej brązowych oczach.
   Robbie widząc ,że dziewczyna zaczyna płakać ,od razu usiadł bliżej i przytulił najbardziej pocieszająco jak tylko potrafił. Lena wtuliła się w jego ramie i po jakimś czasie ,położyli się na kanapie i Lena usnęła wtulona w przyjaciela.

Majka!
U lekarza byłam ,bo robiłam badanie krwi. W sumie to dopiero jutro mam wizytę u mojego lekarza ,żeby je omówić. Życie tutaj jest takie zakręcone ,ale zarazem takie niesamowicie fajne!
Jak dobrze jest mieć przyjaciela ,z którym możesz spokojnie usnąć i nie bać się ,że coś dziwnego przyjdzie mu do głowy. I któremu możesz się spokojnie wypłakać. Cieszę się,że mam Robbiego.
Ale cieszę się też ,że mam Ciebie ,Michała ,Andrzeja i Karola. A nawet James'a! Powiedz mu to. Trzeba się podlizywać. Słyszałam przecież ,że pojechał na szkolenie do Rio ,a ja zapomniałam sobie tam kupić breloczka z Jezusem!
Nie mogę doczekać się świąt!
Lena.

   Dzwonek do drzwi wyrwał Lenę z oglądania powtórki odcinka jej ulubionego serialu ,a mianowicie ,,Forever''. Wstała z kanapy i podeszła do drzwi ,otwierając je. Stał w nich Robbie ,z butelką szampana ,pudełkiem prezentowym i czapką Mikołaja na głowie.
-Co ty tu robisz wariacie?-zaśmiała się i oparła o futrynę.
-Bo wiesz ,mam tradycję ,że poznaje kulturę swoich ofiar. A czytałem ,że w Polsce obchodzi się Mikołajki. Więc jestem tu. I głównie dlatego ,że ty spędziłaś ze mną Święto Dziękczynienia i nawet ugotowałaś drugiego-po mamie-najlepszego indyka w moim życiu. I dlatego ,że Cię niesamowicie kocham! Przyleciałaś tutaj i odmieniłaś moje życie. Nigdy nie będę mógł Ci się odwdzięczyć ,bo gdybym to zrobił ,zmieniłbym Ci życie ,a mam nadzieję ,że teraz jest wspaniałe. Jesteś najwspanialszą dziewczyną ,jaką kiedykolwiek poznałem. Zazdroszczę temu Michałowi.

_________________

No ,ha! Z tygodniowym spóźnieniem ,ale jest!
Jakie Polskie góry są piękne. Aaaaa. Chce tam wrócić. Ale nic przecież nie trwa wiecznie ,coś się kończy i trzeba wracać do swojego życia.
Mam nadzieję ,że się podoba ,chociaż mi jak zawsze się nie podoba. Ale przeraża mnie numer. 30! 30 rozdział! 31 z prologiem. Jezu! Chryste! Panie!
Nie wyobrażam sobie tego kończy, ale przecież kiedyś trzeba. I będzie to trudne. Ale mamy LAURE! http://sam-na--sam.blogspot.com/
Postaram się tam coś dodać w weekend. Ale proszę o jakiekolwiek komentarze na tamtym blogu ,bo kurde nie wiem ,czy ktokolwiek się tym interesuje i czy WARTO.
Pozdrawiam :*

piątek, 1 maja 2015

[29]Nobody could take your place

Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Embrace-Celebrate


-O Boże ,naucz się jeździć.-dokończyła ,nadal się śmiejąc.
-Nic Ci nie jest?
-Nic.
-Na pewno? Obiecuje ,że już nigdy więcej nie będę kierować.-powiedział a ona spojrzała na niego. Trzymał ją za rękę i pomagał jej wstawać. Uniosła się na palcach i mimo ,że nadal brakowało jej do osiągnięcia jego wzrostu ,wpiła się w jego usta. Gdy się od siebie odsunęli ,dokończył.-A może jednak będę. Chyba warto.
-Tylko nie celuj we mnie mocno.-uśmiechnęła się.-Żebym przeżyła.
-Postaram się.

*KILKA DNI PÓŹNIEJ*
   Ustała po raz drugi na Kalifornijskiej ziemi. Odebrała swój bagaż i wyszła na halę przylotów ,gdzie stał jej nowy ,,szef'' ,mający pokazać jej co i jak. Zobaczyła kartkę ze swoim imieniem i nazwiskiem i od razu podeszła do młodego mężczyzny. Był brunetem ,przez koszulkę było widać ,że ćwiczy na siłowni. Był on pierwszym fizjoterapeutą ,który miał pomagać jej w pracy ,ale także w mieście.
-Cześć.-powitał się ,po czym na jego twarz wypłynął szczery uśmiech.-Witamy w Los Angeles. Byłaś już kiedyś?
-Tak ,byłam kilka miesięcy temu.-wziął od niej jej walizki i udał się w kierunku wyjścia ,po czym wpakował walizki do bagażnika srebrnego samochodu.
-To wsiadaj ,zawiozę Cię do Twojego domu. Pokażę Ci mniej więcej drogę ,którą będziesz jeździć najkrócej. Samochód masz załatwiony od klubu ,tak jak wszystko. Pracę zaczynasz od poniedziałku.
-Świetnie.
-Jest naprawdę miło. Real Madryt to to nie jest ,ale wszyscy pracownicy ,cały sztab szkoleniowy i zawodnicy są w porządku.
-To dobrze.
-Podobno pracowałaś w siatkówce ,tak?
-W Reprezentacji Polski w trakcie Mistrzostw Świata, potem zaczęłam pracować w Skrze Bełchatów.
-Po Mistrzostwach powinnaś nie mieć problemu z dostaniem pracy gdziekolwiek ,naprawdę. Ale cieszę się ,że postanowiłaś wybrać Los Angeles Galaxy.
-Samo to miasto do mnie przemawia.
-Miasto. Piękniejszego chyba nie widziałem. Będziesz mieszkać na Manhattan Beach. Nowe osiedle ,widok na ocean i basen. Ale po co ja ci to mówię ,jak wszystko miałaś opisane.

MICHAŁ KURDE
Jaki tu jest raj. Ciepło ,ciepło. Ocean ocean. Basen basen. Los Angeles Los Angeles.
No i mega praca. Piłkarze są niesamowicie sympatyczni ( nie to co ci siatkarze ,snoby i w ogóle kocham cię) . Inni pracownicy tak samo!
Nie wiem nadal ,czy na pewno żyje. Może ta operacja się nie udała ,byłam w strefie przejściowej a teraz jestem w raju?
Wracam w grudniu! Będę na Święta ,oczekuje pysznych rzeczy i w ogóle. Już możesz się szykować.
Wiesz co najbardziej kocham w LA?
Te palmy. Te cholernie wysokie palmy biegnące wzdłuż ulic ku zachodzącemu słońcu. Kocham to. Szkoda ,że tak nie ma w BEŁCHATOWIE.
HAHA.
Życzę Ci marznięcia w Bełchatowie.
Pomyślcie z chłopakami o przyjeździe! Mam tu tyle pokoi ,a używam jednego. Przydałby się taki Michał ,Karol ,Andrzej ,James i Maja. Ale powiedz Karolowi i Andrzejowi ,że muszą spać razem.
Przemyślcie to!
Lena.

LENA KURDE
Karol i Andrzej są wniebowzięci myślą o dzieleniu ze sobą łoża małżeńskiego w Twoim domu w Los Angeles.
Cieszę się ,że przeżywasz upały podczas gdy my w zadumie ,mrozie i śniegu biegamy po parku i do pracy.
Udław się kochanie.
Życzę Ci huraganu.
U nas piździ jak cholera zachowałabyś się prawidłowo i powiedziała ,ze u Ciebie się ochłodziło ,leje jak z cebra i w ogóle ,jest pogoda pod psem ,a nie prawisz mi o palmach i pięknie zachodzących słońcach po dniu pełnym ciepła i radości z bycia w Los Angeles.
Udław się.
Ale u nas niedługo też będzie ciepło ,szach mat!
Za jakieś pięć miesięcy ,czy coś takiego.
Udław się.
Uciekaj od Kanadyjczyków podających się za Amerykanów na pierwszej randce. Pamiętaj ,że jesteś zobowiązana do Polaka udającego dobrego kierowce!
I się udław.
Michał.

  Usiadła przed telewizorem i otworzyła laptopa. Poszukała w spisie programu na dzień jakiegoś ciekawego filmu ,programu czy czegokolwiek. Wybór po chwili padł na stację ABC i Taniec z Gwiazdami ,bo była to jedyna ciekawa propozycja na samotny wieczór. Wszystkie filmy lecące teraz w telewizji było kolejno:
-horrorami
-dramatami
-filmami psychologicznymi
-thrillerami
-komediami romantycznymi doprowadzającymi widza do łez ,na które nie miała ochoty.
   W trakcie oglądania ,zadzwonił dzwonek. Zdziwiona podeszła i spojrzała przez wizjer. Za nimi stał Matthew - ,,fizjoterapeuta ,który pomaga jej się zaaklimatyzować w mieście i pracy''.
-Coś się stało?-zapytała patrząc na niego.-Zawału dostanę zaraz. Nikt mnie tu nie zna i mi dzwonią do drzwi ,serio.
-Przyszedłem oficjalnie opić twój nowy dom.
-Mój nowy wynajęty dom.-powtórzyła go i się zaśmiali. Zamknęła drzwi i udała się w kierunku kuchni.
  Z szafki wyciągnęła dwa kieliszki do szampana i już miała mu je podawać ,gdy z powrotem podniosła je do góry i powiedziała:
-Jesteś samochodem?
-Nie. Jestem z przyjacielem ,on jest u swojej dziewczyny kilka domów dalej ,a ja postanowiłem potowarzyszyć Ci przez ten krótki czas.
-No dobrze.-z powrotem podała mu kieliszek ,a on otworzył szampana. Poznała go ,taki sam piła ,gdy była tutaj z Majką.
-Nie jestem Kanadyjczykiem.
-Zauważyłam. Jesteś Anglikiem.
-Akcent?
-Akcent.
-Ale wiesz co? Wiedziałem od razu ,że jesteś Polką.
-A skąd to? Akcent?
-Nie ,poznałem wiele Polek. I z pośród wszystkich kobiet jakie poznaje ,one zawsze są najpiękniejsze.


___________

O :<
Nie lubie ,nie lubie ,nie lubie eah. Ale kocham piosenkę z nazwy rozdziału. Kojarzy mi się z najpiękniejszymi emocjami towarzyszącymi mi podczas odbierania pucharu przez moją ukochaną piłkarską drużynę życie ♥
Pozdrawiam :*
PS. MAAAAAAAAJ ♥

piątek, 24 kwietnia 2015

[28]But all my tears have been used up.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Tom Odell-Another Love

-Co?-zapytała i po chwili z powrotem odwróciła się w stronę siatkarza.-Dlaczego? Cieszę się.-uśmiechnęła się do Michała.-Ale co ty tu robisz?
-Postanowiłem odwiedzić starych znajomych ,starych czytaj znajomych mi od kilku miesięcy.-zaśmiał się.-Możemy porozmawiać w cztery oczy?
-No jasne.-podeszła bliżej niego.-Coś się stało?
-Nic się nie stało. Chciałem po prostu spędzić trochę czasu z tobą. Wiesz... przed Twoim wyjazdem.
-Aha. No przecież. Wyjeżdżam.-pokiwała głową z uśmiechem.-Ale wrócę. Czy wy mnie już uśmiercacie? Że samolot spadnie czy jak?

Michał.
Przepraszam.
Lena.

Lena.
Przepraszam mocniej.
Michał.

   Ostatni wizyta Michała była tylko jednodniowa. Po powrocie do Londynu ,Lena od razu wsiadła w samolot do Polski ,na który bilet miała już od dawna. Postanowiła spędzić trochę czasu z rodzicami ,Andrzejem i Karolem oraz Michałem ,z którym podczas jego wizyty pokłóciła się do tego stopnia ,że on wrócił do Polski.
Pokłócili się oczywiście o Facundo. Michał stwierdził ,że cieszy się ,że już nie musi z nim grać w jednej drużynie. Lenie zrobiło się głupio. Po prostu.
Przez nią ,pokłócili się niemalże najlepsi przyjaciele.Miała tego dość ,ponownie i znowu.
Wtedy weszli w ostrą dyskusję na temat Argentyńczyka.
   Po przylocie do Polski ,odebrali ją chłopacy. Zawieźli ją do jej rodziców ,a sami musieli pojechać na konsultację do lekarza sportowego ,którego Karol miał od zawsze w Warszawie. Był to znajomy rodziny ,który towarzyszył mu w jego sportowej karierze od dziesiątego roku życia.
-Chyba kiedyś nas tam zaprosisz ,co?-zapytał tata z uśmiechem.
-No oczywiście. Już możecie wyrabiać wizę. Jak wyrobicie ,od razu przylatujecie.
-Nie mam nerwów na samoloty.-mama jak zawsze marudziła.
-Ale musisz to poprawić ,bo lecisz do Los Angeles.-zaśmiała się Lena.
-Postaram się.
-No ja mam nadzieję.
-A jak tam z Twoim zdrowiem? Bo nic nie wspominałaś.
-Wszystko jest dobrze ,w Londynie był bardzo miły lekarz i chodziłam od niego na badania. W Los Angeles też już mam poleconego lekarza. Już nie będę się zaniedbywać.
-No i słusznie. Więcej takiej katastrofy nie przeżyjemy.-dopowiedział tata.
-Nie będziecie musieli.
-A robiłaś badania krwi?
-Jutro rano idę do naszego szpitala.
-To siadaj ,obiad zjedz i będziesz wolna.-uśmiechnęła się rodzicielka.-Już nie będziemy Cię męczyć.
-Nie męczycie mnie ,kocham Was.-przytuliła najpierw mamę ,następnie tatę i z polecenia usiadła przy stole ,przy którym siedziała codziennie przy obiedzie. Pamiętała jak tata opowiadał ,że jak była mała ,to zawsze siadała na milionie poduszek ,bo nie chciała siadać w krzesełku dla dzieci. Jak mówił ,że kiedyś położyła sobie poduszki tak nieudolnie ,że spadła z nich i rozcięła sobie łuk brwiowy ,po czym ślad ma do dzisiaj. Ma nawet zdjęcie ,jak blada leży w szpitalu ze szwami.
Potem zaczął się jej buntowniczy wiek ,kiedy to mając trzynaście lat postanowiła sprawdzić jak smakują papierosy. Wróciła po tym do domu ,a mama swoim czułym węchem od razu wyczuła ,że jej córka paliła. Dostała karę ,a sama przez ostatecznym werdyktem rodziców ,co zabiorą jej tym razem ,powiedziała ,że już nigdy nie usiądzie przy tym ,,beznadziejnie cholernym'' stole. Potem i tak usiadła i wszystko było dobrze ,a papierosów już nigdy nie zapaliła.
Gdy miała piętnaście lat i zaczęła się jej wielka przyjaźń z Mateuszem ,pokłóciła się z nim i w ramach buntu ,chwyciła za nożyczki i zaczęła obcinać sobie włosy tak ,że z włosów do bioder zrobiły jej się włosy do klatki piersiowej. I o dziwo nigdy nie pożałowała tej decyzji. Od piętnastego roku życia jej charakter i sposób spoglądania na świat nie zmienił się ani trochę. Mimo ,że teraz ma dwadzieścia siedem lat ,od tamtego momentu nie zmieniła się ani trochę. 
Pamiętała dokładnie dzień ,w którym poszła na studniówkę. Stała w przejściu w pięknej ,czerwonej sukience i przyszedł po nią jej ówczesny chłopak. Widok Pawła w idealnie czarnym garniturze ,spod którego widać było ukradkiem białą koszulę i czerwony krawat ,sprawił ,że nogi jej się ugięły. Był chyba najładniejszym chłopakiem w całej szkole. Gdy tańczyli razem walca  ,wiele dziewczyn patrzyło z zazdrością. I ją to satysfakcjonowało .Mimo ,że nie kochała go za jego wygląd ,tylko za to jakim był człowiekiem. Cieszyła się ,że te dziewczyny nigdy nie dowiedzą się o tym ,jakim jest romantykiem ,jak potrafi odebrać jej oddech nawet krótkim pocałunkiem i jak wspaniale tańczy walca do piosenki Nothing Else Matters.
Była z nim już od drugiej klasy gimnazjum. Ale niedługo po studniówce ,musieli się rozstać.On wyjechał do Australii ,a ona została w Polsce. Ale mimo wszystko ,związek z nim pamięta najlepiej. Pamięta każdą rocznicę ,na którą on zawsze organizował jakieś wypady ,albo robił kolację u siebie w domu. Pamiętała doskonale nawet jak go poznała.
Wracała ze szkoły ,a on stał na przystanku obok jej domu. Jacyś dwaj starsi chłopacy ,na oko mieli po dwadzieścia lat ,zagrodzili jej drogę i zaczęli się jej pytać o takie rzeczy jak posiadanie chłopaka. Nie zdążyła nic odpowiedzieć ,kiedy on do niej podszedł i pocałował w usta ,po czym ,jakby nigdy nic zapytał się ich ,czy coś się stało ,bo właśnie on i jego DZIEWCZYNA idą do kina. Oni wtedy odeszli ,a Paweł ,którego znała już wcześniej ze szkoły ,złapał ją za rękę i powiedział ,że zabiera ją do kina. To do niego należało wszystko co pierwsze. Pierwsza randka ,pierwszy pocałunek i jej pierwszy raz. Pierwszy wspólny wyjazd na wakacje ,pierwsza kłótnia ,po której nastąpiła pierwsza zgoda. Nadszedł w momencie najmniej oczekiwanym przez nią samą. Nigdy nie spodziewałaby się ,że na przystanku podejdzie do niej i ją gdyby nigdy nic pocałuje i oświadczy dwóm nieznajomym ,że jest jego dziewczyna. Ale ona nigdy nie miała szczęścia do facetów i prędzej czy później musiała go stracić.
  Jej poduszka gromadziła w sobie chyba miliony jej łez ,jej miś wysłuchał miliona historii ,a jej balkon ,,poczuł'' na sobie stopy jej wszystkich przyjaciół. Tęskniła za tym wszystkim.
Po około pięciu godzinach spędzonych z rodzicami, postanowiła przejść się i zadzwonić do Karola.
-I jak tam u lekarza? Płakałeś mocno?-zapytała.
-Wyłem jak cholera ,wiesz?-odpowiedział sarkastycznie.-Zaraz po Ciebie pojedziemy! Tylko stoimy w korku.
-Będę czekać. Zadzwońcie jak będziecie blisko.-wydychane powietrze zamieniało się w parę ,co chyba oznaczało ,że zbliża się zima. Wszystkie liście już opadły ,a na dworze było tak zimno ,że jej ręka po rozmowie z Karolem ,którą trzymała telefon ,była cała czerwona.
  Usiadła na ławce w parku i zaczęła się rozglądać. Była szesnasta ,więc wiele osób wracało ze szkoły. Mijali ją ,pary trzymały się za ręce. Chciałaby ,naprawdę chciałaby wrócić do tego momentu swojego życia. I wyjechać z Pawłem do Australii. Ciekawe jakby teraz wyglądało jej życie ,gdyby to zrobiła? Wiedziała. Prawdopodobnie nie przeżyłaby upozorowanej śmierci swojego narzeczonego ,później prawdziwej śmierci byłego narzeczonego ,który upozorował swoją śmierć ze względów na jakieś tam porachunki. Nie została by pobita ,faszerowana narkotykami i może nie potrzebowałaby przeszczepu serca ,bo by o siebie dbała. Ale nie znałaby też chłopaków. Nigdy nie porozmawiałaby z Karolem ,Andrzejem. Nie mieszkałaby w Bełchatowie ,w którym miała swojego ukochanego psa ,który aktualnie mieszkał z jej rodzicami ,którego chyba niesamowicie zaniedbywała ,ale mimo wszystko kochała ją nieswoim ,przeszczepionym sercem.
Z rozmyślań wyrwał ją telefon. Wyciągnęła go z kieszeni kurtki i odebrała.
-Zaraz będziemyyy!
-Dobraaa!
-Szykuj się na ostry drift po parkingu ,woohoo!
-Na pewno.-zaśmiała się i rozłączyła. Włożyła telefon z powrotem do kieszeni i udała się w kierunku swojego mieszkania. Ustała na chodniku obok parkingu i czekała na chłopaków.
Po chwili zobaczyła nadjeżdżające Audi ,które jechało w jej stronę. Po stronie kierowcy siedział Michał ,co wróżyło wiele emocji podczas jazdy.
Ale on zamiast się zatrzymać ,jechał ciągle prosto na nią. Chciała odskoczyć w bok ,ale on był pierwszy. Upadła na ziemię i nie czując się jakoś specjalnie źle ,zaczęła się śmiać. Michał od razu wyskoczył z samochodu ,zaczął ją przepraszać ,a ludzie przechodzący obok dziwnie patrzyli na jej wybuch śmiechu. Nie był spowodowany bólem ,tylko uświadomieniem. Właśnie przypomniała sobie ,że w taki sam sposób się poznali.

_________

Ach! Jest. Ach.
Dlaczego sny są takie niedorzeczne? Dlaczego w snach mam lotnisko w pomieszczeniu ,gdzie jest pralka i dlaczego to nie wydawało mi się dziwne? :D Co te sny?
Fragment z walcem. Matko kochano ,moja najdroższo. Jak ja kocham tą piosenkę ,jak ja kocham walc. Wizja tańczenia na studniówce walca do tej piosenki jest bezcenna. Chyba trzeba zacząć naukę:) AAAA.
Pozdrawiam :*

piątek, 17 kwietnia 2015

[27]Smile at the chance just to see you again

Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Foster The People-Miss You.


Michał!
Chyba potrafisz zrozumieć moją decyzję i ją zaakceptować.
Nie potrafię zdecydować ,więc nie będę tego robić i zostaję w Londynie. Jest mi tu zaskakująco dobrze ,wiesz? Nie to ,że w Polsce z Tobą było mi źle. Po prostu ,ciężko mi zostawić Anglię ,Majkę a nawet James'a. Tak samo ,jak Ciebie i Polskę na początku. Ale zrozum mnie. Wiem ,że się powtarzam.
Lena.


-Wiesz co ,szczerze powiedziawszy to chyba już mogę cię wywalić.-powiedziała Majka popijając herbatę na balkonie ,z którego rozciągał się widok na Centrum.
-Tak ,już możesz. Jestem o tyle od znalezienia własnego mieszkania.
-Ale ja Cię nie wypuszczę. Zostajesz i koniec.
-Nie będę siedzieć całe życie u Was.
-Gdzie całe życie. Jak całe życie to możesz spać na balkonie. Ale jest nawet spoko ,w zimę nie jest aż tak zimno. Zapytaj James'a ,często go wywalałam jak był niegrzeczny.
-Tak ,zawsze.-wtrącił James ,wychylając głowę zza okna.-Mówiła ,że to dla mojego i jej dobra. Zostawiała mnie na całą noc samego na balkonie ,przychodzili moi koledzy Bob i Job ,którzy tak się składa ,że są wilkołakami z Kalifornii.
-Zawsze marzyłam o takim mężu.-zaśmiała się ,a on cmoknął ją w policzek.
-Idę grzebać w zwłokach.
-Tak ,dokładnie zawsze marzyłam.-pacnęła się otwartą dłonią w czoło.-Zawsze.-powtórzyła.
Lena!
Potrafię ją zrozumieć. Ale nie potrafię nadal jej przetrawić.
Chciałbym tylko ,żebyś wiedziała ,że niesamowicie Cię kocham i zawsze będę gotowy na inną decyzję. Tylko pamiętaj ,żeby brać leki ,wracaj do Polski i uważaj na siebie...
I pamiętaj ,że Cię KOCHAM.
Michał.

Lena!
Nie potrafię pojąć Twojej decyzji ,ale ją szanuję. To twoja decyzja.
Ale pamiętaj ,że zawsze będę czekać.
Kocham Cię.
Facu Cococococococonte.

-Coś się stało?-zapytała przyjaciółka siadając obok Leny.
-Właśnie dostałam dwa maile ,w których chłopcy wyrażają miłość do mnie. I kurde ,daje słowo ,że zaraz się sklonuje ,jedną siebie wyśle do Facu ,a drugą do Michała. Tylko nie wiem kto dostanie oryginał. Widzisz? Nawet w takiej rzeczy mam pieprzone decyzje podejmować!-ścisnęła kubek tak ,że jej dłoń zbledła.
-Spokojnie ,bo potłuczesz jeden z moich ulubionych kubków.
-Przepraszam.-odłożyła kubek i przeczesała włosy palcami ,a Majka się zaśmiała.-I mam jeszcze jedną wiadomość...
-Tak?-Majka przybrała poważny ton.-Tylko nie mów ,że wyjeżdżasz do Australii czy gdzieś na inną Antarktydę. W sumie to jedź ,miałabym kolejny kontynent w dorobku przyjacielskim.
-Nieee.-zaśmiała się nerwowo.-Trochę bliżej...
-Co?
-Dostałam pewną propozycję...
-JAKĄ PROPOZYCJĘ?
-Zostania fizjoterapeutką LA Galaxy...
-CO?!
-No tak.
-Ale jak to ,do LA? Beze mnie? Toć to grzech. Ciężki. Karany częstymi wizytami. Ale powiedz mi,zgodzisz się? No bo kurde to fajna posada ,jeszcze w LA... Jak ja bym chciała całoroczne ciepło ,blisko Ocean i w ogóle...
-Chyba się zgodzę. Też tak sądzę ,nie lubię zimy! Chce lato lato!-uśmiechnęła się.-I zawsze możesz mnie odwiedzać. Ewentualnie zostaw James'a i leć ze mną.
-Już.-poderwała się z miejsca.-Widziałaś moją walizkę?

Michał!
Nie wiem ,czy to Cię interesuje ,ale jesteś jedyną osobą z Polski (oprócz moich rodziców ,którzy cieszą się razem ze mną) ,która może mnie wysłuchać. Powiedz do Karolowi i Andrzejowi bo już z miesiąc czekam na odpowiedź!
Wiesz co?! Dostałam tak mega ekscytującą wiadomość ,że to szok. Nie wiadomość ,a propozycję. Wyjeżdżam do Los Angeles! Posada fizjoterapeuty w LA Galaxy chyba jest dobrą propozycją? Mieszkanie z widokiem na Ocean i basenem chyba też? Co ci Amerykanie?
Niedługo wpadnę do Polski. Mam nadzieję ,że się spotkamy czy coś. Będę w Warszawie i Łodzi. Mów jak coś.
Lena.

Lena!
No pewnie ,że mnie to nie interesuje.
Żartowałem ,interesuje. I jest mi przykro ,że przesuwasz się o kolejne kilka tysięcy kilometrów ,a ja nadal w Bełchatowie! Też tak chcę.
Oczywiście ,że gratuluję i zazdroszczę. I mam nadzieję ,że pozwolisz nam siebie odwiedzić. I obiecuję ,że nie będziemy latać i pukać gwiazdom do drzwi. Nie!
I wpadaj ,będziemy czekać gdzieś na pewno!
Michał.

-Wiesz?
-Co wiem?
-Czy wiesz ,że za tydzień jedziemy do Brighton?
-Znowu?
-Tak! Bo James musi ,a przy okazji sobie odpoczniemy. W końcu za dwa tygodnie lecisz...do Los Angeles...beze mnie.
-Wybacz mi.-zaśmiała się.
*Tydzień później*
   Wyszła przed dom i czekając na James'a i Maję ,którzy musieli sprawdzić coś na internecie ,chodziła dookoła niego. Po dłuższym czasie ,poszła wzdłuż ulicy kierując się do Centrum. Wiedziała ,że zanim wyjdą z domu i będą gotowi na to ,żeby pojechać minie dużo czasu ,więc miała go odpowiednią ilość do pójścia po jej ulubioną kawę z ulubionego Starbucksa (głównie ze względu na obsługę).
Otworzyła potężne drzwi Starbucksa i weszła do środka. Poprawiła czarną kurtkę i podeszła do kasy ,przy której stał Michał-Polak ,który był w jej wieku i mieszka tu miej więcej od urodzenia. Ale na szczęście biegle mówił po Polsku ,więc codziennie w drodze do pracy skręcała tutaj ,żeby z nim porozmawiać i często kończyło się to na ,,obgadywaniu'' klientów w języku ,którego nie rozumieją.
-To samo co zawsze.-usiadła przy ladzie.
-Już się robi.-uśmiechnął się i zniknął na chwilę.-Gotowe.-podał jej kawę w kubku. Gdy go dotknęła ,poczuła przyjemne ciepło. Michał wziął marker i napisał jej imię.-Co słychać?
-Za dwa tygodnie wylatuje do Los Angeles. Dostałam pracę w LA Galaxy.
-Wow!
-Dokładnie.-upiła trochę kawy.-I nie wiem ,czy spędzić ten ostatni tydzień tutaj z Mają ,czy polecieć do Polski.
-Ja bym poleciał na 4 dni do Polski i na 3 dni wrócił do Londynu. Bo lot masz stąd,prawda?
-Tak ,stąd. Wszystko załatwiali Oni. Oni są tacy mili ,że zaczynam się bać ,że to jakiś podstęp. 
-Nie wolno ufać Amerykanom.
-Dziękuję ,że przez ostatnie tygodnie dodawałeś więcej kawy do kawy.
-Myślałem ,że to się nie wyda.-zaśmiał się.
-No niestety.-pokazał szereg białych zębów w uśmiechu.-Dobra ,chyba wracam. Mamy jechać do Brighton.-wstała z miejsca i pożegnała się z Michałem.
   Wszędzie Michały. Jak nie Michały to Michael'e czy inne Miguel'e. Chcąc zapomnieć ,nie potrafiła tego zrobić ,bo wszystko co napotykała na swojej drodze kojarzyło jej się z nim. Tęskniła za nim i teraz to widziała. Decyzje ,które podjęła były dobre. Może nie wszystkie ,ale na przykład wyjazd do Londynu był dobry. Dzięki niemu będzie mieszkać w Los Angeles ,spotkało ją tyle dobrego. Poznała James'a ,odświeżyła swoją przyjaźń ,za którą tak tęskniła ,w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy. Jej życie to ciągła tęsknota ,ale wiele osób tak ma. Każda decyzja niesie za sobą konsekwencje.
*Kilka godzin później*
   Po dojechaniu do Brighton razem z Majką poszły na plażę. Mimo prawie października ,było w miarę ciepło. Chodziły wzdłuż niej i rozmawiały patrząc co i rusz na zachodzące słońce.
-Wiem ,że może mnie zabijesz ... ale ktoś czeka za tą budką ,którą tam widzisz.-zacisnęła zęby i spojrzała na biały ,kwadratowy ,,budynek''.


________

Aj aj aj aj aj. Nie podoba mi się to. Ani trochę.
Chyba zbliżają się wakacje ,bo na głowie dużo spraw. Ale przynajmniej jest ciepło ,eh. Nie lubię zimy ,dobrze że już odeszła :P
Serio to prawie koniec... Chciałabym skończyć ,ale nie mogę. Nigdy się tak nie zżyłam z opowiadaniem ,daję słowo!
Pozdrawiam :*

piątek, 10 kwietnia 2015

[26]I'm so scared about the future and I wanna talk to you.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Coldplay-Talk


-Jezu Chryste.-powiedziała Lena patrząc na osobę w drzwiach jak na kosmitę.-Co ty tu robisz?
-Nie pożegnałaś się ze mną i nie powiedziałaś ,że wyjeżdżasz na aż tyle.
-No ale...co... co ty tutaj...PO CO?!-jąkała się.
-Lena ,jesteś najpiękniejszą ,,starszą'' kobietą ,z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia z wyjątkiem oczywiście mojej mamy ,bo to zobowiązuje. I nigdy nie myślałem ,że dla kogoś prawie dosłownie stracę głowę w takim stopniu jak dla Ciebie. Nigdy nie sądziłem ,że mój najlepszy przyjaciel będzie z kobietą ,z którą ja chciałbym iść przez miasto za rękę ,całować na dobranoc i słuchać jej marudzenia. To ja chciałem być przy tobie ,gdy miałaś problemy z sercem ,to ja chciałem siedzieć obok łóżka i trzymać się za rękę ,gdy byłaś nieprzytomna i to ja chciałem potrącić się wtedy samochodem. I nie mówię tego z nienawiści ,tylko z miłości do Ciebie. Więc teraz zostawiam Ci te kwiaty ,misia i nie przerywaj mi.-postawił rzeczy na podłodze.-Ja wyjdę. Teraz. Jeśli mnie nie zatrzymasz ,pójdę. I nie wrócę ,nie będę się naprzykrzał. Wyjadę do Rzeszowa i jeśli wrócisz do Polski ,proszę Cię... Pojedź tam ze mną.-zaczął oddalać się od drzwi.
  Stała ze łzami w oczach i nie mrugała ,bo nie chciała dopuścić do tego ,aby strumień słonych kropli spłynął po jej policzkach. Wciągnęła powietrze nosem i załkała. Miała dość ,teraz dopiero naprawdę miała dość.
Miała ochotę zabić ich wszystkich. Michała ,Facundo ,adoratorów z liceum. Wszystkich mężczyzn,bez wyjątków. Wszystkich ,naprawdę wszystkich na tym świecie. Nigdy w takim stopniu nie pragnęła zostać sama ,a może nawet ... zniknąć?
Musiała podjąć najważniejszą decyzję w kilka sekund. Miała mało czasu ,a miała mieć kilka dobrych miesięcy. Jeśli nie pójdzie za Facundo ,straci go. A jeśli pójdzie za nim ,straci Michała.
Spojrzała na swoje przyjaciółki i pobiegła.
Nie wiedziała co robi.
Ale pobiegła.
-Conte!-krzyknęła i biegła w kierunku Argentyńczyka.-Conte ,stój!-potknęła się o schodek i upadła wprost na niego ,a on ją złapał.
-Spokojnie spokojnie.-zaśmiał się.-Bo sobie coś złamiesz.-dokończył ,a ona rozpłakała się na dobre. Łzy spływały po jej policzkach ,a wszystko widać było jak za mgłą.-Dlaczego jesteś taka piękna,nawet jak płaczesz?-spojrzał na nią i odgarnął jej włosy za ucho.-To prawie nielegalne ,jak Ci się udało polecieć do USA?
-Mam was dość.-uśmiechnęła się przez łzy.-I nie wiem co mam robić. Kompletnie. Całkowicie. Strasznie. I wiesz co?-pociągnęła nosem i czuła ,jak znowu łamie jej się głos.-Nie wiem co myśleć o tym wszystkim ,ale myślałam tylko tyle ,że po kilku miesiącach z dala od was ,będę miała wszystko poukładane ,uprasowane i złożone na kupkę ale...-mówiła ,a on przerwał jej wpijając się w jej usta. Odwzajemniła.

Lena!
Słyszałem ,a przecież słuch mam dobry ,że wracacie do Londynu. Tak naprawdę obliczyłem sobie ,że właśnie mija czas waszego pobytu. Jak tam LOS ANGELES? Znaleźliście jakieś Anioły? Czy ty wystarczyłaś? Oczywiście pozdrów Majkę!
I wracaj! Do Polski. Do Bełchatowa. Do Warszawy.
Michał.

Michał!
Tak ,wróciliśmy ,rozpakowaliśmy się i wcale nie jemy najpopularniejszych Amerykańskich słodyczy. Wrócę niedługo ,muszę coś załatwić w Warszawie ,a lot będę miała dwa dni po ,więc wpadnę do was do Spały. Tak ,ja wiem wszystko ,nie martw się.
Masz ode mnie kilka pamiątek z Nowego Jorku i Los Angeles ,więc szykuj się.
Lena.

-Aa!
-Co?-zapytała Majka patrząc na Lenę ,która stała za drzwiami w pokoju.
-Aa!
-No kurde!
-Pająk!
-Jezusie ,James!
-Co?
-Pająk!-krzyknęły obydwie na raz.
-Co ja mam z tymi kobietami.-wstał z fotela z gazetą i udał się w kierunku obydwu dziewczyn.-Gdzie?
-Tu!-wskazały na potworną ,czarną bestię na ścianie.
-Chryste ,jakie to wielkie.-powiedział i przymrużył oczy ,żeby lepiej wycelować.-Kto cię zrobił? To chyba jakaś mieszanka pająka ,węża i surykatki.-spojrzał na dziewczyny.
-Weź to zabij ,a nie.-wtrąciła Majka.-James ,bij to bij to!
-To daj mi moje rękawice!
-Zabij to nim złoży jaja!
-Kochanie ,jesteś naiwna. Już dawno złożyło to coś jaja i nim się obudzisz będziesz miała gromadę wesołych pajączków-juniorów ,które nie będą miały matki. Co ty byś zrobiła ,gdyby ktoś kawałkiem gazety zabił ci...
-ZABIJ TEGO CHOLERNEGO PAJĄKA DO CHOLERY JASNEJ!
-Dobra już dobra.-zaśmiał się i pacnął pająka ,który spadł na podłogę. On wziął go na gazetę i podszedł do nich ,na co one zareagowały krzykiem i wybiegły z pomieszczenia ,a James śmiejąc się wyrzucił go za okno.
-Ale ty jesteś paskudnym...i w ogóle! Za tego pająka to rozwód już. Czekaj na papiery.
-Czekam.-usiadł przed telewizorem i zaczął znowu oglądać przerwany mu Britain's Got Talent.

Lena!
Wracaj! Wracaj! Wracaj! Bez Ciebie Londyn to nie to samo ,naprawdę. James sam z siebie zabija pająki ,kawa nie smakuje tak samo ,a i wracając do mojego męża; nie ma z kim oglądać Britain's Got Talent! Z kim on to będzie oglądał bidulka? No nie ma z kim! Te dwa dni będą masakrą!
To co ja zrobię jak wrócisz na stałe?  Zresztą : nie masz pozwolenia.
Zostajesz w Anglii. I koniec. Chce tego ja ,ty ,James i Anglia.
Innych nie mieszajmy ,bo oni mogą mieć coś przeciwko.
Ale! But!
Chcę. Pragnę. Żywię nadzieję iż.
ZOSTANIESZ.
Bo zostaniesz.
To jest pewne. Nie ma innej możliwości.
Londyn Cię kocha.
I ja i James!
MAJKA TWOJA NAJCUDOWNIEJSZA I NAJUKOCHAŃSZA NAJPIĘKNIEJSZA RUDOWŁOSA NIEWIASTA Z LONDONA.

Majko moja najcudowniejsza i najukochańsza i najpiękniejsza rudowłosa niewiasto z Londona.
Wracam! Wracam! Wracam!
Ale wróć! Dopiero co wylądowałam. Właśnie zakotwiczyłam się w Warszawie i złapałam pierwsze lepsze moje ukochane i domowe wi-fi.
Zaraz idę załatwić to co miałam do załatwienia ,a potem odwiedzę chłopaków w Spale. Jutro wrócę,bo po drodze jeszcze wstąpię do Łodzi ,do Mateusza.
Potem wrócę i będziesz miała mnie na własność. I pozdrów mojego najlepszego w świecie szefa! Uwielbiam go. Naprawdę. Złoty człowiek ,ze stalowymi nerwami! Żartowałam. Na mnie nie trzeba stalowych nerwów ,jestem przecież przykładem idealnego pracownika na idealnym dla niego stanowisku.
Twoja najpiękniejsza i najbardziej nieogarnięta Lenka.

-Lena!-usłyszała swoje imię wydawane z ust dwóch innych osobników płci męskiej.Od razu poznała te głosy.
-Karol! Andrzej!
-Lencia!
-Karolcio! Andrzejcio!
-Dobra. Koniec.-Wrona przejął inicjatywę.
-Tak ,koniec.-zaśmiała się.
-Co u Ciebie? Nie ma Cię w ogóle! Co przychodzimy to tak smutno ,cicho ,ciemno. I nie pachnie tak ładnie jak wtedy ,gdy ty byłaś u Michała w domu!
-Cieszę się ,że pozostawiałam po sobie fajny zapach.-uśmiechnęła się.-Ale gdzie jest Michałło?
-Tam gdzieś jest ,czeka na Ciebie lata wszędzie i zniecierpliwiony jest jak cholera ,nie mógł się doczekać naprawdę. Ale ,siedzi o tam i wiąże buta.
-Lena!-zauważył ją po chwili, zawiązał drugiego buta i podbiegł do niej ,uniósł ją lekko nad ziemię i okręcił dookoła.-Jej ,wreszcie.
-Michał ,musimy porozmawiać na kilka tematów.

_________

Aj aj aj. I don't lykeeeeee yyyyt.
Pozdrawiam :* 

piątek, 3 kwietnia 2015

[25]This time, don't need another perfect lie


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki OneRepublic-Secrets



-Jak ja ci współczuję. Kurde. Ja mam Jamesa ,nie muszę wybierać bo tylko on się liczy. I jestem pewna ,że ty też wiesz ,który się liczy najbardziej.
-Dziękuję ,że we mnie wierzysz. Ale to cholery jasnej ,chciałabym umieć zdecydować. Chciałabym wiedzieć ,który. Nie mogę się kierować na przykład tym ,który był bliżej mnie bo byli na zmianę i miej więcej po tyle samo czasu. Nie chcę stracić ani Michała ,ani Conte.-łzy pojawiły się w jej oczach.-Najchętniej nigdy nie wróciłabym do Polski ,została tutaj i znalazła bogatego milionera ,który kupi mi dom na Marsie albo ... albo wiem! Zmieniam wiarę. I zostaję mężczyzną. Ale kobietą. Ale mężczyzną i będę miała tyle żono mężów ile sobie będę chciała, zły pomysł prawda?-dokończyła ,a Majka na zgodę ,że ten pomysł jednak nie jest najlepszym wyjściem pokręciła głową,a Lena westchnęła.
-Chyba ten Mars jest lepszym wyjściem.
*Wyjazd do Nowego Jorku*
-Jezu Jezu Jezu!-powiedziała na widok Manhattanu,który właśnie teraz mienił się od świateł.-Nie można tutaj zatrzymać samolotu? Żeby tak stał ,a my sobie popatrzymy do rana.
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-Zawsze marzyłam o Nowym Jorku ale nigdy nie spodziewałabym się tego ,że wyjadę tam tylko po to ,żeby oderwać się od chwilowego życia w Londynie ,którym znowu odrywam się od życia w Bełchatowie z jednym z najlepszych siatkarzy świata. Życie.
-Życie.-zaśmiała się.
   Po wylądowaniu przeszły kontrolę paszportową ,a Lena dodatkowo wizową z racji tego ,że Majka miała obywatelstwo Angielskie. Po wyjściu z lotniska ,czekała na nich przyjaciółka Mai ,Natalie. Mieszkała tam od urodzenia ,ale pochodziła ze Szkocji ,z której jej rodzice wyprowadzili się ,gdy ta trzeci miesiąc grzecznie siedziała w brzuchu mamy.
-Witamy w mieście ,które nigdy nie śpi!.-powiedziała.-A bynajmniej będziecie w najpiękniejszej jego części za jakieś czterdzieści minut. Samoloty powinny latać z JFK na Manhattan.-spakowały walizki do bagażnika jej auta ,a Len spojrzała w górę. Trzy samoloty w kolejce do lądowania ,dwa startujące ,tyle zdążyła uchwycić przez tą jedną chwilę.
  Pojechali do jej mieszkania ,które było dość duże i mieściło się w typowym dla Nowego Jorku bloku z charakterystycznymi schodami pożarowymi na zewnątrz. Mieszkała na ostatnim piętrze i miała widok na centrum i wyglądało to prze bajecznie.
-Mieszkanie służbowe.-wpadła do kuchni ,którą od salonu oddzielały szafki.
-To gdzie ty pracujesz?-zaśmiała się Lena.
-Jestem dziennikarką. W New York Times. I właśnie ,mam dla was pewną informację.-wstawiła wodę na kawę i oparła się łokciami o blat szafki.-Bo mam wyjechać ,zrobić reportaż. Na tydzień ,do Los Angeles. I mam tak się mile składa ,trzy bilety lotnicze od szefa i pokój w hotelu ,trzy łóżka. Też od szefa. Więc, lecimy na tydzień do Los Angeles.
-Żartujesz.-powiedziały jednocześnie.
-Nie ,nie żartuje. Lecimy do Los Angeles!
*Kilka dni później*
  Doceniwszy Nowy Jork i jego zakamarki i prawie wszystkie najbliższe Starbucks'y ,wróciły do mieszkania i zmęczone kolejnym ,pięknym dniem spędzonym po części na kocyku w Central Parku ,rzuciły się na kanapę i jak co noc włączyły film. Tym razem wybór padł na Siedem Dusz. Ten film kojarzył jej się z tą nocą ,gdy zadzwoniła spanikowana do Mateusza i umarłaby ,gdyby tego nie zrobiła. Kompletnie zapomniała już o tym ,że potrzebowała serca ,była jak Emily. Uświadomiła sobie ,że nie powinna o tym zapomnieć. Przypomniała sobie o rodzinie tego żołnierza. To jego serce teraz bije w jej klatce piersiowej. Powinna pamiętać ,ale powinna też zapomnieć.
W tym samym momencie przypomniała obie jeszcze jedną rzecz. A nawet dwie. I nie rzeczy ,tylko osoby. Będzie musiała wrócić do Polski ,zdecydować. Czuła się podle ,cholernie podle.
Wyjęła telefon z kieszeni i spojrzała na godzinę. 11:55 pm. Weszła na swoją pocztę i zobaczyła ,że ma wiadomość od Michała.


Lena!
Kurde jego matko moja kochana mać! Dlaczego nie piszesz ,że jesteś już w Nowym Jorku? Tęsknietęsknietęsknie.
Ten sezon będzie męczący! Ale na pewno nie tak jak tamten. To Mistrzostwa Europy ,nie Świata. Ale chwila! Olimpiada. Tak się cieszę! I mam nadzieję ,że pojedziesz ze mną do
R-I-O!
A teraz ty opowiadaj! Jak tam Stany? Masz zamiar wrócić czy poznałaś przystojnego czarnoskórego rapera ,który kupił ci kota i gra w koszykówkę? Mam się martwić?
Michał.

  Uśmiechnęła się. Taki był ,właśnie taki. Nie przejmował się ,był zabawny i nie nadopiekuńczy jak w ostatnich miesiącach. Pytał ją o pobyt a nie o leki ,zdrowie czy cokolwiek związane z jej sercem.
A Facundo? Nie napisał.Nic. Kompletnie nic. Więc ,teraz miała ułatwioną sprawę. Facundo już odpuścił. A ona coraz bardziej kierowała się w stronę Michała.

Michał!
Kurde jego matko moja kochana mać! Piszę ,że jestem już w Nowym Jorku i za kilka dni lecimy do
L-O-S-A-N-G-E-L-E-S.
Zazdrościsz? No pewnie że tak. Liście już opadły? Robi się wcześnie ciemno? Ha! Nie w Los Angeles. A w Nowym Jorku też jest zielono. Mam nadzieję ,że u Was nie, haha!
Jest tu świetnie ,pięknie ,zielono(tak!) i tak jak to w Nowym Jorku bywa - bezsennie! Ale uprzedzając twoje pytanie: tak ,biorę leki i tak ,dbam o siebie! Już się zmartwiłam ,że się nie spytałeś. Oczywiście to żart!
Co u chłopaków? Karol mocno tęskni? Andrzej płacze nocami?
Powiedz im ,że ślę miłość i kawę. Tobie też ,Michale. To chyba dobrze nam zrobi. Może jak wrócę ,dostaniesz ode mnie małą figurkę Statuy Wolności albo Empire State Building? O ile będziesz grzeczny ,to może dostaniesz obydwie! To samo tyczy się szanownego Karolka i Andrzejka. A trenerowi szanownej Reprezentacji Polski w Piłce Siatkowej powiedz ,że ja jeszcze wrócę! I on też może dostanie Statuę Wolności i ESB... Pomyśle!
I ja też mam nadzieję na
R-I-O!
See you there ,bby!
Lena.

Schowała telefon do kieszeni i oddała się w pełni oglądaniu filmu.
   Następnego dnia obudziły ją promienie słońca padające na jej twarz. Spojrzała na zegarek ,który wskazywał 10:45 am. Przetarła oczy ,przeciągnęła się i wstała z łóżka na tyle ostrożnie ,żeby nie obudzić Majki ,która spała tuż obok.
-Nie śpię ,możesz skakać.-zaśmiała się.-Nie mam siły wstać ,naprawdę.
-Nie ładnie ,nie ładnie. Chyba muszę skontaktować się z Twoim szefem ,albo dam ci jakiś psychologiczny wywód na temat tego ,że powinnaś wstać.
-Sześć lat psychologii na marne.-powiedziała ,a Lena uderzyła ją poduszką.
-Wiesz jakie jest moje marzenie?
-Jakie? Dziesięcioro dzieci i farma w Tennessee?
-Nope. Chciałam zawsze chodzić do High School ,wiesz? Czirliderką to pewnie ja bym nie została ,nie mam do tego wystarczającej równowagi. Ale futbolistą ,może może.
-Chryste panie ,z kim ja się zadaje.-skomentowała i dostała poduszką po raz kolejny ,po czym gwałtownie wstała i oddała Lenie. Śmiejąc się,bijąc poduszkami rozpoczęły dzień. A Lena nareszcie byłe bezprecedensowo szczęśliwa.
  Gdy skończyły ,Lena poszła do łazienki ,wzięła poranny prysznic ,ubrała się i wyszła na śniadanie ,które dzisiaj przyrządzała Majka.
-Czy to bezpieczne?-zapytała Lena. 
-Ale co?-odparła zdziwiona Majka.
-No to jedzenie. Nie jest zatrute? Bo ja nie wiem ,czy mogę Ci ufać.
-No zabawne.-odpowiedziała.-Ja bym bardziej bała się śniadań James'a. Nie ukrywajmy ,to typowy Brytyjczyk. I jego śniadania też są typowo brytyjskie. Wole więc przespać jego poranek.-zaśmiały się wszystkie razem.
-A Michał to typowy Polak i robi typowe polskie śniadania i zawsze narzeka na to ,że nie potrafi zrobić sobie idealnej herbaty więc mnie budzi ,bo jego zdaniem to ja robię ,,tą idealną''.
-Hoho!-skomentowała Natalie.-Szalone polskie herbaty.
   Po śniadaniu posprzątały ,pozmywały i już miały wychodzić z mieszkania ,gdy usłyszały dzwonek do drzwi.
Natalie poderwała się z krzesełka ,na którym uprzednio siedziała i otworzyła drzwi ,w których stał człowiek ,którego nikt nigdy by się tutaj nie spodziewał. Stał ,od tak. Z bukietem róż ,misiem i jak zawsze nienagannym uśmiechem. 

_______
Już sobie wyobrażam ten kawałek z żartowaniem po angielsku ,chyba jest źle :D Czytając książki po polsku ,przekabacam zdania na angielski. Dobrze że mam bloga bo byłoby Kali pić i jeść :P
-Are u kidding?
-Nope ,I'm not joking.
Wiem ,że krótki. Ale nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Nie wiem ,kiedy skończę ,ale chyba ten koniec się zbliża. I jest mi tak smutno!
Wesołych Świąt ,Alleluja ,jajek i w ogóle wszystkiego najpomyślniejszego :*

PSPSPSPSPSPS!! Zapraszam na ten blog kurde no!Dawid patrzy i widzi ,czy ktokolwiek na to patrzy (blog) :D Więc wiecie co robić ;) Rozdział już prawie gotowy ,jutro ,tak wyjątkowo wielkosobotowo dodam :) http://sam-na--sam.blogspot.com/

piątek, 27 marca 2015

[24]There’s no filling up your spaces with fictionary places.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki OneRepublic-Burning Bridges. 



-Przerwę? Dlaczego?-spojrzał na nią przymrużając oczy.
-Tak ,przerwa. I tak będziemy się mało widywać. Musze dokończyć wszystko co zaczęłam ,a przerwa dobrze nam zrobi.
-Ale po co ta przerwa? Coś się zmieniło? Coś zrobiłem?
-Nie ,nic nie zrobiłeś. Po prostu dajmy sobie czas.
-Ale wytłumacz dlaczego? Kocham Cię ,dam Ci ten czas ,jeśli go potrzebujesz. Ale... chcę wiedzieć.-złapał jej rękę.-I ile?
-Mam plan wrócić...w styczniu.
-Ale co chcesz robić w Londynie tyle czasu?
-Wiesz ,Majka znalazła idealną ofertę pracy. Bardzo dobrze płatna ,z możliwością awansu na stanowisko fizjoterapeuty Arsenalu ,Chelsea. Nie wybiegam aż tak daleko ,ale naprawdę ,nie chcę całe życie siedzieć na Twojej łasce ,a nie Bełchatów ma już cały sztab. Chce też nadrobić te lata bez Majki ,naprawdę się za nią stęskniłam a te niecałe dwa tygodnie nie były satysfakcjonujące.-mówiła ,a on uważnie słuchał.-A do stycznia trwa taki okres umowny ,po którym mogę wybrać specjalizację w klubach czy też założyć prywatną klinikę rehabilitacyjną. Mieszkałabym z nimi ,mają duże mieszkanie i jeden wolny pokój. Czynsz na połowę i podstawowe rzeczy. A w sierpniu mamy plan wyjechać do Stanów. Mam trochę oszczędności na koncie.Jutro jadę do Warszawy do Ambasady. Możesz lecieć z nami... masz przecież wizę ,prawda?
-Mam ,ale sierpień odpada. Lećcie same ,macie do nadrobienia. Nie będę Wam przeszkadzał. A James leci?
-Nie ,James ma teraz kilka ważnych spraw ,a Majka idzie na urlop na miesiąc ,bo praktycznie nigdy go nie brała a w tej pracy jej szczególnie przysługuje.
-Ale obiecaj ,że to nic nie zmieni.-powiedział ,a ona nie odpowiedziała ,tylko odwróciła wzrok.
-Nie potrafię Ci obiecać. Właśnie dlatego potrzebujemy czasu. Bo się zastanawiam, a to źle wróży. Wiesz ,kocham Cię Michał. I wiem ,że poświęciłeś dla mnie mnóstwo szczęścia ,bo nie potrafiłam Ci go dać przez te pobyty w szpitalach i... Po prostu no... Nie chcę ,żebyś myślał ,że jest inaczej. Ale czuję się dziwnie będąc obok Ciebie ,nie tak jak dawniej. To się zmieni ,na pewno. -wstała z miejsca ,pocałowała go w policzek i poszła do sypialni spakować torbę ,na wyjazd do Warszawy. W biegu pogłaskała i ,,porozmawiała'' z psem ,który dzielił swoje życie między pobyty w Warszawie i piętro niżej.
   Źle czuła się z tym ,że musiała powiedzieć to Michałowi.Ale z drugiej strony czuła ulgę. Okropną ,wielką ulgę. Nie musiała już więcej kłamać.
W sumie to nadal kłamała.
Nie wspomniała ,że to przez Conte.

DO:LENA
OD:MAJA
Spryciaro. Witamy w Londynie! Czekamy na Ciebie!
Jutro będziemy ,obiecujemy ,że będziemy na lotnisku! Z bukietem żółtych tulipanów. Przeproś Michała za to ,że Cię tu sprowadzam! Ale też strasznie cieszę się ,że udało Ci się tak szybko załatwić wizę! Nic tylko lecieć do Nowego Jorku.

DO:MAJA
OD:LENA
Tak tak tak! Nowy Jorku ,szykuj się na dwie Polki mieszkające (jedna w połowie) w Londynie!
Michał się nie gniewa. To twoje zdjęcie nad łóżkiem z powbijanymi nożami ,chyba nie jest oznaką nienawiści ,prawda?
Ale za to pies uwielbia kokardkę od Ciebie. Tak ją kocha ,że zechciała ,żeby była w każdym pomieszczeniu jednocześnie.

-Wiesz ,miłego pobytu. I pisz ,pisz ,dzwoń ,kontaktuj się. W przerwach od spania i treningu może zdążę odpisać.-zaśmiał się.
-Trzymaj tak dalej ,a wrócę za tydzień.-w jej oczach pojawiły się łzy. Stłumiła je gryząc dolną wargę. Pocałowała go na pożegnanie ,podeszła do stanowiska kontrolnego ,pomachała mu i zniknęła za murami lotniska.
 Przeszła odprawę i czekała na swój lot na Heathrow. Wyjęła laptopa i weszła na pocztę. Miała w zamiarze napisać coś do Michała. Może jakieś sprostowanie sprostowania? Dokładniejsze wyjaśnienie. Przeprosiny. Ale brzmiałoby to mniej więcej tak:
,,Przepraszam że jestem taką zdzirą. Nie mam serca i jestem niezdecydowana.''
albo byłoby to coś w tym stylu:
,,Czuję się jakbym Ciebie wykorzystywała i to chyba po części prawda ,bo co to za miłość do której nie mam pewności po niecałym roku ale co tam sprzedaj mnie do burdelu''
  Więc wolała odłożyć laptopa na miejsce i przeczekać chwilę ,,grozy'' w jej umyśle. W tym czasie w głośnikach rozbrzmiało powiadomienie;
-Pasażerowie lotu HR214 ,liniami lotniczymi British Airways do Londynu proszeni są o wsiadanie do samolotu.
  Tak też zrobiła.
*Kilka godzin później*
  Wysiadła z samolotu i przeżyła deja vu. Tylko teraz była bez Michała. I to zaczęło ją boleć. A najbardziej bolało ją jej niezdecydowanie.
,,Lena ,ogarnij się.''-skarciła się w myślach.
  Wzięła swoją walizkę i udała się ku ogólnodostępnej hali przylotów.
To o tam zobaczyła ,znowu sprawiło jej ból psychiczny. Witające się pary ,dziewczyny przytulające swoich jak mniemała chłopaków ,rodziny po rozłące nareszcie spotykające się na lotnisku. Dlaczego ona tak nie mogła? Chwila. Przecież to jej wina.
Ale wtedy zobaczyła Majkę i James'a. Zorientowała się,że przecież ona wita się z nimi tak samo ,jak każdy inny na tym lotnisku. Jest szczęśliwa - ma przyjaciółkę.
-Mam nadzieję ,że nie zmajstrowaliście nic na miesiącu miodowym.-zaśmiała się ,a Majka skarciła ją wzrokiem po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem i udali się do samochodu.
Zaczyna nowe życie. Znowu może iść do pracy. Żyć jak każdy inny. Płacić za siebie swoimi zarobionymi pieniędzmi. Nie przejmować się spotkaniem u lekarza ,tylko tym ,że będzie musiała wstać i ogarnąć się przed określoną godziną. Ale to było dla niej jak dar z niebios. 

DO:MICHAŁ
OD:LENA
Doleciałam! Cieszysz się? Mój samolot nie spadł ,nie robił się o Mur Berliński i nie pikował w Amsterdam. Progres!
Właśnie byłam w pracy. Mam niesamowicie przystojnego szefa ,który zaprosił mnie na małą kolacyjkę po pracy. Powiedziałam mu ,że jestem w pełni wolna i może to go tak zachęciło?
A tak naprawdę to jest po pięćdziesiątce ,prowadzi swój własny ośrodek rehabilitacyjny ,jeden z najlepszych w Anglii i jakimś cudem stwierdził ,że jestem idealną kandydatką. Ma żonę i pięcioro dzieci (tak ,Brytyjczycy są bardzo otwarci!)
Ale muszę wstawać o 9! Ratuj! Lena ,pierwszy śpioch Rzeczypospolitej musi wstawać o 9 ,a czasami nawet o 8! Do czego to doszło?
Obiecuję ,że jak wrócę będę spać całe dnie!
Pracuję cztery dni w tygodniu i za kilka dni zostanie mi przydzielony pacjent.
Jest świetnie. Londyn jest piękny i sam o tym wiesz. Niedługo lecimy do USA. A co u Ciebie?
Żyjesz tam jakoś beze mnie? Ucałuj pieska! I kopnij chłopaków.

-Ale powiedz mi ,jak Ci się układa z Michałem?-zapytała Majka ,gdy siedziały same w salonie przed telewizorem oglądając jakiś angielski kanał.
-Wiesz ,szczerze to nie jest za dobrze.
-Dlaczego? Wiesz ,wyglądał na baardzo ale to bardzo bardzo zakochanego.
-Ale to moja wina. Po prostu czuję ,że to stawało się przyzwyczajeniem .Dlatego zgodziłam się na tej wyjazd. Nie chciałam tego zepsuć ,jednocześnie to psując. Ale nie wnikajmy w to. Po prostu... daliśmy sobie czas.
-A...kochasz go? Nie no ,przepraszam za takie pytania ,ale mówimy sobie wszystko ,teraz. Wieczór zwierzeń.
-Kocham...ale...
-Ale...
-Poznałaś Facundo ,prawda?
-No tak. Ten przystojny Argentyńczyk. Zniknął w trakcie wesela. 6 kontynentów ,pamiętaj.-zaśmiała się.-Ale co z nim?
-W lutym byliśmy z chłopakami w Rio de Janeiro na zakończeniu karnawału i siedzieliśmy na plaży ,tak w nocy ,rozpaliliśmy ognisko...
-No ,no.-mówiła zniecierpliwiona ,uśmiechając się od ucha do ucha.
-I poszliśmy... się przejść.
-No ,no. 
-I on mnie wtedy pocałował.
-GADASZ?!
-No mówię przecież. Byłam wtedy z Michałem ,ale on mieszkał we Włoszech i ja... załamałam się tym. Wtedy to była dla mnie chwila słabości. Potem on wrócił ,mi zaczęły się szpitale.
-Wtedy była?
-Ale teraz... Teraz sama nie wiem ,co czuje. Facundo też jest dla mnie niesamowicie ważny. I głównie dlatego uciekam z Polski.


___________
Ohajo!
Więc... no jest! Nie wiem ,czy jest dobry ,czy nie. To nie moja ocena ,tylko wasza.
Pozdrawiam :* 

piątek, 20 marca 2015

[23]We'll be lucky if we ever see the sun


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Mikky Ekko-Smile


*25 lipca 2015*
   Wszystko było już gotowe i pozostało tylko czekać na Państwo Młodych pod kościołem. Nalegali ,że przyjadą sami dwoma samochodami tak ,żeby spotkać się dopiero pod kościołem.
Facundo nawet słowem nie wspomniał o wydarzeniu sprzed kilku dni. Stał teraz naprzeciwko niej w garniturze ,z naburmuszoną miną tak ,jakby to była jej wina. Nie odezwał się do niej w ogóle. Ona sama nie miała zbyt dużo czasu na to ,żeby z kimkolwiek rozmawiać. Pomagała Mai w przygotowaniach do ślubu ,musiała kupić sobie sukienkę ,bo w końcu ona zawsze wszystko robi na ostatnią chwilę. A Fancundo zachowywał się coraz gorzej. Po prostu ją winił za wszystko. Ale dla niej też nie było to łatwe.
    Po kilku minutach nareszcie dotarli Państwo Młodzi. Maja w tradycyjnej białej sukni ,której końce po chwili pomagała jej nieść Lena ,a w kościele czekający na nią James ,który wyglądał nieziemsko. Garnitur powinien być jego codziennym strojem ,co niestety niezbyt pasuje do codziennej pracy patologa sądowego ,którym był.
Razem z Majka poznali się w pracy. Ona zaczynała swoją ,,karierę'' w Wydziale Detektywistycznym jako psycholog sądowy ,a on miał już doświadczenie i pomagał jej się zaaklimatyzować w nowym otoczeniu. Potrafili wymieniać się nawzajem. Ona pomagała mu otrząsnąć się po niektórych sytuacjach ,a on za wszelką cenę starał się ją chronić i kochał ją całym sercem. Zawsze mówił do niej ,,Moja Polkusia'' ,co nie było złośliwym komentarzem ,tylko ,,słodkim zdrobnieniem'' ,które ona uwielbiała. Mówił to z tym charakterystycznym dla prawdziwego Anglika ,który próbuje mówić po Polsku akcentem.
  Gdy złożyli sobie uroczystą przysięgę ,wszyscy udali się do wynajętej od Polaków restauracji,która cieszyła się ogromną popularnością wśród Polaków z głównie tego względu ,że była jak Polska sala weselna. Anglicy świętowali całkowicie inaczej-zapraszali swoich gości do baru ,restauracji. Wszyscy kupowali sobie co chcieli z baru - nie mieli trunków za darmo jak to zawsze bywa w Polsce. Byli tam tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina. Na ich ślubie było osób ,,trochę'' więcej. Przyjaciele z Polski ,Wielkiej Brytanii ,USA a nawet Australii - przez lata pobytu w Anglii nie było chyba kontynentu ,na którym Majka nie miałaby znajomych.
Usiedli przy swoim stoliku - Michał, Lena ,Majka ,James ,świadek James'a - oczywiście Matthew i jego partnerka - Carmen ,która była rodowitą Brazylijką.
-Czy nie ma tu jakiegoś kontynentu?-szepnęła do Majki.-Wiesz ,w sensie że na przykład nie ma tu żadnego człowiek pochodzącego z Afryki na przykład?
-Jest , Ahmed. Z Egiptu.
-Azja?
-Nicole z Japonii ,Aya z Chin.
-Ameryka Południowa?
-Przecież jest Carmen.-zaśmiała się.
-A kurde z Antarktydy kogoś macie?
-Nie ,z Antarktydy nikogo nie mamy ,przepraszam. Postaram się to naprawić ,może zamiast na Hawaje ,na miesiąc miodowy pojedziemy na Antarktydę w poszukiwaniu kandydata na imprezę?
-Tak ,to dobry pomysł! -uśmiechnęła się.
-Lena ,możemy porozmawiać?-przerwał im rozmowę Conte.
-Teraz?
-Tak ,teraz. Wyjdziemy na chwilę?
-No dobrze.-spojrzała na Michała i powiesiła mu torebkę na krzesełku ,poprawiła kremową sukienkę i poszła za Argentyńczykiem. Mimo ,że miała naprawdę wysokie szpilki ,różnica wzrostu między nimi była bardzo widoczna. Gdy wyszli na dwór ,uderzył ich powiew ciepłego powietrza. Z balkonu było widać całą panoramę Londynu ,który powoli ,,kładł się do snu''.
-Co się stało?-zapytała po tym ,gdy usiadła na huśtawce ,która była postawiona na dachu budynku ,który mieścił się na miej więcej 20 piętrze ,tylko ze względów weselnych.
-Co się stało?-powtórzył po niej.-Pytasz się? Przecież doskonale wiesz o co chodzi.
-Ale Facundo ,przecież o tym rozmawialiśmy.
-Tak ,rozmawialiśmy. Wczoraj ,dwa tygodnie temu ,miesiąc temu ,pół roku temu. Ale nie rozmawialiśmy o tym wtedy ,gdy pocałowałem Cię na plaży. Dlaczego wróciłaś do Michała ,skoro tak Cię potraktował? Wiem ,że się powtarzam ,ale no do cholery jasnej! Nie jestem chamem ,nie chcę nikomu odbierać dziewczyny ,narzeczonej ,żony. Ale ja wiem Lena ,że ty go nie kochasz!
-Facundo ,zamknij się!-powiedziała nie wytrzymując jego gadania.-Zamknij się ,zamknij się ,zamknij się!Nikt nie pyta Cię o zdanie co do mojej miłości do Michała. Skąd możesz wiedzieć takie rzeczy? Jesteś jakąś pieprzoną wróżką? Wyczytałeś do z kuli do wróżenia? Otóż nie! Ty nic nie wiesz. Zajmij się sobą.-wstała z huśtawki i udała się do wyjścia.
-Dobrze ,ale chce ,żebyś wiedziała coś jeszcze.
-Niby co?-odwróciła się ,będąc tuż przy drzwiach.-Co masz mi jeszcze do powiedzenia?
-Wyjeżdżam.
-Co? Gdzie?
-Do Rzeszowa. Jedź ze mną.-powiedział najbardziej zdesperowanym głosem jaki kiedykolwiek słyszała.
-Po co?
-Po co siatkarz może wyjeżdżać do Rzeszowa? I po co mogę chcieć jechać tam z Tobą.
-Ale wiesz co? Rób co chcesz. Nie interesuje mnie to.-skłamała i przekręciła klamkę zostawiając go samego.
  Gdy wróciła na salę ,rozejrzała się za jej stolikiem i wróciła na swoje miejsce. Zdenerwowana jego zachowaniem ,wzięła do ręki kieliszek z winem i wypiła cały za jednym razem. Poczuła ciepło na twarzy i odwróciła się do Michała.
-Co chciał Conte?-zapytał.
-Podobno wyjeżdża do Rzeszowa.
-Tak? Nic mi nie mówił.
-Tobie nic nie mówił? Przyjacielowi? Przecież przyjaciele mówią sobie wszystko.
-Lena ,co się stało?
-On mnie denerwuje. Strasznie. Znowu zrobił się taki...znowu jest taki jak wtedy ,gdy go poznałam. Chamski. I w ogóle ,wiesz o co mi chodzi.-kłamała ,żeby usprawiedliwić swoje zdenerwowanie ,ale nie słowami ,,Twój najlepszy przyjaciel robi wszystko ,żebym się z Tobą rozstała ,bo on sam twierdzi ,że mnie kocha i chce zabrać mnie ze sobą do Rzeszowa.O ,i całowałam się z nim w Rio de Janeiro ,wtedy kiedy ty Bóg wie co robiłeś we Włoszech''. Tak ,to nie byłoby za dobre wyjaśnienie sytuacji.
Całe wesele minęło jej na takich rozmyśleniach . Nie chciała o tym myśleć ,ale nie mogła przestać.
*Kilka dni później*
   Wróciła do domu ,już prawie zapomniała jak wygląda to mieszkanie w Bełchatowie. Wprowadziła najpierw psa ,który od wielu tygodni sam tu nie był. Teraz miał ,,rodzinę'' w komplecie. Usiadła na swoim posłaniu i patrzyła na Lenę ,która usiadła przed telewizorem. Po chwili dołączył do niej Michał.
-Musimy porozmawiać.-zaczęła.
-Tak?-objął ją ramieniem.
-Teraz macie Mistrzostwa Europy w październiku ,tak?
-No tak.
-Mam propozycje.
-Mam się bać?
-Teraz w sierpniu chcę wyjechać do Londynu. Nadrobić zaległości i w ogóle.
-No i...
-Zróbmy sobie przerwę. Dajmy sobie po prostu czas ,Michał.


________

Długi ,krótki-nie wiem. Ale wiem tylko tyle ,że pęka mi głowa :D I że kocham piosenkę z tytułu - nie mogę doczekać się ,,Paper Towns''!
Dziękuję za życzenia,pozdrawiam i do następnego :*