środa, 31 grudnia 2014

[12]Mistakes I've Made


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Eelke Kleijn-Mistakes I've Made.

-Kuba?Co chcesz? Po co do mnie dzwonisz?-mówiła zdziwiona ,a Facundo spojrzał na nią i z niepokojem odbierał jej miny.-Co?!-krzyknęła.-Przecież wszystko podobno było załatwione!-odpowiedziała po dłuższej chwili.-Cholera! Ja już jestem umówiona ,nie rozumiesz? Musze pojechać do Warszawy i Tobie nic do tego.-rozłączyła się.
-Co się stało?-zapytał.
-Nic.
-Przecież słyszałem ,kobieto. O co Tobie chodzi ,co? Byłaś normalna ,a teraz coś się stało. Cały czas chodzi Ci o Michała? Czy o mnie i o ognisko?
-O nic nie chodzi ,mam po prostu trudne chwile w życiu ,tak trudno to zrozumieć?-powiedziała i wyszła z samochodu. Wybiegł za nią i złapał ją za rękę.
-Lena! Powiedz mi co się dzieje.
-Muszę tylko jechać do Warszawy ,daj mi jechać do tej pieprzonej Warszawy!-krzyknęła a w jej oczach pojawiły się łzy. Po tym już wiedział ,że nie może pozwolić jej jechać samej i nie w takim stanie.
-Ale po co?
-Odwróć uwagę Michała i daj mi jechać do Warszawy ,proszę!-łkała a on ją przytulił i uspokajał.-Tylko odwróć jego uwagę!
   Jak powiedziała ,tak zrobił. Kazał mu wyjść i przyjść na Halę Energia. Na poczekaniu wymyślił ,żeby pomógł mu zrobić coś w szatni ,niespodziankę od której zależy jego dalsze życie uczuciowe. Lena w tym czasie zabrała najważniejsze rzeczy i pobiegła na pociąg. Argentyńczyk nie rozumiał ,po co chce jechać. Bał się o nią ,ponieważ była taka zdenerwowana po rozmowie z Kubą i płakała. Nienawidził ,gdy kobieta płakała. A w tym wypadku nie mógł nic zrobić ,tylko jej pomóc. Wiedział ,że źle robi puszczając ją tam samą.
-A tak by the way.-wtrącił Facundo w pewnym momencie.-Co ty odwalasz?
-Ja?-zapytał zdziwiony Michał.
-Tak, ty. Zostawiasz ją samą. Znowu.
-Chciałem ,żeby jechała ze mną!
-Wiesz co ja o tym sądzę? Ja wsadziłbym ją do samolotu mimo woli lub po prostu zaproponował przyjazd na chociażby tydzień. Dzwoniłbym co minutę i nie dawał jej odczuć ,że mnie nie ma. Przy każdej okazji przyjeżdżałbym do Polski! I wiesz co jeszcze? Nie wyjechałbym. Mając przy sobie taki skarb jak Lena ,zostałbym w Polsce nawet jakby proponowaliby mi miliony ,rozumiesz?Wiesz dlaczego tu jesteś? Bo przed chwilą w samochodzie płakała ,że chce wracać do Warszawy. Ma d o ś ć. Też miałbym dość Ciebie. I mam cię dość. Zrobiłeś się dziwny. Nie jesteś tym dawnym Michałem ,który zrobiłby wszystko dla Leny. Co do cholery jest z tobą nie tak? Może zakochałeś się w kimś innym?
-Nie!-krzyknął tym samym przerywając Conte.-Nie ,nie zakochałem się z nikim. Kocham Lenę i tylko ją.
-No to jest nas dwóch.-skwitował i dopiero po chwili zrozumiał powagę swoich słów.
   Właśnie powiedział swojemu przyjacielowi ,że kocha jego dziewczynę. To nie może się dobrze skończyć.
-Co co co?
-Nie ,nic. Zapomnij.-machnął ręką i odszedł w stronę parkingu opuszczając Halę.
   Michał podbiegł do niego i zatrzymał po czym spojrzał wymownie w jego stronę.
-Wal.-powiedział.-Tak ,wal. Uderz. Ja na Twoim miejscu bym to zrobił. Uderzyłbym kolesia który leci na moją laskę ,serio.
-Pojebało cię?-odpowiedział po chwili.-Boże ,serio jestem aż tak beznadziejny?-przykucnął i spuścił głowę.-Serio ,za cholerę tego wszystkiego nie widziałem. Myślałem, że Lena jest z tym zgodna ,aż do dzisiaj...Przepraszam ,że byłem taki beznadziejny.
-Stary ,to ja jestem zakochany w Twojej dziewczynie. To ja jestem beznadziejny.
*Dzień później*
   Michał od wczoraj próbował się do niej dodzwonić. Nie spał całą noc trzymając w ręku telefon.
-Dodzwoniłeś się?-zapytał Facundo podczas treningu ,na którym Polak był całkowicie nieprzytomny.
-Nie. Nie odbiera nawet od Karola. Jakby była obrażona to tylko na mnie ,od niego powinna odebrać! Cholera no! A jak coś jej się stało?
-A nie masz numeru żadnej jej przyjaciółki z Warszawy?
-Wiesz ,miała numery zapisane w dzienniczku. Może go nie wzięła.-odpowiedział entuzjastycznie.-Ma tam numer chyba do tej Elizy z Warszawy. Jeszcze niedawno brała jej numer z tego dzienniczka! Boże ,jeśli coś jej się stało to sobie tego nie wybaczę ,wtedy osobiście możesz mnie zabić ,zakopać i powiedzieć ,że wyjechałem na zawsze na Bahamy.
-Chyba ty mnie. To ja pomogłem jej wyjechać.
-Ale to ja jestem skończonym debilem i pozwoliłem jej zostać samej w Polsce po zapewnianiu ,że jest dla mnie najważniejsza. Jest coś gorszego?
   Wróciwszy do domu Michał od razu rzucił się w wir poszukiwania jej dziennika. Nie wszystkie rzeczy zabrała ze sobą,tylko te potrzebne. Wiedział ,że dziennik też jest ważny ,ale nie aż tak żeby zabierała go na chwilę do Warszawy.
Głupio się czuł przeczesując jej rzeczy ,ale czuł że musi to zrobić. Nie miał powodów do zmartwień. Przecież tylko chciała jechać do Warszawy. Może do swoich rodziców ,może porozmawiać ze swoim lekarzem rodzinnym ,którego jeszcze nie zdążyła zmienić. Ewentualnie mogła przecież chcieć odwiedzić tą Elizę ,ponieważ dawno jej nie widziała. Cały czas sobie to powtarzał.
Nic złego się jej nie stało.
    Po godzinie poszukiwania nareszcie znalazł dziennik. Nie mylił się-nie wzięła go. Przekartkował go i szukał małej karteczki ,na której był zapisany jej numer. Chwilę potem dzierżył ją w ręku i wyciągnął swój telefon. Wpisał jej numer i wcisnął zieloną słuchawkę.
Odczekał sześć sygnałów i nareszcie odebrała.
-Halo?-usłyszał jej sympatyczny głos.
-Yyy...-zaczął.-Tu Michał ,chłopak Leny.-jakże młodzieńczo to zabrzmiało.
-Coś się stało?-tym go zabiła. Nic nie wiedziała.
-Lena pojechała do Warszawy i nie mam z nią jakiegokolwiek kontaktu. Pomyślałem ,że coś wiesz albo że jest u Ciebie...
-Nie ,nie ma jej. Nie kontaktowała się ze mną. Ale wiesz co ,pojadę do jej rodziców i się zapytam.
-Okej. Dziękuję.-odpowiedział i po chwili się rozłączył.
  Znowu zatoczył koło. Nadal nie wiedział gdzie jest i co się z nią dzieje. Teraz tylko pozostało mu czekać z telefonem w ręku na telefon Elizy. W międzyczasie wpadł do niego Kłos i Wrona ,którzy byli tak samo zmartwieni.
-I masz jakieś informacje?-zapytał Karol.
-Nie mam nic Nic. Kompletnie nic. Nie ma jej u Elizy i nawet się z nią nie kontaktowała. Telefon ma chyba rozładowany albo wyłączyła ,bo od razu włącza się poczta. Cholera!-uderzył otwartą dłonią w stół. Podbiegła do niego Kami ,o której kompletnie zapomniał.
Miała smutną minę i piszczała jak pies ,który właśnie wraca z połamaną łapką. Pogłaskał ją ,a ona wskoczyła na miejsce na kanapie obok niego i położyła mu pyszczek na ramieniu.
-Ja też się martwię.-powiedział do niej.
*Kilka godzin później*
   Mimo zmęczenia ,wszyscy bacznie przyglądali się telefonowi leżącemu na stoliku i wiadomościom ,czy może pociąg wczoraj się nie wykoleił.
W pewnym momencie telefon zaczął dzwonić ,a Michał widząc na nim imię Elizy rzucił się na niego jak głodna puma na mięso.
-Halo?-tym razem to on zaczął.
-Michał? No właśnie wróciłam od jej rodziców ,są straszne korki i przepraszam. Nie ma jej tam. Nie dała nawet znaku życia ,więc jadę do Kuby ,może on coś wie.-powiedziała.-W końcu nie na marne ożył.-dokończyła.-Zadzwonię jak się czegoś dowiem.-rozłączyła się.
-No i co?-zapytali jednocześnie chłopacy.
-Nadal nic.
*Kilka kolejnych żmudnych godzin później*
  Na zegarku widniała godzina trzecia nad ranem czasu polskiego. Nikt nie spał ,nikt nie miał zamiaru spać. Mimo ,że wszyscy usypiali na stojąco-nie spali. Nie mieli treningu ,mieli wolne. Mogli nie spać-przecież to normalne.
Michał wiedział ,że jakby Lena się dowiedziała ,pozabijałaby ich wszystkich a potem ułożyła do snu, chociaż ona sama zawsze późno chodziła spać.
Gdy o dokładnie trzeciej dwanaście telefon rozjaśniał ,a na wyświetlaczu wyświetlił się numer Elizy ,Michał od razu odebrał. Teraz to była Eliza ,a nie jak wcześniej Facundo. Z pięć razy podrywali się do telefonu ,a tam taka niespodzianka. Conte.
-Halo?-zaczął ponownie.
-Michał?-usłyszał jej zachrypiały głos. Coś im przerywało.-Mam słaby zasięg.-zanosiła się płaczem.
-Co się stało?!-niemalże krzyknął i oprzytomniał tak jak zresztą Karol i Andrzej.
-Ona...-przerwało i przez dłuższą chwilę słyszał tylko szum.-nie żyje.-łkała jak małe dziecko ,a telefon wypadł mu z ręki.

_____________________________

12 ,jeeest!
Życzę wam wszyyyystkim Szczęśliwego Nowego Roku! ♥ Żebyście spełniali sobie wszystkie marzenia i żeby 2015 był duuuużo lepszy niż 2014...
Następny jak dawniej w piątek :)
Pozdrawiam ♥

środa, 24 grudnia 2014

[11]What a wicked thing to do to make me dream of you


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Parra for Cuva-Wicked Game

Ból
Jedyne co wtedy poczuła ,to ból. Nie fizyczny ,ale psychiczny.
Gdy jego usta dotknęły jej ,poczuła że traci oddech i za cholerę nie może go złapać. Nie w tym sensie ,nie dusiła się.
Emocje
To one spowodowały ten stan. Jego pocałunek był zwieńczeniem wszystkich innych pocałunków. I wtedy zadała sobie jedno pytanie:
Czy można kochać dwie osoby jednocześnie? Uczucie do faceta tysiące kilometrów od niej bez względu na to ,czy jest w Polsce czy w Brazylii. I uczucie do mężczyzny ,który jest przy niej i póki co ma zamiar zostać.
Czuła się tak ,że mogła określić to jednym słowem. Jak szmata. Szmata ,która nie potrafi trzymać się jednego faceta. Poczucie winy. To nią rządziło. Przecież to nie jej wina ,że Michał wyjechał. Ale go kocha ,więc nie powinna całować się z Facundo w tą cholernie piękną noc ,w blasku księżyca i przy falach najpiękniejszego oceanu jaki kiedykolwiek miała okazje zobaczyć ,w cholernej Brazylii ,w cholernym lutym i z cholernie ,nieziemsko i niesamowicie przystojnym facetem ,który teraz właśnie próbuje ukraść jej serce.
-Przepraszam.-powiedział po chwili.-I ty i ja jesteśmy po kilku piwach i wódce ,nie powinienem do cholery tego robić.-odszedł od niej i chciał wracać sam ,lecz przypomniał sobie o niej i zawrócił.-Chociaż wiesz co? Powinienem. Michała tu nie ma .Nie mam wyrzutów ,chociaż może jakieś tam są. Ale hej. Nie ma go tu! Widzisz go? Michał ,halo? Jesteś tu? Odezwij się.
-Facu...
-Lena ja Cię kocham ,rozumiesz?! Kocham Cię od samego początku ,kiedy zobaczyłem Cię na ławce sztabu szkoleniowego tych Polaków! Michał to mój przyjaciel ,wiem. I twój facet. Ale on Cię zostawił ,wyjechał! I prędko nie wróci ,za stawkę którą mu tam dają. Wiem. Zróbmy tak. On niedługo wraca.
-Conte do cholery!
-Niedługo wraca ,prawda? Jeśli zostanie ,to żegnaj. Ale jeśli wróci, to proszę Cię. Daj mi szansę.

***
Usiadła na fotelu pasażera i patrzyła jak wciska pedał gazu i jedzie na pierwsze skrzyżowanie z miną wściekłego psa. Nie wini go.
-Zwolnij.-powiedziała i spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.-Michał do cholery jasnej zwolnij!-krzyknęła na niego.
-To dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? Dlaczego się tak zachowujesz?Dlaczego nie bierzesz leków?
-Biorę!
-Tak ,bierzesz. W domu znalazłem JEDNO pudełko ,puste. To pudełko dostałaś za pierwszym razem ,bo jest na nim data i Twoje imię i nazwisko.Co ty chcesz zrobić ? Chcesz się zabić czy co? Lena!
-Wysadź mnie tutaj!-powiedziała ,a on się zatrzymał. Otworzyła drzwi ,a gdy wyszła trzasnęła nimi najsilniej jak tylko potrafiła.
-Lena ,wracaj!-krzyknął i rozpiął się z pasów. Dziewczyna szła w kierunku z którego właśnie jechali ,a on starał się pobiec za nią ,wpadając przy tym we wszystkie możliwe kałuże po drodze ,mocząc swoje nogawki. Dobiegł do niej i odwrócił ją do siebie.-Kocham Cię ,Lena. Chcę tylko ,żebyś brała leki.
-I dlatego tak reagujesz? Przyjechałeś na chwilę i jesteś oschły jak te bułki w piekarni naprzeciwko nas. W sensie ,że są suche.-powiedziała ze łzami w oczach ,a on się tylko uśmiechnął na myśl o piekarni ,do której chodzili prawie codziennie ,mimo że wszystko tam było niedobre.Spojrzała na niego i przesunęła się na bok próbując łapać równowagę ,a on chwycił ją za rękę i przytrzymał.
-Co się dzieje?-zapytał z troską w głosie i zaprowadził ją do samochodu.
-Słabo mi.
-Ale co dokładnie.
-Serce bije mi jak oszalałe i mi po prostu słabo. Boże ,jak mi niedobrze.
-Jedziemy do szpitala.Wiedziałem że to się źle skończy.-uderzył w kierownice i spojrzał na prawie nieprzytomną dziewczynę.-Lena!-szarpnął ją ,lecz nie zareagowała.-Lena!-powtórzył czynność ,lecz po chwili zorientował się ,że to nie jest dobry pomysł. Wcisnął gaz i pojechał do najbliższego szpitala. Zaparkował przy latarni ,która świeciła jaskrawo pomarańczowym światłem ,otworzył drzwi i wyniósł z nich Lenę. Była blada jak ściana i mamrotała coś pod nosem. Jej głowa zwisała bezwładnie z jego rąk ,a on wpadł do szpitala i zaczął krzyczeć ,że nie wie co się dzieje i potrzebuje pomocy.
Od razu zabrali ją ,sam nie wiedział gdzie. Po kilku godzinach udręki i niewiedzy ,wciąż trzymał w rękach kubek zimnej już kawy obracając go dookoła i patrząc na bąble ,które tworzyły się przy mocniejszym potrząśnięciu kubkiem. Tak ,to robił od jakiś dwóch jak nie więcej godzin.
-Pan Winiarski?-zapytał znajomy już mu lekarz.-Zapraszam pana do gabinetu.
-To coś poważnego?-zapytał gdy doszli na miejsce.
-Pani Lena przestała brać leki ,prawda?
-Nie mam pojęcia ,byłem we Włoszech ,ale wszystko na to wskazuje.
-Na pewno nie brała ,te leki są na receptę ,a ona ani razu u mnie nie była. A to ,co teraz u niej nastąpiło to palpitacja. I jeśli nie zacznie brać leków ,to będzie jeszcze gorzej. Gdybyś nie zareagował bądź byłaby sama w domu ,mógłby nastąpić zawał ,a nawet zgon sercowy. To poważne sprawy i ktoś musi ją pilnować ,a ja nie jestem jej lekarzem rodzinnym. Ja tylko wypisuję leki i jestem pośrednikiem. Musi albo 1 zmienić lekarza rodzinnego albo 2 wrócić do swojej miejscowości.
-Do Warszawy nie ,to wykluczone. Czy pan mógłby zostać jej lekarzem rodzinnym?Czy ktoś inny?
-Mógłbym ,ale dziewczyna musi chcieć. Może odmówić.
-O niee, ona nie odmówi. No po moim trupie chyba. Ale wszystko już jest dobrze ,prawda?
-Tak ,mdłości ustąpiły ,puls unormowany. Wszystko jest w jak najlepszym porządku ,tylko niech ona się za siebie weźmie!
***

   Po powrocie ze szpitala ,Michał dogadzał jej jak tylko mógł. Chciał jej pomóc ,ale i wynagrodzić te miesiące nieobecności.
-Mam pytanie.-zaczęła i spojrzała na niego.-Co zamierzasz zrobić? Wracasz do Polski? Czy zostajesz we Włoszech?
-Właśnie chciałem o tym z Tobą porozmawiać. Błagam Cię ...
-Michał?-zapytała podniesionym tonem. Wiedziała o co mu chodzi i to wcale jej się nie podobało.
-Pojedź tam ze mną...
-Miało być wypożyczenie!
-Ale chyba zostanę na kolejny sezon...
-Michał!
-Lena ,pojedziesz ze mną!
-Czy ty masz mnie za idiotkę?-wstała z miejsca i spojrzała na niego z góry.-Naprawdę masz zamiar tak robić? Dobrze.-chwyciła za cienką kurtkę i wybiegła z domu nie wiedząc gdzie idzie.
Po policzkach spływały jej łzy razem z wiosennym deszczem ,który właśnie leciał z nieba. Zarzuciła kaptur na głowę i pobiegła w stronę parku ,z którego dojść można pod dom Kłosa. Tylko on wtedy był na wyciągnięcie ręki i tylko z nim na tą chwilę mogła porozmawiać. Oczywiście z Wroną też ,ale on wyjechał na dwa dni.
Ustała przed jego domem i wybrała jego numer na domofonie. Po krótkiej rozmowie ,zdziwiony zaprosił ją do środka. Wjechała windą i otworzyła drzwi z numerem 44.
-Wyglądasz jak siódme nieszczęście .-powitał ją.-Co się stało ,że mnie zaszczycasz ?
-Musimy porozmawiać. Wiedziałeś że Michał ma zamiar zostać na kolejny sezon?-zapytała.
-Ja?... Wiedziałem. Dowiedziałem się ,jak byłaś w szpitalu...
-On sobie ze mnie jaja robi ,prawda? To ukryta kamera i w ogóle ,prawda?
-Lena ,przykro mi ,ale to prawda. Dlaczego nie chcesz z nim polecieć?
-Bo nie chcę! Chcę zostać tu ,w Polsce i dlaczego on też nie może? Boże ,gwałciliście go w szatni że nie chce w tym Bełchatowie grać czy co?-zapytała poważnie ,a on się zaśmiał.-To go nie gwałćcie. I powiedz mi ,że nie mam zamiaru wracać. Wyjeżdżam i tylko ja wiem gdzie. Nie chcę widzieć jego ,nie chcę widzieć Facundo i nikogo innego związanego z tym sportem ,rozumiecie? Wyjeżdżam! Nie zobaczycie mnie ,ani ja was.
-Co ty odwalasz?
-Przyjadę na Wielkanoc złożyć Ci i Wronie życzenia i nigdy więcej. Niech on sobie wraca do Włoszech.
-Nie wygłupiaj się ,proszę. -odpowiedział ,a do jego domu wpadł Facundo.
-Oo ,Lena.
-Jakim cudem tu wszedłeś? -zapytała go.
-Było otwarte ...
-Boże kochany ,mam dość.-przyklęknęła i zaczęła płakać.
-Co się stało?-zapytał przejęty Conte.
-Michał zostaje we Włoszech.-odpowiedział za nią.
*Kilka godzin później*
   Lena była w opłakanym stanie ,a Argentyńczyk zaproponował się ,że zawiezie ją do domu.Wsiedli do jego samochodu i Lena zapięła pasy.
-Pojedź do domu a potem zawieziesz mnie na dworzec.
-Na dworzec?
-Na dworzec ,tak. Jadę do Warszawy.
-Po co?
-Musze z kimś porozmawiać.
-Ale mi coś obiecałaś. Michał wyjeżdża. I wiem ,że ty też coś do mnie do cholery jasnej czujesz!
-Tylko zawieź mnie proszę zawieź mnie na ten pieprzony dworzec!-krzyknęła a w jej oczach pojawiły się łzy.
   Myślała o tym od dawna ,ale Michał ją w tym upewnił.
-Chyba nie chcesz zrobić nic głupiego?-wypalił.
-Tak,chcę rzucić się pod pociąg. -odpowiedziała i w tym samym momencie zadzwonił jej telefon. Odebrała widząc tylko cyferki nieznajomego numeru.
-Halo?-zapytała na powitanie.
-Lena? Musimy porozmawiać.

_________

Matko ,nie wiem czy ktoś czyta to co teraz ,w tej chwili o teraz w tym momencie pisze ,ale no życzę wam Wesołych Świąt. I naprawdę ,dziękuję ,że ktokolwiek to czyta i ,że mogę teraz pisać te życzenia do kogoś i wiedzieć ,że no... że ktoś to czyta!
Jeszcze nigdy powtarzam N I G D Y tyle osób nie czytało i komentowało mojego żadnego opowiadania i to dla mnie choooolernie ważne! Jak Lena dla Facu ,jak Lena dla Michała i jak Lena dla wszysstkich. Boże ,kocham was no!
I przepraszam ,że ten rozdział taki o. Ni ładu ni składu... Widzimy się w Sylwestra :) 

piątek, 19 grudnia 2014

[10]What are you waiting for?

Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Nickelback-What Are You Waiting For?

Na wstępie chcę poinformować iż nowy / pierwszy rozdział /prolog pojawił się na http://sam-na--sam.blogspot.com/ . Zapraszam! :D #reklamatopodstawa I ZAPRASZAM KURDE NA TE NO. ŚWIĄTECZNY SPEEEEEEESZYYYYYL! (zakładka obok ,zakładka kurde nawet link dam ,o!)
http://i-wanna--be-yours.blogspot.com/p/swiateczny-speszyl-jednopart.html

-Facu ,co tu robisz?-uśmiechnęła się i zaprosiła go do środka.-Co jest takie ważne,że nie może czekać i że spolszczyłeś swoją mowę i to dobrze ją spolszczyłeś?Przyszedłeś mnie zabić za ten karnawał?
-To naprawdę ważne i się nie śmiej! Mam tu zaproszenie dla Ciebie ,musisz być dzisiaj o 20 na tym placu tam. I przygotuj się na emocje jak na meczu Skry z Resovią. Serio.
-Powiedz mi o co chodzi ,bo nie przyjdę. Źle się czuje.
-No Lena! Musisz! Przyjdziesz ,koniec ,kropka. No ,widzimy się o 20 na placu. Ubierz się ciepło ,zimno jest. I pamiętaj! Emocje ,emocje.
-Boże ,co wy znowu wymyśliliście.-odwróciła się na chwilę ,a Facundo zbiegł po schodach zostawiając ją samą i krzycząc coś po Hiszpańsku na pożegnanie.
   Pokręciła tylko głową ,uśmiechnęła się i zamknęła drzwi. Spojrzała na zegarek: 19:40. No ładnie ,mógł poczekać przynajmniej.
Założyła na siebie bluzę i kurtkę oraz buty po czym wyszła z domu i udała się w kierunku placu ,na którym jeszcze stoi choinka. Spojrzała na telefon: 19:55. Co z tego ,że będzie te dwie minuty przed czasem? Wyciąga ją z domu ,niech cierpi z powodu jej niepunktualnego przychodzenia za wcześnie.
Ustała na placu ,na którym nikogo nie było.
,,Jak to żart ,to ma przerąbane do końca życia''-pomyślała.
-Oo ,jesteś!-usłyszała Kłosa za sobą.
-Tak ,jestem. Co to ma być? Mogę wrócić po kołdrę? Jest z minut pięćdziesiąt.
-Dlatego.-krzyknął ktoś.-Dlatego właśnie jesteś tutaj.-poznała Facundo po głosie. Miał tak niesamowicie charakterystyczny głos ,że pozna go wszędzie. I jego emocje. Łatwo to wszystko wyczytać. Jak piszczy ,gdy jest zestresowany i mówi podwyższonym tonem marszcząc brew.Jak baba!
-Dlatego czyli dla czego? Dla c z e g o?
-Żeby ci zmarzła dupa i żebyś poleciała z nami do Rioooooooooooooooooo!
-No chyba was...-zaczęła piszczeć jak zestresowany Conte.-No chyba was wszystkich p o g i ę ł o!
-Już Ci zimno ,prawda?-poruszył zabawnie brwiami. Wszystko jej zamarzło ,nawet wzrok chyba ,bo potem w umyśle miała go ruszającego brwiami w zwolnionym tempie. Jeszcze jakaś muzyka w którym ktoś ciągle powtarza ,UU ,MMMMMM'' i byłby nowy hit(klops) internetu.
-Zimno mi i wracam do domu debile!Jezu ,ja was zabije jak tylko będę mogła ruszyć którąkolwiek częścią ciała!
-No w Rio jest ciepło. Baaaardzo ciepło. Czy coś ci to mówi? L e c i o s z  i koniec.
-Dobra ,polecę tylko dajcie mi iść do domu i przynieście mi Michała do przytulania bo mi zimno do cholery kurde bardzo mać jasnej!
-Ja jesteem!-krzyknął Argentyńczyk i rzucił się w jej stronę ,przycisnął do siebie i podniósł do góry.
-Krzyknęłabym ,ale czuje się ,jakbym miała wstrzyknięty botoks.-powiedziała gdy ją postawił.-Ale wiesz co?-uderzyła go z całej siły dłonią zaciśniętą w pięść.-Ręka mi odmarzła i już mogę cię/was ja bić.
*Kilka tygodni później*
  Do wyjazdu zostało niewiele ,a ona sama nie wiedziała dlaczego się na to zgodziła. A ,no tak. Targał nią mróz ,przejął jej mózg i nią rządził.
Właśnie siedziała i pakowała walizkę co chwila sprawdzając ile zostało jej kilogramów. Miała ich jeszcze dużo ,kompletnie nie wiedziała co spakować. Tu zimowa kurtka ,buty ,rękawiczki i czapka a tam ciepło jak cholera i trzeba potem wpakować tą kurtkę do tej walizki ,co jest z tym wypadku ogromnym problemem.
Na lotnisku było pełno ludzi zresztą jak zawsze. Strasznie się zestresowała ,ponieważ najdalszym lotem jaki kiedykolwiek odbyła była trasa Warszawa-Londyn i do w cholerę lat temu!
Ale nie dała tego po sobie poznać ,bynajmniej próbowała.
-Lencia!-odezwał się Conte.-Ty się boisz latać.
-Ja? Nie. Idź Conte stąd się nie odzywaj bo zaraz dostaniesz ode mnie po łydce.
-Boooisz się!
-Nie!
-A leciałaś kiedyś?-wtrącił Wrona próbując wyrwać ją z nietypowej rozmowy z Conte ,która zaraz zamieniłaby się w rękoczyny.
-Leciałam! Do Londynu leciałam. I do Krakowa ,Gdańska. Więc mi tu nie gadaj bo wiem jak się lata ale... kilkanaście godzin w przestrzeni powietrznej to jest po prostu samo w sobie takie jakieś dziwne. A jeszcze ta przesiadka w Madrycie. N i e lubie przesiadek. Miałam jedną w Monachium i wszystko było po Niemiecku i to było...Niemieckie. Dojcze i te sprawy ,wiecie.
-Ooo ,Niemiecki straszny język.-stwierdził Facundo.-Ale w Madrycie będzie fajnie. Znam Hiszpański ,będę przewodnikiem wszędzie.
-A angielski nie wystarczy mistrzu?-odpowiedziała.-W sumie jak to wygląda ,trzej dwumetrowi goście i ja taka jedna ,samotna.
-Może dadzą nam wódkę za darmo? Na dobrą noc?-zaśmiał się Kłos.
*Dzień później*
   Gdy dolecieli do Rio była dokładnie 13:32 i szok termiczny. Dosłownie. Minus bilion w Polsce i plus czterdzieści w Rio. Hmm...
I ta dziwna świadomość tego ,że teraz powinna być 18.
-Welcome in Rio! No to teraz jedziemy do mojej siostry. Mieszka blisko plaży ,w ładnej dzielnicy. Nie w Fawelach ,bynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.-powitał ich w nieswoim kraju Facundo z takim zapałem ,jakby przylecieli do jego Buenos Aires.
-Ja to bym wolała do Los Angeles czy Nowego Jorku.
-Kobieta.-wzruszył ramionami.-Do NYC to w wakacje tylko ,bo teraz tam tam zimno jest jak w Polszy. Szy szy szy. Umiem prawie!
-Jeśli twoje ,śiśiśi'' to nasze ,,sz'' to tak ,umiesz. Jak tu GORĄCO!-skwitował Karol.
-Przecież to norma w wakacje w Polsce więc już nie gadaj.-odpowiedział mu Wrona.-Mimo to ,że ostatnio taką temperaturę widziano ,słyszano i czuło się w sierpniu to cicho. Cicho Karol ,nie komentuj.
Lena nie chciała zwalać się komuś na głowę ,zwłaszcza nieznajomej osobie. Ale gdy dojechali do domu i bliżej poznali właścicielkę tego pięknego domostwa i siostrę tego gamonia ,była zachwycona jej osobą. Leticia była naprawdę sympatyczna i w jej wieku ,więc było to zbyt idealne. I perfekcyjnie znała angielski ,więc nie musiały rozmawiać przez Facundo.
-Lena ,spakowałaś te leki od serca?-gdy się rozpakowywała do ,,jej'' pokoju ,,wtargnął'' Argentyńczyk.
-Ymm..Tak.-skłamała.
-To je pokaż.-skrzyżował ręce na piersi.
-Mamusiu ,o co ci chodzi?-zapytała sarkastycznie.
-No po prostu chce wiedzieć ,że mi tu nie zejdziesz.
-Wiesz ,może ustalimy jakiś kod na umieranie? Jak zacznę umierać krzyknę ,,Moda na Sukces''
-Lena ,nie wygłupiaj się tylko udowodnij ,że masz leki.-odpowiedział.-Dobra ,krzykniesz Moda na Sukces. Masz szczęście,wierzę Ci.-wyszedł z pokoju.
-MODA NA SUKCES!-krzyknęła kilka minut później,a on powtórnie wpadł do jej pokoju z miną ,,CO SIĘ DZIEJE?!''-No co? Sprawdzam czy działa.
*Kilka dni później*
   Kompletnie zaaklimatyzowali się z Brazylii ,a chłopacy pierwszy raz mieli okazję całkowicie rekreacyjnie ,bez trenerów i sztabu szkoleniowego polatać po plaży ,wszystkich uliczkach i wyszaleć się w Rio. Dzisiaj wymyślili sobie ognisko na plaży ,pod gwiazdami. Mieli już wszystko przygotowane i z zapoznanymi Amerykanami i Polakami postanowili urządzić całą tą ,,imprezę''. Po drodze do spożywczaka z Leticią mijała chyba z milion narodowości! Każdy inny ,spektakularny i ze swoim własnym stylem. Czy może zostać w Brazylii na zawsze?
-Jak tam mój brat w Polsce? Nigdy nie opowiada mi za dużo ,więc pytam Ciebie. Nic nie nabroił?-zaśmiała się.
-Niee ,z tego co mi wiadomo to nie. Ale chyba wszyscy znają go w Centrum Handlowym z Warszawie ,bo z pięćdziesiąt razy wracał się do Starbucksa ,przewracając się przy tym na ruchomych schodach z piętnaście.
-On kiedyś opowiadał mi ,że spotkał jakąś dziewczynę ,z którą miał na pieńku ,może wiesz o jaką chodzi? Ona podobno jest z jego kolegą. Facundo tak o niej opowiadał ,że jest niesamowicie piękna i w ogóle. Ale nie chciał powiedzieć mi nic więcej ,jak się nazywa ani nic. Może ty coś wiesz?-spytała ,a Lena zamarła. Chyba wiedziała o kogo chodzi ,ale nie chciała tego przyswoić. I nie mogła. Przecież oni się ze sobą kłócili ,a ona jest z Michałem .Ale w myślach powtarzała ,,Nie ,to przecie nie może chodzić o mnie''.
-Nie mam pojęcia.-odpowiedziała po chwili.
*Kilka godzin później*
    Wszędzie dookoła było już ciemno ,jeśli ciemnością można nazwać te wszystkie światła dookoła. Nawet na plaży nie było można znaleźć idealnego miejsca. Nadal było gorąco ,a jedynym ciemnym miejscem które dało im się znaleźć było pod palmami w miarę dalej od centrum. Na niebie rozsiane były miliony gwiazd ,a szum oceanu tylko dodawał temu wieczoru specyficzną atmosferę. Siedziała obok Facundo ,wpatrywała się w lecące ku górze iskry i myślała. O Kubie , Michale i o tym jak to będzie ,gdy wróci. O ile w ogóle wróci na boiska PlusLigi. Ostatnio jej życie to porażka.
-Lena!-usłyszała po chwili głos ,który wyrwał ją z rozmyślań.-Halo halo ,007 zgłoś się.
-Co?-odpowiedziała i spojrzała na niego prawie płacząc na wspomnienie o Michale.-No co?-powtórzyła.
-Chodź ze mną ,pokaże Ci coś.-odpowiedział Conte i pociągnął ją za rękę.
Przeszli drewnianym ,małym mostem przebiegającym nad plażą i połączony z pomostem ,gdzie nie było widać osób siedzących przy ognisku.
-Co chciałeś?-zapytała po chwili ,gdy się zatrzymał.
-Widzę jak wyglądasz i chciałem Cię zabrać ,żeby Ci pytań nie zadawali. Co się stało?
-Nic.-odpowiedziała.-Po prostu myślałam i zatęskniłam.
-Za Michałem ,tak?
-A za kim innym? Po prostu nie chciałam go zatrzymywać i nie chciałam jechać ,wiem że to był błąd ale zostałam. Nie chciałam po prostu no...-zaczęła się jąkać.
-No już ,spokojnie.-objął ją.-Jakoś to przeżyjemy.
-My?
-A ja nie mam prawa tęsknić za Michałkiem?-zaśmiali się.-Ale muszę Ci coś powiedzieć. Wiem ,że to nie odpowiedni moment ,ale jesteś głupia.
-Co?-spojrzała na niego jak na idiotę.
-Jesteś głupia ,bo nie dostrzegasz tego ,co masz dookoła. Michała nie ma ,ale jest inna osoba ,która Cię kocha. I zgadnij kto nią jest.
-Więc na co czekasz?
________________

Ach te nastroje świąteczne (których w ogóle nie czuć ,nawet zaiste będąc na Rokefeler Senter hyhy #pisowniaoryginalna przyp.ja)
No widzimy się w środę! :D

piątek, 12 grudnia 2014

[09]Did I see what I wanted, what wasn't true?

 Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Lany Del Rey-Big Eyes.

-A Skra ci nie odpowiada?-zapytała i spojrzała na niego spode łba.-Naprawdę ,co chwila zmieniasz te kluby nie możesz usiedzieć na tej dupie w Polsce?
-To mój manager załatwia po części te wszystkie transfery a ja mam iść tylko na wypożyczenie od grudnia i miałem nadzieję ,że polecisz ze mną do Włoch. Do Trydent.
-Ja nigdzie nie lecę.
-Ale Lena!
-Nie. Nie zostawię Polski ,psa ani Bełchatowa. Chcę wrócić do pracy.
-Psa możemy wziąć ze sobą ,a pracować możesz tam. Przecież we Włoszech też potrzebują fizjoterapeutów! Poza tym masz jeszcze kilka dni na zastanowienie się.
*Kilka dni później-20 grudnia 2014*
   Od rana panowała względna atmosfera niezadowolenia w mieszkaniu Winiarsko-Staszewskich. Lenę nękał Kuba- telefonami i esemesami z przeprosinami ,a Winiarski miał tego serdecznie dosyć i w tym samym czasie zmęczony był ciągłym błaganiem Leny o to ,żeby wyjechała z nim. W pewnym momencie stwierdził ,że musi na chwilę wyjść i zaraz wróci ,tylko załatwi coś na mieście.
Dziewczyna więc usiadła na kanapie ,znowu włączyła jakąś telenowelę która obecnie była jedyną atrakcją w telewizorze ,obok usadowił się pies i razem oglądali rozterki jakiejś Meksykanki uwikłaną w romans z synomężocórką.
Jego ,,zaraz wracam'' zamieniło się w godzinę. W międzyczasie zdążyła wziąć leki i zanudzić się na śmierć.
Pół godziny po godzinie jego nieobecności ,coś walnęło w drzwi. Podskoczyła przestraszona ,a pies jak zawsze zaczął szczekać. Po chwili w drzwiach pojawił się Michał ,który odwrócony do niej plecami zamykał drzwi na klucz. Gdy się odwrócił ,była w szoku.
-Boże ,coś ty robił i gdzieś ty to robił.-poderwała się z miejsca i podeszła do niego z taką troską ,jakiej jeszcze nigdy w stosunku do niego nie przejawiła. Nawet wtedy ,gdy leżał na stole do masażu i nie mógł normalnie złapać powietrza.
-No bo spotkałem się z Kubusiem i trochę zawrzało jak w garnku o którym zapomniałaś i kipi właśnie na kuchence.-wskazał jej na kuchenkę ,a ona od razu podbiegłą i wyłączyła ogień wypływający z tych otworów. Tak się robi parówki ,tak!
  Wracając do Michała. Na brwi miał rozcięcie z którego sączyła się krew. Koszulka - biała tylko w teorii ,bo cała była we krwi ,a usta i policzek miał napuchnięte i sine. Najpierw sprawdziła ,czy nie jest szczerbaty i oby ma wszystkie zęby na miejscu. Miał. Na szczęście ,miał.
-Czy ty się z nim biłeś? W ogóle jak ty go spotkałeś.-zabrała się za opatrywanie jego brwi. Nie była aż na tyle uszkodzona ,żeby jechać z tym do szpitala. Miała to na szkoleniu. Ocenia się sposób w jaki krew wylatuje i na jego podstawie można stwierdzić powagę rany. U niego sączyła się w niedużych ilościach ,więc zdziwiona była widokiem jego koszulki ,która cała była poplamiona.
-To szkoda że nie widziałaś jego.-odpowiedział ledwo słyszalnie przez napuchnięty policzek.
-Mam nadzieję ,że go nie zabiłeś.-podała mu lód.
-Nie będzie nękał mojej dziewczyny.-odpowiedział i przyłożył woreczek do policzka. Z jej oczu ,sama nie wiedziała dlaczego popłynęły łzy. Nie miała pojęcia ,to było po prostu straszne i wspaniałe jednocześnie. Wspaniałe ,bo zrobił to dla niej. Straszne -bo jak on teraz pokaże się na ulicy. I w końcu Jakub to ważna część jej życia!
   Nic nie mówiąc pocałowała go ,a w odwecie usłyszała tylko jęk bólu. Zaśmiała się i powtórzyła swoją czynność ,tym razem z odpowiednim skutkiem.
-Kocham cię idioto.-powiedziała.-Mój obrońco. Wiesz ,że Kuba nie dzwoni?
-No ja mam nadzieję. Bo jak ja tam wrócę i dołożę jeszcze raz to mu się odwidzi. Nie takie serwy się waliło!
-Dobra ,już się uspokój.
-To jak będzie z Trydentem? Zmienisz numer ,nie zadzwoni! I nie przyleci! Chyba że stęskni się za moją pięścią.-mówił to w tak śmieszny sposób ,tym głosem przepełnionym czymś w rodzaju ,,mój spuchnięty policzek nie pozwala mi mówić i wbija mi się od wewnętrznej strony w zęby i się boje ,że się ugryzę i seplenię jak...ktoś kto sepleni''.
-Wiesz Michał ,będzie mi brakowało Twojej waleczności przez te kilka miesięcy ,ale nie - nie polecę.-odpowiedziała po chwili.-Ale przecież to nie oznacza rozstania ,prawda? Będziesz przylatywał. Dzwonił ,pisał ,rozmawiał na Skype. Jest tyle możliwości i wiem ,że to będzie ciężkie ale na chwilę dzisiejszą nie chcę wylatywać z Polski. To jest trudne-nowy język ,zero znajomych ludzi i w ogóle ... wszystko jest takie ciężkie!
*Kilkanaście dni później*
  Nastał dzień jego wylotu. Pożegnali się na lotnisku i po prostu odleciał. Czekała wtedy jeszcze kilka minut ,żeby zobaczyć jak odlatuje z Warszawy. Razem z Kłosem ,Wroną i nie wiedzieć dlaczego Facundo. Podobno razem z Michałem byli jakimiś bliskimi przyjaciółmi ,o czym dowiedziała się dopiero teraz. Myślała ,że to po prostu kolega z drużyny a tu takie zaskoczenie. W międzyczasie zamawiania kawy przed Karola i Andrzeja ,zdążyli wyjaśnić sobie kilka kwestii dotyczących ich wspólnych relacji. Wyszło więc na to ,że Lena nie ma powodów go nie lubić i ...całkiem go polubiła? Okazał się inteligentnym Argentyńczykiem ,który oprócz ładnej buźki ma wiele innych cech ,którymi zdobył respekt w jej oczach.
   Kilka minut później byli w mieszkaniu Kłosa,gdzie mieli spędzić kilka dni. Pokoi i łóżek było wystarczająco dużo ,chłopacy mieli kilka dni wolnego a mieszkanie było w pełni Karola. Jego rodzice przeprowadzili się gdzieś w mniejsze zwykłe osiedle ,a on nie chciał ,żeby miejsce jego dorastania zostało komuś sprzedane i zapisali je na Karola. Dzięki temu może urządzać imprezy na trzynastym piętrze w centrum Warszawy ,a co!
Razem poszli na obchód miasta. Udali się do Galerii Mokotów w której przysiedli i sączyli kolejną ,ale Starbucksową kawę patrząc na jeszcze nie zdjęte ozdoby świąteczne i sklepy powoli obwieszczające ,że jest już przecież Karnawał.
-Zapraszam was na Karnawałowe party. Ale takie dość nietypowe.-powiedział Conte a wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
-Nietypowe?-zapytała.
-No nietypowe bo zapraszam was na pięciodniową celebrację w Rio. W tych dniach mamy całkowicie woolne! I trzeba to wykorzystać ,wy Polaki nie potraficie obchodzić Karnawału właściwie.
-My nie potrafimy?-zawetował Kłos.-No dobra ,nie potrafimy. Ale ty jesteś Argentyna a nie Brazylia. Chyba że... nie no z geografii dobry byłem ale...
-Ale czy Ciebie jakoś pogięło? Do Brazylii? Do Rio? W Lutym?
-No co ,w Lutym jest ciepło tam. Nie to co tu.
-Ale dlaczego w RIO?!
-No bo w Rio jest najlepiej obchodzony i moja siostra ma ogromne mieszkanie w Rio. I może nas przyjąć ,już z nią o tym rozmawiałem i wszystko jest postanowione i lecicie i koniec i kropka
-Poczekajcie ,doznałem olśnienia.-wtrącił Kłos a wszyscy spojrzeli na niego pytająco.-Facu cucundo Coco Jambo Conte. Boże jakie masz rymiaste imię i nazwisko!
-A w Polsce i tak byłbyś Franciszkiem ,Ferdynandem czy innym Fryderykiem Czopinem-skwitowała Lena a wszyscy i tak po chwili wybuchnęli niepohamowanym śmiechem.-A wracając do tematu, czy Ciebie po prostu pogięło?-zwróciła się do Conte.-Do Brazylii?
-No Brazylia ,ciepło ,karnawał ,samba ,piłka nożna ,stadiony ,lato ,ciepło ,lato ,ciepło. JA CHCE LATO!
*Kilka dni później*
   Po powrocie z Warszawy Facu był zachwycony. Odwiedził miejsca ,w których nigdy nie był ,zobaczył stolicę w najlepszym momencie dnia: nocy i ogólnie zwiedził chyba wszystkie galerie na Śródmieściu zaczepiając przy okazji o Wolę i Mokotów oraz stwierdził ,że z chęcią zmieniłby branżę i grał dla Legii albo zmienił klub na Politechnikę.
W domu codziennie próbowała skontaktować się z Michałem ,lecz co chwila któreś z nich miało problemy. Albo ona miała słabe połączenie ,albo on ,bo dopiero co podłączyli go do świata. Albo trening ,albo jej praca.
Skończyły jej się tabletki ,a nie miała czasu pójść po receptę po nowe ,więc stwierdziła ,że wszystko jest w porządku i poradzi sobie bez nich. Gdyby Michał to usłyszał ,ukręciłby ,urwał i zjadł na obiad jej głowę a potem wepchał jej tabletki na siłę. Tak ,Michał. Lena bez niego chyba zginie w tym Bełchatowie...Mimo wszystko wiedziała,że tak będzie. Przerwane rozmowy ,kilka cichych dni z jednej i drugiej strony. Po prostu się od siebie oddalali ,i ona to widziała. Nie wiedziała ,co będzie po jego powrocie i czy będzie tak samo jak kiedyś.Nie będzie-to jest pewne.
Po długim czasie nareszcie udało im się do siebie dodzwonić.
-Boże ,ta technologia ,ta technologia.-powiedział na wstępie.-Lena ,matko moja piękna i kochana! Jak ja Cię dawno nie widziałem me kochanie me ,cmok cmok hasztag low.
-Dość czułości mój panie. Kami cię pozdrawia. I masz wracać.-udała minę smutnego psa.
-Niedługo mam wolne i wracam. Więc szykuj się,dom posprzątaj żeby siarki nie było. Żadnych serpentyn i balonów nie chcę widzieć. Rób imprezy ale żebym ja o nich nie wiedział bo mi się serce rozpada jak słyszę o imprezach w Łódzkiem.
-To wracaj no! Ja tu cierpię i w ogóle.-powiedziała ,lecz przerwał im dzwonek do drzwi.-Oho ,pewnie sąsiadka. Lubie ją ,ostatnio opiekowała się Kami i o dziwo wyszła szczęśliwa ,najedzona i żywa. Potem zadzwonię. Godzina rozmowy na nic!Dobra ,bez zbędnych czułości. Żegnaj ,całuję ,wracaj ,wygrywaj.-pożegnali się a Lena zamknęła laptopa i poszła otworzyć drzwi.
O dziwo drzwiach wcale nie stała sąsiadka.
-Lena ,muszę Ci coś powiedzieć. Coś najważniejszego co kiedykolwiek powiedziałem i nie może to dłużej czekać...

___________

Tyle świąt dookoła :D
Dzisiaj nie mam nic na usprawiedliwienie ,nie mam nic do powiedzenia no i o.
Pozdrawiam :*
Za tydzień ruszam (chybachybachybachybachyba) z http://sam-na--sam.blogspot.com/
PS. Wszyscy lubią hasztagi ,no nie? :_:

piątek, 5 grudnia 2014

[08]My one heart hurt another

Na początek chciałabym wspomnieć o zakładce ,,Świąteczny Speszyl''. Jeśli ktokolwiek to widzi ,niech się wypowie ,czy robić te świąteczne jednoparty najlepiej w tej zakładce :)


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Lykke Li-No Rest For The Wicked


-Cześć.-usłyszała znajomy głos i odetchnęła z ulgą.-Michał powiedział ,że już jesteś w domu więc przyszedłem Cię odwiedzić.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę.-odpowiedziała i zamknęła drzwi za wchodzącym Mateuszem.-Co tam w Łodzi?
-Oo ,a co to za słodki pieseł?-uklęknął i pogłaskał Kami ,która nawet na niego nie zawarczała.
-Tak Lena ,w Łodzi wszystko dobrze ale szkoda że Ciebie tam nie ma.-próbowała naśladować jego głos ,na co on się zaśmiał.
-Tak ,brakuje Ciebie bardzo.-spojrzał na nią i dalej głaskał psa. Po chwili wstał i ją przytulił.
-No nareszcie.
-A jak u Ciebie? Co lekarz powiedział?
-Że mam anemie i migotanie przedsionków. Tak mi powiedział ,a co to jest nadal nie mam pojęcia.
-Po studiach z fizjoterapii i mnóstwa Biologii nadal nie wiesz co to migotanie przedsionków?
-Nie.
-Ja też nie.
-Wiem tylko to ,że to coś tam z arytmią ma. A co szef ,bardzo smutny że mnie nie ma?
-Wszyscy jesteśmy smutni ,że Cię nie ma a najbardziej Twoi pacjenci ,dzięki którym to ja teraz mam podwyżkę. Przecież musieli znaleźć nowego fizjoterapeutę ,no nie?
-Cwaniaku!.-skwitowała.-Ty to wiesz ,jak się ustawić.
*Kilka godzin później*
   Mateusz nie raczył wspomnieć o tym ,że przyjechał tu tylko na chwilę i o 16 ma pociąg do Łodzi. Ale rozłożyło to się idealnie ,ponieważ o 16 Michał wraca z treningu ,więc raczej nie zostanie sama. Odprowadziła przyjaciela na PKP ,przy okazji wyprowadzając psa na spacer. Szła w jej tempie ,Lena nie musiała ciągnąć za smycz ani jej uspokajać. Taki pies jest dla niej teraz idealny.
Pożegnała się z nim i wróciła do domu. Odczepiła smycz od psa i wsypała jej coś do jedzenia i wlała wodę do miski obok. Usiadła na kanapie i czekała na swojego chłopaka.
Znowu zadzwonił dzwonek do drzwi ,znowu pies zaszczekał. Myślała, że to Michał. Ale przecież on ma klucz.
Otworzyła drzwi i nie dowierzała ,kogo tam widzi.
-Michał musi zrobić jakieś sprawy ,więc poprosił mnie ,żebym przyszedł i sprawdził czy żyjesz.
-Ciebie?-zapytała z takim typowym chamstwem w głosie.-To nie ma nikogo innego innego w drużynie?
-To jakaś sprawa Polaki i tylko ja zostałem.
-Rety ,Facundo Conte w moich drzwiach ,jaki odjazd. -powiedziała ,a pies zaczął na niego szczekać.-Ooo. I pies zna się na ludziach. Już myślałam ,że nie ochroni mnie przed bandytami.-odpowiedziała ,a on nie nadążył chyba za jej słowami ,bo tylko przymrużył oczy jakby próbował przetrawić kolejno wypowiadane przez nią słowa.
-Ale żyjesz! Miałem tylko sprawdzić i nie wiem o co Ci chodzi w ogóle.-w przypływie nerwów ,nagle zaczął pięknie mówić po Polsku.-Masz do mnie jakiś problem ,a ja nie wiem o co Ci chodzi. Przepraszam ,jeśli coś zrobiłem.-pies przestał szczekać.-Ale naprawdę nie wiem no!
-Możesz już iść, Conte.-posłała mu jeden z tych chamskich uśmiechów i zamknęła mu drzwi przed nosem.Jeszcze przez chwilę dobijał się ,lecz zrezygnował.
  Nie wiedziała ,dlaczego widząc tego człowieka włączało jej się światełko ostrzegawcze. Wiedziała ,że nie powinna przebywać w jego towarzystwie ,ale nie miała pojęcia dlaczego. Nie było to działanie przed obawą ,że się w nim zakocha. Było to całkowicie coś innego ,chociaż jedno nie wyklucza drugiego. Przecież Facu jest przystojny!
-Wróciłem.-usłyszała pierwszy ,prawdziwy głos od ponad godziny. Do tej pory słyszała tylko te z telewizora. Nawet spacery po mieście ludzie woleli odpuścić sobie w taką pogodę.
-No nareszcie ,po co przysłałeś Conte?
-Bo się o Ciebie martwię ,musiałem dłużej zostać i tylko on był dostępny. Nie chciałem męczyć pani Jadzi z wyższego piętra.-zaśmiał się i pocałował ją w policzek. Usiadł obok niej i zarzucił jej rękę na ramie. Co chwila pytał ,jak się czuje i od czasu do czasu głaskał psa ,który grzecznie leżał na fotelu obok i patrzył zmęczonymi oczyma na parę.
-Był u mnie Mateusz.
-Słyszałem ,dzwonił do mnie ,żebym podał mu adres.
-Lubisz go?
-Lubię.
-Bogu dzięki. Swoją drogą ,to już niedługo ,już za mniej niż miesiąc święta! Uwielbiam święta ,naprawdę. I może czas pomyśleć ,jak je spędzimy. Mimo wszystko nadal istnieje szansa ,że uciekniesz ode mnie ,ale no pomyśleć warto.
-Wigilię u moich albo Twoich rodziców ,pierwszy dzień świąt tak samo a drugi to już możemy w Bełchatowie. Bydgoszcz blisko Warszawy ,więc można pojeździć. Ewentualnie spędzimy Wigilię sami.
-Wszystko co leży nad Wisłą to Twoim zdaniem blisko Warszawy? Coś ty miał z geografii?
-Popłyniemy wpław. A z geografii miałem w ostatniej klasie bardzo dobry ,więc mi cicho.-pocałował ją.
-Ale nie ,święta spędzimy najpierw u mnie. Dobra? Nie sami ,nie rób mi tego. Nienawidzę spędzać świąt samej ,co musiałam zrobić dwa lata temu. Nie mogłam wziąć urlopu i musiałam prawie całe święta wykonywać papierkową robotę ,a szef którego swoją drogą lubiłam ,wylegiwał się z rodziną na plaży w Sydney. Nie wiem skąd on wyciągał tyle kasy ,ale jeździł tam średnio co kilka miesięcy. A w międzyczasie organizował sobie małe wypady na Kanary ,tak żeby pory roku mu się zgadzały.
-Jest jeszcze tyle czasu Lena.-odpowiedział i wziął pilot po czym przełączył na jakiś kanał sportowy na którym leciał jakiś magazyn sportowy.-A co do Twojego szefa wylegującego się na plaży w Sydney. Ja też bym tak mógł i ty też ,tylko wolimy Polskie święta ,Polską atmosferę i Polskie wszystko.-Na jego kolana wbiegła Kami ,co wywołało względne poruszenie. Wtuliła się w ręce Leny ,w tym samym czasie leżąc na Michale.
-Booże jak ja już kocham tego psa. To Ciebie przygniata a do mnie przytula tylko...twarz. Jakkolwiek to nie brzmi.
*Kilka dni później*
    Od kilku dni z Michałem ciężko było nawiązać jakikolwiek dłuższy kontakt. Zazwyczaj urywał się w połowie albo po prostu nie było go w domu a gdy wracał albo kładł się spać albo powtarzała się sytuacja wymieniona wyżej. Ostatnio tak zachowywał się przy tej swojej całej jesiennej depresji. Nadal uważa ,że to nie była depresja tylko po prostu chęć zwrócenia na siebie uwagi czy coś w tym stylu. To ona powinna popaść w depresje! Jej były-zmarły zmartwychwstał ,spowodowała konflikt z Conte ,zdiagnozowano u niej chorobę serca, nie może wykonywać zawodu i jeszcze do tego wszystkiego jej chłopak uskarża się na depresję. No co to za jakaś polityka ,że to ona musi go z tego wybawiać ,a nie on ją.
-Michał ,jak znalazłeś sobie inną to po prostu powiedz a ja się ulotnie. Ale psa zabieram.
-Nie bądź głupia.
-Nie jestem głupia tylko po prostu od kilku dni jesteś nie do zniesienia. To znaczy nie do zniesienia w kontekście ciszy wyfruwającej z Twoich ust. Mów do mnie ,mów!
-Nie mam jakoś nastroju ,to chyba ta zima co idzie.
-Kolejna depresja? JA CIĘ BŁAGAM! Urodziny już miałeś. Teraz najbliższa okazja do Sylwester ,wytrzymaj. Proszę!
-Nie chodzi o to. Przepraszam ,mam ważne sprawy związane z klubem.
-I nie możesz mi po prostu powiedzieć? Przecież mi możesz powiedzieć wszystko.
-Lena...
-Dobra ,wiesz co? Daj spokój. Dalej się tak zachowuj. A na pewno dopniesz swojego. Wrócę za kilka dni i pies ma żyć.-powiedziała i wstała z miejsca.
-Co ty wyprawiasz?
-Jadę do Warszawy ,skoro nie chcesz ze mną rozmawiać to jest chyba najlepsze rozwiązanie.
-Poczekaj. Powiem Ci.
-No to mów ,bo ja nie rozumiem tego Twojego za...-przerwał jej pocałunkiem.-Oho. Cóż to za sprawa?
-Wiesz ,że dopiero co skończyły się Mistrzostwa.
-Dopiero co to kilka miesięcy temu. Z matematyki jak z geografii ,tak?
-Wygraliśmy Mistrzostwa i po nich wiele zespołów zza granicy ubiega się o Polaków.
-Tak ,ale ty dopiero co wróciłeś z Rosji.
-I mi się tak nie podobało. Zimno było i ten Rosyjski straszny język...Aż mnie ciarki przechodzą.
-Więc o co chodzi?-zapytała i odsunęła się od niego.
-Dostałem propozycję z Włoch.
-Ale chyba nie zostawisz Skry.
-I ja ją przyjąłem ,Lena.


________

Jakikolwiek ten rozdział nie jest , oto on. W międzyczasie zapraszam serdecznie bardzo na opowiadanie nowe takie o!
I mam informację. Następny rozdział będzie 12 ,19 i 24. Tak ,w środę. Potem 31 tak ,też w środę.W Wigilię jeszcze zdążę dodać ale 26 już nie ,więc o ;D
 To zakłóca czasoprzestrzeń i robi źle życiu ,ale co tam ,co tam! Bo chyba dobrze obliczyłam ilość rozdziałów... W sumie nadal nie wiem ile ich będzie ,wszystko pisane jest aktualnie czasami przed czasami w piątek. I chyba trochę się ze mną jeszcze pomęczycie ,ach :))))))))) Ten uśmiech socjopatycznego i nihilistycznego mordercy. .