sobota, 26 grudnia 2015

Wattpad

Na moim wattpadzie https://www.wattpad.com/user/MarigaRamone zaczęłam właśnie nowe opowiadanie - nie sportowe ,nie o żadnych gwiazdach. Zwykłe opowiadanie :D Więcej na Wattpadzie :)

czwartek, 24 grudnia 2015

There's something about Christmas time

Turn the music on
U2
Coldplay
Tytuł

Warszawa
24 grudnia
2025
Rozejrzała się dookoła i włożyła telefon do kieszeni. Złapała małą rączkę i z uśmiechem powędrowała ku wyjściu.
-Tata!-krzyknął chłopiec i rzucił się na siatkarza.
-A kto jest już taki duży i ma całe sześć lat dokładnie dzisiaj ,co?-połaskotał małego w brzuch.
-A swojej żony już nie powitasz?-puściła walizkę i uśmiechnięta od ucha do ucha rzuciła się na ukochanego ,gdy tylko Kuba postawił nogi na podłodze.
-Tak ,te dwa tygodnie to była męczarnia.-zaśmiał się.-Nie wiesz o której będzie Robbie?
-Jego samolot ląduje o 15 ,spokojnie. Zdążymy go odebrać ,a jeżeli nie ,to on z Warszawską komunikacją miejską do czynienia miał już wiele. Wie jak dojechać z lotniska na Śródmieście.
-Jesteś pewna?To przecież Robbie.-zaśmiał się.
-Chyba masz racje.
*Kilka godzin później*
  Szli Starówką ,a Mały bawił się w śniegu ,który jakimś cudem pojawił się w Polsce akurat tego dnia. To był jego pierwszy śnieg.Trudno w to uwierzyć ,ale za każdym razem ,gdy w zimę pojawiali się w Polsce - śnieg topniał i podczas ich obecności nie było nawet najmniejszego płatka. Tym razem było inaczej - śnieg ciągle padał ,a było go już dość sporo.
-Zimno mi.-powiedział Robbie.
-Nie moja wina.-odpowiedziała Lena.
-Tak ,Twoja.-przewrócił oczami.-Nie mogłaś urodzić się gdzieś w Anglii czy Hiszpanii? Tam nie ma śniegu ,bynajmniej nie ma minus miliarda stopni.
-Nie musiałeś lecieć do Polski.
-No jak nie musiałem? A to przykładanie pistoletu to co?-machnął ręką i zaczął iść tyłem.-Nie no ,żartuje. Chciałem ,ale nie sądziłem że będzie tak zi...-nie dokończył ,bo wpadł na jakąś brunetkę.
Tak ,dlaczego brunetkę a nie bruneta? Po pewnych zajściach w zimnym Toronto ,pewny piłkarz dostrzegł aspekty miłości między kobietą a mężczyzną. Po pocałunku z Leną miał już ochotę całować tylko kobiety.
-Przepraszam.-powiedział zmieszany widząc ,że dziewczynie wypadła kawa i telefon ,w który była wpatrzona.
-To ja przepraszam.-odpowiedziała i podniosła opróżniony kubek.-Mogłam uważać.
-To teraz idziemy na kawę ,co?-zaśmiał się.-Muszę Ci ją odkupić.
Dziewczyna za bardzo nie protestowała. No ale Robbie miał ten swój urok ,więc kto by mu odmówił?
-Lena! Ty wampirze.-usłyszała znajomy głos.-Nie zmieniasz się nic a nic ,dalej wyglądasz na 50 lat.
-O ,Karol. Brakowało mi Ciebie jak nikogo innego. Te 6 miesięcy to była katorga ,wiesz?
-Tak ,wiedziałem.-podszedł i przytulił przyjaciółkę.-A kto to tutaj tak się prezentuje okazale?-zwrócił się do Kuby.-Cały tatuś. Sorry Lena ,ale to cały tatuś.
-A wiesz co Kubuś? Za chwilę przyjedzie do nas Twoja ukochana ciocia Maja i wujek James ,bo ten tutaj to trochę jest wiesz...-chłopczyk się zaśmiał.
-Wujek Karol jest trochę nie ten?
-Czego ty syna uczysz?
*Kilka godzin później*
Całą rodzinką i z Robbie'm udali się do starego mieszkania Leny i Facundo. Po drodze kupili okazałą choinkę i wtargali ją do windy. Bombki były jak co roku w tym samym miejscu ,więc od razu zabrali się za ubieranie świątecznego drzewka. Dla wzbogacenia klimatu włączyli radio ,z którego co chwila płynęły dźwięki świątecznych piosenek.
Chwilę później usłyszeli dzwonek do drzwi ,więc Lena pobiegła je otworzyć. W drzwiach stał Michał.
-Co ty tu robisz?-zapytała zdziwiona.
-Przyszedłem... Życzyć Wam Wesołych Świąt.
-Wejdziesz?-zaproponowała. Na początku stawiał opór ,lecz po chwili wszedł do środka i usiadł na krzesełku.-Chcesz kawy?Herbaty?
-Michał?-powiedział zdziwiony Facundo.-A co ty tu robisz?-uśmiechnął się i przybił piątkę ze starym kolegą z drużyny.
-Przyszedłem tak sobie. Odwiedzić Was. Wesołych Świąt.
-Wesołych Wesołych.-odszedł i podniósł syna do góry sprawiając mu tym wiele radości.-Leci samolot.-,,machał'' synem po całym salonie ,czym jak zawsze doprowadzał Lenę do białej gorączki.
-To...
-Nie. Kuba nie jest Twoim synem. Ma sześć lat.
-A...
-Poroniłam. Po wypadku.-powiedziała i odwróciła się na pięcie.-Ale widać za bardzo się tym nie interesowałeś.
-Jak miałem się tym interesować ,skoro nigdy mi nie odpisywałaś. Przez jakieś dziesięć lat byłem przekonany ,że mam dziecko.
-To było nie być. -szeptali.-No przepraszam ,ale refleks to ty masz.
-Ja może już pójdę.
-Świetnie.
-Świetnie.-powiedział i wstał po czym wyszedł z domu. Kulał. Dopiero teraz to zauważyła.
Lena oparła się o blat i głośno westchnęła. Jak dobrze ,że się z nim nie związała. Jak dobrze ,że wybrała Facundo. Michał ani trochę się nie zmienił. Dalej był dużym dzieckiem.
-Zawołaj mamę ,bo się leni dzisiaj wyjątkowo.-usłyszała głos swojego męża.
-Już idę przecież.-zaśmiała się i podeszła do nich.
-Co chciał?-dalej podrzucał syna.
-Porozmawialiśmy o Kubie ,wyjaśniliśmy sobie kilka spraw.
-Rozumiem.-z uśmiechem opuścił pierworodnego na podłogę. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi.-To pewnie Majka i James.-nie mylił się.
   Wieczerza Wigilijna minęła w ciepłym ,rodzinnym nastroju. Rodzice Leny ,siostra Facundo z mężem ,James i Majka. Tak spędzali Wigilię praktycznie co roku. Rodzice Conte nie mogli w tym roku być na Świętach ,ponieważ mieli dużo spraw do załatwienia w Argentynie. Mieli za to pojawić się jeszcze przed Sylwestrem.
Po kolacji przyszedł Mikołaj ku uciesze najmłodszych ,a było ich czworo. Kuba ,syn siostry Facu-Matthias i dwójka dzieci Majki i Jamesa-Matthew i Audrey ,która była ciągle podrywana przez Matthiasa. Raz podbiegła do Leny i zaniepokojona mówiła ,że się go boi ,ponieważ robi dzióbek ,śle jej całusy i łapie za rękę ,gdy ona się tego wcale nie spodziewa. Miał coś w sobie z Facundo ,a może to po prostu to pochodzenie? Może każdy Argentyńczyk tak ma? Tak czy siak ,wszyscy wróżą im w przyszłości szczęśliwe małżeństwo. Kto wie ,co przyniesie przyszłość?
Po prezentach ,przyszedł czas na kolędy. Wszyscy starali się śpiewać po Polsku ,choć każdy spoza Polski prezentował coś ze swojego kraju ,jak na przykład Facundo czy James.Gdy skończyli ,udali się na Pasterkę.
Po dwóch godzinach w kościele ,nadal pełni radości i energii udali się na pieszo do domu. Dziesięć minut drogi dłużyło się ,a w międzyczasie podziwiali zarówno Świąteczne iluminacje jak i bijące po oczach światła najwyższych warszawskich budynków. Ktoś to chwila zaczynał podśpiewywać kolędę. Była to jedna z najlepszych Wigilii ostatnich lat - nawet bez rodziców Facundo ,którzy podczas kolacji towarzyszyli im przez Skype.
-Lena.-usłyszała za sobą.-Muszę Ci coś powiedzieć.-odwróciła się. Znowu Michał.
-Co?-wysiliła się na uśmiech. Mimo całego nastroju ,gdy tylko go zobaczyła cała radość wyparowała.
-Nie tutaj.-złapał ją za rękę.-Porywam ją na chwilę. Nie bój się Facundo ,przeszło mi już dawno.-odeszli kilka kroków wgłąb parku ,gdzie reszta ich nie widziała.
-Co chcesz?-powiedziała dość głośno.-Nie widziałeś ,że byłam zajęta?
-Chciałem się pożegnać.
-Pożegnać?
-Tak pożegnać.
-Micha...
-Zanim coś powiesz. Wytłumaczę ci wszystko. Mam raka.
-Raka?!
-Tak ,kości. Muszą mi amputować nogę i jutro mam operację ,ale chciałem się pożegnać.
-Pożegnać.-poczuła słoną łzę w ustach.-Pożegnać?-powtórzyła po raz kolejny.-Chyba sobie żartujesz.
-I przeprosić. Za to ,co Ci zrobiłem. Jaki głupi byłem.-w jego oczach również zalśniły łzy.-Nie zauważyłem nawet ,że byłem debilem.
-Tak ,byłeś skończonym debilem. Może i jesteś nadal,ale wiesz co jest najważniejsze? Że to zauważyłeś. I przeprosiłeś.-rozpłakała się i przytuliła Michała.-I się nie żegnaj. Bo ja wierzę ,że wszystko będzie dobrze.
Świąteczny cud. Mogła to odhaczyć ze swojej listy rzeczy do zrobienia/przeżycia w święta.
-Zapraszam Cię na Święta.-uśmiechnęła się i złapała go za rękę. Mimo,że poruszał się bardzo wolno chwilę potem byli już przy reszcie.
  Nie musiała nic mówić ,Facundo już wcześniej wiedział o chorobie przyjaciela ,lecz nie chciał denerwować tym Leny. Zresztą Michał mu nie pozwolił. Chciał ,żeby to była tajemnica. Nie chciał poddać się operacji ,lecz Karol zdołał go przekonać.
-Michał spędzi z nami Święta. I za rok też.-powiedziała.-Głęboko w to wierzę.

________

Wesołych Świąt ! ♥
Trudno było to napisać ,mam niemoc twórczą i usypiałam gdy miałam cokolwiek napisać ,ale odkładałam to na później. Więc jest dzisiaj ,ale hej. Święta trwają. Kocham Święta ,tak :D
Polskie Święta są chyba najpiękniejsze na całym świecie. Naprawdę. Kocham Polskie Święta. Dzisiaj kocham wszystko i wszystkich ,w końcu ŚWIĘĘĘĘĘĘTA:D
Dopiero w tym roku zdałam sobie sprawę ,jakie to życie byłoby nijakie bez Świąt. I bez Last Christmas. Kocham Last Christmas. Tylko w oryginale. Reszta jest nijaka ♥
Krótkie ,nijakie. Ale Świąteczne ,starałam się ale pewnie jak zawsze mi nie wyszło. Ale ważne ,że jest ;) 

sobota, 5 grudnia 2015

Christmas Special

Christmas Special z udziałem bohaterów tegoż opowiadania ?
It's a good idea?
Możliwe ,jeżeli tylko ktoś będzie to chciał. W przypadku braku komentarzy Special prawdopodobnie się nie pojawi.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na http://im-sorry-for-ruining-your-life.blogspot.com/ oraz http://sam-na--sam.blogspot.com/ ♥

piątek, 12 czerwca 2015

[00]Epilog.I will try to fix you.

  Stała na peronie czekając na swój pociąg.
W tym momencie chciała tylko uciec jak najdalej stąd. Nie wiedziała ,jak można być takim człowiekiem jakim ona była w tym momencie. Uciekała właśnie bez słowa pożegnania. Bez wytłumaczenia ,bez czegokolwiek. Zostawiła go od tak. Ale to nie jego wina.
Tylko jej. Jej wina.
Była jeszcze przecież małym dzieckiem ,które tylko potrafi uciec od swoich kłopotów.
   Przed jej oczami cały czas widniała jego twarz. Jego uśmiech ,jego oczy. W uszach słyszała jego głos ,który był tak specyficzny ,że poznałaby go wszędzie. Wiedziała kiedy był zdenerwowany ,zestresowany ,wzruszony. Każda z tych emocji była jednocześnie zmianą jego tonu czy nawet całkowicie głosu. Ale ostatnio nie słyszała jego normalnego ,spokojnego tonu.
Może to była jej wina? To na pewno była jej wina. Cały czas była o tym przekonana. Przecież to ona jest cały czas tą samą Leną, która potrafi tylko dodawać wszystkim problemów. W swoim mniemaniu była po prostu beznadziejnym człowiekiem ,beznadziejną dziewczyną i beznadziejną fizjoterapeutką. Chociaż inni jak zawsze się spierali.
   Spojrzała na wielki ekran przyczepiony do sufitu.
-Pierwsza czterdzieści cztery Rzeszów-szepnęła-To znalazłaś sobie godzinę na uciekanie-ziewnęła po czym wyjęła telefon z kieszeni-Jeszcze dwie minuty plus jakieś dwie godziny opóźnienia.-odblokowała telefon ,żeby sprawdzić wiadomości.
Na wyświetlaczu wyskoczyło jego zdjęcie. Z jej oczu popłynęły łzy ,a gdy je przetarła odrzuciła połączenie. Co nic i tak nie zmieniło. Miała inne jego zdjęcie na tapecie.
Gdy minęły dwie minuty ,udała się w kierunku ławki. Nie potrafiła utrzymać równowagi o tej porze. Położyła małą walizkę obok siebie i wyjęła z niej bilet ,który wsadziła do kieszonki na zewnątrz. W jej głowie teraz górowała melodia z piosenki ,którą on sam jej śpiewał. Wiedział jak ją podejść i że najlepiej zrobić to Coldplay. ,,Fix You'' nauczył się specjalnie dla niej ,nienawidził się z nią kłócić ale kochał się z nią godzić. Kochał jej rumieńce na policzkach gdy się zawstydzała. Kochał ją. Może po prostu za późno sobie to uświadomił?
  Łzy znowu popłynęły z jej oczu. Tym razem ich nie powstrzymywała. W jej głowie nadal słyszała melodię piosenki ,co sprawiało że jeszcze bardziej płakała. Złapała za rękawy i ścisnęła je w dłoni ,którymi zasłaniała oczy.
-Samotna kobieta nie powinna o tej porze być na peronie. Zwłaszcza taka piękna-usłyszała za sobą.
-Robbie ,nie żartuj sobie.-powiedziała. -Ale nareszcie jesteś. Mam nadzieję,że Karol nie próbował Cię upić.
-Przepraszam ,ale nim nie jestem. A chciałbym.-po pewnym czasie rozpoznała osobę stojącą przed nią. Zajęło jej to tyle czasu ,ponieważ musiała kilka razy mrugnąć,żeby pozbyć się łez.
-Facundo? Co tu robisz?
-Dopiero co wróciłem ze Stanów. Byłem w Los Angeles ,ale Twoja sąsiadka powiedziała ,że poleciałaś do Polski.
-Po co byłeś w Stanach?
-Bo wiedziałem ,że to co mi odpisałaś to nie była prawda. Nie mówisz do mnie Facu. Napisałaś to co chciałem a nie to ,co było prawdą. Dlatego poleciałem. Upewnić się,że żyjesz. Już nawet zdążyłem porozmawiać z chłopakami. Wiem ,co się dzieje.
-Po co ja pozwoliłam mu mówić.-szepnęła sama do siebie.-Ale Michał ma to w dupie. 
-Ale ja nie mam tego w dupie. Kocham Cię Lena. I nie przestanę. Choćbym miał zaraz rzucić się pod pociąg. I wiem ,że całą winę zwalasz na siebie. Zawsze to robisz. Michał to dupek. Zmienił się. Nie jest taki jak kiedyś. Gdybyś była ze mną ,nie pozwoliłbym żeby chociażby jedna łza spłynęła po Twoim policzku. Nigdy. Rozumiesz? Nigdy. Jedyne czego teraz chcę? Żebyś się uśmiechnęła. Nie płakała. Żebyś była w tej ciąży i żeby to było moje dziecko ,nie jego. On na nie i na Ciebie i tak nie zasługuje. Chciałbym wziąć Cię na ręce i porwać do Rio. Na tą plażę ,na której się całowaliśmy. Stanąć z Tobą przed ołtarzem i nazywać Cię Leną Conte ,mieć dwójkę dzieci z Twoimi oczami. Po każdym meczu dumnie mógłbym porywać je spod Twojej opieki na boisko. Ja też się zmieniłem. Ale na lepsze. Nie mówię tego bo ja tak sądzę ,mówię to ,ponieważ powiedziała mi to moja siostra ,której ufam najbardziej na świecie. Chciałbym teraz przycisnąć się do ściany i pocałować najczulej jak tylko potrafię.-w jego oczach również zaświeciły łzy.-Chciałbym. Ale wiem ,że ty kochasz Michała. I że on na Ciebie nie zasługuje. Ale to szanuję. Bo Cię kocham. Zaakceptuje każdą Twoją decyzje.
-Wiesz co?-pociągnęła nosem.-Mam was wszystkich dość. Ale w moim całym życiu nigdy nie spotkałam takiego wariata jakim jesteś ty.-zaśmiała się przez łzy. Był to jej szczery ,prawdziwy śmiech.-Nie wiem ,czy potrafiłabym dać ci szczęśliwe życie. Wiem ,że ty byś to zrobił. Ze mną życie jest koszmarne. Ciągły szpital ,lekarze ,badania. Nie chcę nikogo tym obarczać. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
-Ale ja chcę. Chcę być tym obarczony.
-Poleciałeś do Nowego Jorku. Teraz do Los Angeles. Zabrałeś mnie do Rio. I nie wiem dlaczego ,ale jedyne o czym teraz marze ,to wejść na palce i Cię pocałować.
-Dlaczego tego nie zrobisz?
-Bo wracam do Los Angeles.
-A ja tam wyjeżdżam.
-Co?
-Tak. Jest tam obiecująca drużyna. Kupili mnie. Będę grał w LA.-powiedział ,a ona zaniemówiła ,co nie było nowością dzisiejszego dnia.-Zapomnij o tym dupku. Nie jest Ciebie wart. Ja też nie jestem. Wróć do Los Angeles. Masz tam Robbiego. Ja poczekam. Czekam już tyle czasu.-dokończył ,a ona bez chwili zawahania wspięła się na palce i pocałowała go.
-Nie czekaj.-szepnęła i splotła jego palce ze swoimi.

______

Do ostatniej chwili ,do ostatniego rozdziału nie miałam pojęcia ja sama ,kto będzie tym tajemniczym nieznajomym z prologu. Zawsze moje wszystkie opowiadania kończyłam na związku głównych od początku bohaterów. Teraz zrobiłam trochę inaczej. I mam nadzieję ,że to nic złego:P
Tęsknić będę na pewno. Moje najdłuższe opowiadanie ,chciałabym je pisać dalej ,ale no nie mogę. Wszystko musi się skończyć. Historia Leny też.
Ale jest historia Laury. Naprawdę zależy mi na osobach czytających tego bloga. I na tym ,żeby ktoś czytał sam-na--sam.blogspot.com ...
Prolog + 33 + Epilog. To razem składa się na jakieś 35 rozdziałów. 35 tygodni. 9 miesięcy (huhu ,ciąża normalnie). NO kurde. Tyle się wydarzyło w moim życiu przez te 9 miesięcy ,tyle się wydarzyło w życiu głównej bohaterki przez 35 rozdziałów. TAK CIĘŻKO JEST TO ZAKOŃCZYĆ.
Ale to koniec. Konieeeeeeeeeec. Szczęśliwej drogi już czas. Mam nadzieję ,że będziecie wchodzić na opowiadanie o Dawidzie i Laurze.
Pozdrawiam :* 

piątek, 5 czerwca 2015

[33]And I guess that was never enough.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki The Neighbourhood-Baby Came Home.


-Musisz lecieć do Polski.
-Do niedawna mówiłeś ,że to mnie zabije.
-Ale Tobie nie wytłumaczy. Więc chociaż leć do Polski.
-Jak polecę ,to nie wiem czy wrócę Robbie. Wolę być tu ,z Tobą. Jak przyjdzie czas to Michał się dowie.
-Jak ty to sobie kuźwa wyobrażasz?
-Normalnie.
-ALE TY JESTEŚ UPARTA.
-Dziękuję. Jeśli zmienię zdanie to Cię o tym powiadomię.

-Lena...
-Robbie. Idź już. Do domu. Odpocznij.
-Nie zostawię Cię tu samej.
-Jutro masz trening.
-No i co? Zostaję,jeśli zmienię zdanie to Cię o tym powiadomię.-uśmiechnął się i złapał rękę przyjaciółki.-Ale będę przy Tobie na zawsze.
-Nie obiecuj takich rzeczy.
-Ale jestem pewny ,że tej obietnicy dotrzymam.

Lena.
Odezwij się. Rozmawiałam z Robbie'm i twierdzi ,że jesteś w szpitalu ,ale nie powiedział czemu.
Coś się dzieje? Znowu masz problemy z sercem? Kochanie moje! Pisz jak najszybciej. Jedno słowo ,a jestem w samolocie do LA.
Maja i po części James.

Lena!
Co tam się dzieje? Dlaczego nie odpisujesz i nie odbierasz? Martwię się. Obraziłaś się na mnie? Coś się stało?
Michał.

Lena!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
EJEJEJEJEJEJEJEJ.
Odpisz suczo.
KochamyCieeeeeee.
Co nie odbierasz? To zemsta? Czy utopiłaś telefon w Oceanie?
Ale ty jesteś nieodpowiedzialna!
Ubezpieczaj się w każdym tego słowa znaczeniu.
Karol.
I Andrzej bo laptopa zalał piwem a na ajfonie nie potrafi pisać mejli.

LENA
Jakieś zamieszanie tutaj wybuchło. Mam nadzieję ,że wszystko jest dobrze. Wiem ,że mi nie odpiszesz ,bo się do mnie nie odzywasz. Mam nadzieję,że odpiszesz tym razem. I że będzie to:,,Facu wszystko jest dobrze nie martw się.''
Facundo.

Facu!
Wszystko jest dobrze ,nie martw się.
Lena.

  Lena wstała z łóżka i udała się do kuchni. Z lodówki wyciągnęła mleko i bez zawahania przechyliła karton do góry przy ustach. To był jeden z tych nawyków ,które przyswoiła dopiero w Stanach. Wcześniej nalałaby do szklanki ,schowała mleko i dopiero by się napiła.
Od kiedy wyprowadziła się z Polski ,jej życie zaczęło nabierać kolorów. Nie chodziło tu o to ,że nie lubi Polski,bo tak nie było. Tylko gdy się wyprowadziła ,zaczęła zwiedzać ,coraz mniej interesowało ją to co będzie jutro. Interesowało ją to ,co jest teraz. I właśnie teraz zdała sobie sprawę z tego ,że ona nie chciałaby żyć w nieświadomości. Dlatego postanowiła wrócić do Polski ,chociażby na chwilę. Powiedzieć Michałowi ,zobaczyć jak zareaguje i w zależności od jego dalszego postępowania zostać lub wrócić do Los Angeles.
Od razu zarezerwowała bilet na następny dzień i sprawdziła lot powrotny. W razie konieczności wróciła by jeszcze tego samego dnia ,którego dojechałaby pociągiem do Bełchatowa z Warszawy. Potem musiałaby pojechać do Rzeszowa i z Rzeszowa do Warszawy na lot powrotny.
-Halo?-usłyszała w słuchawce.
-Robbie? Postanowiłam. Jutro lecę do Polski.
-Jutro!?Przecież nie zdążę kupić biletu!
-Ale lecę sama.
-Chyba zgłupiałaś.-powiedział ,a ona poczuła napływające łzy. Przez chwilę milczeli ,aż w końcu Robbie dodał.-Nie polecisz sama.
-Robbie!
-Myślałaś że pozwolę Ci lecieć samej? Zaraz u Ciebie będę.-powiedział i się rozłączył. 
Dziewczyna usiadła przed telewizorem i zaczęła mówić sama do siebie ,podśpiewywać. Wszystko ,aby tylko pozbyć się łez i grymasu na twarzy.
Godzinę później otworzyły się drzwi wejściowe przygotowane na przyjście Robbiego. Lena spojrzała w jego stronę. Stał i siłował się z walizką.
-Po co ci ta walizka?
-No lecę z Tobą jutro do Polski przecież.
-Co?
-No tak. Mam miejsce 24B. Jedyne wolne normalnie. A ty ,które?
-24A. Ale zgłupiałeś chyba?
-No. W cholerę zgłupiałem.
-Ale mam Michałowi do powiedzenia coś całkowicie innego niż myślisz.-mimo piosenek śpiewanych przed przyjściem chłopaka i chwilowym uspokojeniu się ,w jej oczach znowu zaświeciły łzy.
-Co?-wytrzeszczył oczy.
-To pierwsze też. Ale... to jest nieaktualne.-zanosiła się.
-Jak to... nieaktualne.
-Robbie...
-Lena ,co się dzieje.-powiedział ,a zanosząca się dziewczyna przytuliła się do niego nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa bez szlochu. 
*Następnego dnia*
Robbie nie potrafił uwierzyć w to ,co usłyszał od swojej przyjaciółki. Nawet teraz ,gdy już jest tego pewien ,gdy przeklinał się ,że kiedykolwiek pomyślał o tym zdarzeniu ,nie potrafił w to po prostu uwierzyć.
Lena cały lot nie odezwała się ani słowem. Po kilku godzinach lotu położyła głowę na jego ramieniu i usnęła. Obudziła się dopiero wtedy ,gdy wylądowali. W Polsce byli o jakiejś 10. Kilka następnych godzin spędzili w pociągu zatrzymującym się w Bełchatowie.
Gdy dojechali do Bełchatowa ,Lena naprowadziła Robbiego na mieszkanie Karola ,a sama poszła dobrze znaną jej drogą do mieszkania Michała. W wejściu powitał ją pies. Przykucnęła przy niej i zaczęła ją głaskać ze łzami w oczach.
-Zła ze mnie pani.-uśmiechnęła się ,a pies merdał ogonem jak oszalały i nie potrafił usiedzieć na miejscu.
-Lena?-powiedział zdziwiony Michał.-Co ty tu robisz?-podbiegł do niej i uniósł ku górze.-Boże ,nie odzywałaś się tyle czasu.
-Bo byłam w szpitalu.
-Co? Dlaczego?
-Zasłabłam przy Robbie'm ,on mnie zawiózł i zostawili mnie na badania.
-Coś wyszło?
-Nie... To znaczy coś wyszło ,ale...
-Boże ,na szczęście.
-Wiesz ,przylatując tu myślałam ,że będę miała okazję powiedzieć ci ,że jestem w ciąży.
-Co?W ciąży?-przerwał jej.-Ale jak to? Ze mną?
-Michał! Tak ,jak mogłeś pomyśleć że nie?
-Po prostu...Nie ważne. Ale jak to sobie wyobrażasz? Ja tu ty tam? Dziecko? Teraz?
-Wiesz co? Jesteś skończonym dupkiem. Miałam Cię za kogoś innego. I nie dałeś mi skończyć. Byłam w ciąży ,która zagrażała mojemu życiu. Ale poroniłam. I już w niej nie jestem. Jesteś zadowolony?-krzyknęła i trzasnęła za sobą drzwiami.

__________________

AND THE LAAAAST CHAPTER ISSSS....33!
No smutno. Jeszcze epilog i koniec :< EJ NO.
Ale jest przecież Dawid Dryja i Laura :< sam-na--sam.blogspot.com
Serio zapraszam no i no ten no . No. Tak.
Pozdrawiam :*

piątek, 29 maja 2015

[32]Tomorrow’s a new day for everyone


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Xavier Rudd-Follow The Sun


   Następnego dnia ,ani ona ,ani on nic nie pamiętali z zajścia na balkonie. Jak to kiedyś określił wujek Leny:
-Lepiej zapomnieć ,niż potem kopać doły pod ulice w Warszawie.
Nie rozumiała do końca tego powiedzenia ,ale chyba miało głęboki przekaz.
Po powrocie do Los Angeles i przylocie Michała ,James'a i Majki ,Lena była w pełni szczęśliwa. Pojechali razem do jej domu ,rozpakowali się ,a ona zabrała ich z Robbie'm do ulubionej knajpy z najlepszym jedzeniem ,jakie można tutaj dostać oczywiście w niskiej cenie. Jako ,że Lena sama nie potrafiła gotować ,a raczej trzeba określić to inaczej: nie potrafiła sama zrobić czegoś ,co by smakowało jej. Zawsze lepiej przecież smakuje coś zrobione przez kogoś innego.
-Jak ja się stęskniłem!-krzyknął Michał.-Kobieto.
-No przecież wiem.
-Tylko tam nic nie wymodźcie w tej wspólnej sypialni ,bo będzie źle.-z drugiej połowy domu dało się słyszeć pogróżki ze strony Mai.
-Tak.-dodał Robbie.-Ja dziecka niańczyć nie będę.
-Robbie.-Lena wyrwała się z uścisku Michała.-Przyznaj ,że gdybyśmy coś wymodzili ,to musiałabym wrócić do Polski a ty byś tego nie przeżył.
-Ugh ,rozgryzłaś mnie.-powiedział twardo i napił się wody.
*Kilka dni później*
-Hej hej hej hej!-zbiegła ze schodów.-Ruszajta się.
-No przecież zdążymy!-odkrzyknął Karol.-Jakoś na mecze siatkówki Ci się tak nie spieszyło.
-Jak to nie? Poza tym ,w Bełchatowie nie ma takich korków jak tu.
-A my dopiero przylecieliśmy!-Lena spojrzała na Karola i Andrzeja z walizkami w rękach i zaczęła się śmiać.-Co w tym jest śmiesznego?
-Zapomniałam. Puść walizkę. Jedziemy ,teraz.
-Wiesz co ,szczerze powiedziawszy źle ci idzie mowa Polska. Chyba za bardzo przesiąknęłaś tutejszą kulturą ,bo strasznie słychać w Twoim głosie Angielski. Serio ,tak ci się języczek plącze ,Michał ,wiesz coś na ten temat?-Andrzej spojrzał na Michała.
-No pewnie ,że wiem.-objął ją ramieniem.
-Nie pochlebiaj sobie.
*Kilka godzin później*
  Wszyscy razem usiedli w loży VIP na rodzimym stadionie LA Galaxy. Podczas wychodzenia drużyn Lena od razu poznała Robbiego ,który uśmiechał się w ich kierunku.
-Mam nadzieję.-zaczął James.-Że jednak wygrają ,bo klapa będzie potem ,Robbie obiecał ,że wygrają to stawia alko!
-Jedyne co on może Ci teraz postawić to włosy. Jako fizjoterapeuta nie pozwalam.
-Ale on nie musi pić!
-Ty też nie musisz.-wtrąciła Majka.-Abstynencja musi być zachowana. Ja nie zezwalam na dzikie noce w klubach czy nawet w salonie u Leny. Ewentualnie se róbcie co chcecie. Ale rzygasz na dworze i potem musisz to posprzątać.
-Jeszcze to przemyśle.
-Tak właśnie powinieneś zrobić.-w momencie wypowiedzenia tego zdania rozpoczął się mecz. Pierwszy gwizdek wyrwał ich z zaciętej rozmowy na temat spożywania alkoholu na wakacjach. Gdyby było trzeba napisać coś na ten temat jako pracę magisterską ,Majka na pewno bez problemu by to napisała. Była mistrzem ciętej riposty już od najmłodszych lat ,a w małżeństwie to ona była od przerywania i prawienia mądrości ludowych. James wtedy mówił ,że jest klasyczną Polką ,a ona wtedy zawsze mówi coś w stylu:
-A ty jesteś typowym Anglikiem. Siedziałbyś tylko na kanapie i pił whiskey ,oglądał magazyny z gołymi babami i chodził na Guinness z kolegami.
Jej riposty to zazwyczaj niesamowicie rozbudowane zdania ,z których kiedyś można by było napisać jakąś książkę i nazwać ją ,,Małżeństwo z Polką:strzeż się''. Pomysłodawcą tytułu oczywiście jest James.
-Jezu kurde jego mać ja pierdziele on strzelił!-krzyknęła Lena i spojrzała na Robbiego ,który właśnie cieszył się z gola i pokazał w jej stronę. Obiecał jej i tak zrobił.
Zadedykował jej gola! Pierwszy poważny gol zadedykowany dla niej!
-To niesprawiedliwe ja nie mogę ci dedykować goli eh.-powiedział Michał.-Co najmniej jakiegoś asa czy punkt. Coś tam by się znalazło.-mówił ,a Lena przerwała mu pocałunkiem.
-Nie musisz.
-To dobrze.-pocałował ją ponownie.
*Kilka dni później*
   Wszyscy razem szli plażą ,podziwiając palmy ,morze i ciesząc się swoją obecnością. Tego Lenie brakowało. Trzymania za rękę kogoś ,kogo kocha i palców u stóp skąpanych w piasku i wodzie na zmianę.
-Gdyby tu mieli jakiś dobry klub siatkarski.-wtrącili wszyscy trzej na raz ,co brzmiało niesamowicie dziwnie.
-Ja bym tu z wami nie wytrzymała. Majce jeszcze bym pozwoliła ,ale wam i Jamesowi? Nie. Majka ,co ty na to?
-Aprobuję.
-To James ,musisz odsprzedać bilet.
-Ja wam odsprzedam kuźwa ,do domu i koniec. Co ja zrobię bez mojej rudej Polki w domu?-powiedział i czule ją pocałował.

Lena!
Te wakacje ,wakacyjne święta były naprawdę świetne!
Żałuję ,że musieliśmy wracać ,ale przecież wszystko się kiedyś kończy ,prawda?
Baw się dobrze dalej sama w LA ,pozdrów Robbiego i w sumie to się udław tym słońcem i tym ciepłem bo ja już zdążyłam przemarznąć po wyjściu w lotniska.
Jeszcze wrócimy.
Strzeż się.
Radzę Ci już się przeprowadzać.
Ale i tak cię znajdziemy.
Przed nami się nie schowasz.
MAJECZKA

MAJECZKO
A u nas ostatnio jakieś upały straszne ,aż musiałam spodenki dokupić.
Zamontowali mi nową klimatyzację w domu ,bo niektórych upałów nie da się wytrzymać.
O ,i nareszcie woda w basenie odświeżona. Bo po was to musiałam ,hultaje z Polszy.
Przynajmniej bezdomni nie marzną.
Jak tam ten luty? Podobno wyjątkowo mroźny!
Powodzenia.
Ja też wiem gdzie mieszkacie.
Przede mną też się nie schowacie.
HA
Lena.

-Musisz mu o tym powiedzieć.-Robbie spojrzał w jej oczy ,przeszklone ,duże ,brązowe oczy.
-Jak? Po co? Ja jestem tu ,on tam, nawet się by nie zorientował.
-Tak ,bo to taka mała zmiana ,naprawdę.
-Robbie! Nie. Skończmy ten temat.A teraz idź proszę. Zaraz mam zmianę kroplówki.
-Lena.
-Koniec.
-Ale Lena!
-Koniec.
-LENA DO CHOLERY JASNEJ CHOCIAŻ RAZ MNIE POSŁUCHAJ.
-Słuchałam się miliony razy ,a teraz ty musisz zaakceptować moją decyzję.
-Ale nie możesz tego zrobić. To Cię zabije!


___________

Am so sorry. Jestem chora. Lato ,a ja chora ,fajnie.
Mi się nie podoba ,zdycham tutaj ale no napisałam. Coś mi się wydaje ,że to przedostatni. 

piątek, 22 maja 2015

[31]If he said help me kill the president.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki The Neighbourhood-Wires

-A co to dzień dobroci dla sierot?-zaśmiała się i po chwili przytuliła Robbiego.
-Powtórzyłbym to samo po tym przytuleniu. Ale chce kawę. Zrób mi kawę.-powiedział ,a ona go puściła i spojrzała na niego swoim gardzącym spojrzeniem przeznaczonym dla przyjaciół.-No żartuje ,zrobię sobie sam.
-Wow. Sam kawę? Chyba się z Tobą ożenię.
-Nie mam nic przeciwko.-wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.-Co dzisiaj na obiad żono?
-Myślałam ,żeby ugotować spaghetti ,ale do tego potrzebny mi chyba twój żel do włosów. Jest go dużo i w ogóle. Mam nadzieję ,że rozumiesz co mówię.
-Rozumiem. Starasz się mnie inteligentnie obrazić.
-Coś w tym stylu.-wyszczerzyła się do niego ,po czym usiadła naprzeciwko. On zaczął robić kawę zarówno sobie jak i jej.-Jak będzie za gorzka ,to pamiętaj ,że nie masz więcej wstępu do domu.

Lena!
Chryste Panie! Święta niedługo! Już zaczynam się pakować ,bo nie zdążę. Kto wymyślił limity z bagażem?
No to za jakieś 4 dni będziemy chodzić po plaży w Santa Monica ,oglądać parady w Pasadanie i narzekać na upał w Boże Narodzenie!
James stwierdził swoim inteligentnym tonem ,że jest wyjątkowo zimno. Tak ,to był ten moment. Chyba robi się coraz mądrzejszy. Już powinnam uciekać?
Mam nadzieję ,że zmarzła ci dupa tam.
Wiem ,że nie ,ale powiedz ,że tak i daj mi tę nadzieję! Proszę! Błagam!
Chociaż ,obojętne mi to. W końcu za kilka dni nareszcie będę mogła wyjść na dwój na krótki rękaw! Szok.
Pozdrów Robbiego!
Majka.

-Robbie!
-Co Lenko moja piękna żonko?-powiedział po Polsku. Jednak nauka nie poszła w las!
-Słuchaj! Nie uwierzysz.
-Co?
-Majka cię pozdrawia.
-Wooooooow! Szok. Jak ja się pozbieram?
-No właśnie nie wiem. I tak poza tym to mam pytane.
-Nie wiem ,czy mam się bać ,czy od razu uciec ,wezwać policje i karetkę albo straż. Boję się twoich pytań ,serio.
-Polecisz ze mną do Toronto na dwa dni?
-Do Toronto? Po co?
-Musze załatwić kilka spraw ,odwiedzić kuzyna i tak dalej. Zdążymy wrócić przed przylotem Mai i Jamesa.
-,,Zdążymy''?
-Tak.
-To kiedy masz zamiar lecieć?
-Jutro.
-Jutro?!
-Tak ,Jutro. No to dwa dni tylko! Poza tym ,już kupiłem Ci bilet.-uśmiechnął się podstępnie i zabrał jej laptopa.-Jutro,czyli we wtorek ,godzina 10:00 lot z Los Angeles do Toronto. Czwartek 10 grudnia ,godzina 19:00 lot z Toronto do Los Angeles. I mamy miejsca obok siebie.-zabawnie poruszył brwiami.
-Tyle godzin w samolocie mam z Tobą wytrzymać?
-Dokładnie tak.

Majka!
Niestety ,ale musicie odwołać swój lot ,bo ja w Toronto! Robbie stwierdził ,że Was nie lubi i porwał mnie do Toronto. Jak tu zimno!
A tak naprawdę ,to żartuje. Przylatujcie ,ale w Toronto serio jestem. Życzyłaś mi zmarznięcia to proszę. Ciesz się. Raduj swą duszę.
Lena.

Lena!
HAHAHAHAHA!
Zabawne.
Wiesz ,na jaki zawał padłam ,czytając pierwsze zdania?
I dobrze Ci tak.
Marznij.
Majka.

Michał!
Z przykrością stwierdzam ,że moje marzenia  mieszkaniu w Toronto(miałam 12 lat!) legły właśnie w gruzach. Jest tu zimno. Zimno. 
It's too cold.For me here!
By mnie mógł ktoś przytulić tutaj.
No mam przecież Robbiego. Ale jakiś Michał by się przydał. 
Lena.

Lena!
Dawno się nie odzywałem ,bo wiem ,że nie chcesz ze mną rozmawiać.
Ale przypomniałem sobie ,że przecież istnieje coś takiego jak mail. Może po zobaczeniu mojego adresu ,nie przeczytasz tego ,ale jeśli do czytasz ,to wiedz ,że przepraszam.
I mimo ,że nadal cholernie Cię kocham ,chcę,żebyś się do mnie odezwała. I powiedziała raz na zawsze ,że mnie nie kochasz. Jeśli do prawda.
Facundo.

-Trzymaj.-powiedziała Lena i przekazała Robbiemu nóż ,który wzięła z blatu w mieszkaniu kuzyna Robbiego.
-Po co mi to?
-Zadźgaj mnie.
-Dlaczego?-zaśmiał się.
-Facundo!
-Ups.
-Dokładnie ,ups.-usiadła na fotelu przed telewizorem i wyjęła telefon z kieszeni. Spojrzała na godzinę i odblokowała go. Włączyła jakąś grę i zaczęła grać.
-Co ty robisz?-Robbie spojrzał na nią i na grę ,w którą grała. Właśnie myła swojego kotka ,co wydało mu się niesamowicie zabawne.
-Pomaga mi się odstresować.-powiedziała ,a on wybuchnął śmiechem. Ona po chwili zrobiła to samo.-Zamknij się.
-Jesteś wyjątkowo niesympatyczna i chamska ,wiesz? Jesteś najbardziej chamską przyjaciółką jaką miałem ,nie licząc tego ,że jesteś moją pierwszą przyjaciółką. Jesteś najsympatyczniej chamska ze wszystkich kobiet ,jakie poznałem. Więc masz wino z tej okazji. 
-Wino ,które ja stawiam!-wtrącił kuzyn Robbiego ,Frank ,który wszedł właśnie do mieszkania.-Tak, to wasza ostania noc ,więc ja stawiam! Wszystko! Co tylko chcecie. Alkoholowego.
-Ja poproszę to wino.
-A ja poproszę coś mocniejszego. Raz na ruski rok można sobie pozwolić ,prawda?
-Jako Twój fizjoterapeuta Robbie ,nie pozwalam Ci. Ale jako Twoja przyjaciółka ,rób co chcesz.
   Po kilku kieliszkach wina ,Lena była już wstawiona. Nie potrafiła pić. Nie była z tych Polaków ,którzy mogą pić i pić ,a upiją się dopiero po ośmiu kieliszkach wina. Ona czuła się pijana zazwyczaj po dwóch kieliszkach wina. Była właśnie z tych ludzi ,którzy nie piją ,a jak piją ,to piją mało. I było jej z tym dobrze ,ona jako jedna z niewielu nie dostawała opieprzu za picie przed osiemnastym rokiem życia.
Frank ,który był w wieku Robbiego ,mieszkał w centrum ,ze swoją narzeczoną Melisą ,która była z Alaski. Jest tak sympatyczny ,że zdaniem Leny to aż straszne. Całkowicie różni się od swojego kuzyna.
-Ja idę spać.-powiedziała Lena i wstała z miejsca ,lekko się chwiejąc.Robbie podskoczył ze swojego miejsca i poszedł za nią.
-Ktoś tu wypił za dużo wina.-uśmiechnął się.
-A ty też!-odparła ,co brzmiało niesamowicie śmiesznie z powodu jej plączącego się języka.Poszła dalej i potknęła się o szafkę. Przeklęła po Polsku i poszła dalej. Po chwili znowu się potknęła ,ale tym razem złapała się o szafkę ,poślizgnęła jej się ręka i poleciała do tyłu ,prostu w ramiona Robbiego. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem i wyszeptała.-Chyba złamałam nogę.-Robbie wybuchnął śmiechem i postawił ją na proste nogi.
-Dobrze?-zapytał.
-Chyba muszę wyjść na balkon.
-Pada.
-Muszę.
-Idę z Tobą.-zamknęli za sobą drzwi i wyszli na balkon ,z którego doskonale widać było centrum i najbliższe budynki biurowe ,w których pozapalane światła mówiły o tym ,że wiele ludzi jeszcze pracuje.-Hej hej hej!-powiedział ,gdy Lena wyszła spod terakoty chroniącej od deszczu. Jej włosy przestały być puszyste jak zawsze i oklapły pod wpływem wody.-Wracaj.-podszedł do niej i również zaczął moknąć.-Dobrze ,że nie jesteśmy syrenami.-jej język nadal się plątał.
-Doskonale.-oparł się o barierkę i spojrzał na Lenę. Jej twarz spowita była bladym światłem ze środka pokoju. Zimny wiatr unosił jej włosy ,a ona patrzyła się w górę ,gdzie właśnie widać było lecący samolot. Podszedł do niej i złapał ją za rękę.-Jestem pijany ,więc mogę.-nie dając jej dojść do słowa ,chwycił delikatnie jej twarz w swoje dłonie i wpił swoje usta w jej.

_________

Yass! Ready.
Kocham piosenkę z tytułu. Kocham ,kocham ,kocham :>
I'm in love with California vol #2 :D
Pozdrawiam :*