piątek, 22 maja 2015

[31]If he said help me kill the president.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki The Neighbourhood-Wires

-A co to dzień dobroci dla sierot?-zaśmiała się i po chwili przytuliła Robbiego.
-Powtórzyłbym to samo po tym przytuleniu. Ale chce kawę. Zrób mi kawę.-powiedział ,a ona go puściła i spojrzała na niego swoim gardzącym spojrzeniem przeznaczonym dla przyjaciół.-No żartuje ,zrobię sobie sam.
-Wow. Sam kawę? Chyba się z Tobą ożenię.
-Nie mam nic przeciwko.-wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.-Co dzisiaj na obiad żono?
-Myślałam ,żeby ugotować spaghetti ,ale do tego potrzebny mi chyba twój żel do włosów. Jest go dużo i w ogóle. Mam nadzieję ,że rozumiesz co mówię.
-Rozumiem. Starasz się mnie inteligentnie obrazić.
-Coś w tym stylu.-wyszczerzyła się do niego ,po czym usiadła naprzeciwko. On zaczął robić kawę zarówno sobie jak i jej.-Jak będzie za gorzka ,to pamiętaj ,że nie masz więcej wstępu do domu.

Lena!
Chryste Panie! Święta niedługo! Już zaczynam się pakować ,bo nie zdążę. Kto wymyślił limity z bagażem?
No to za jakieś 4 dni będziemy chodzić po plaży w Santa Monica ,oglądać parady w Pasadanie i narzekać na upał w Boże Narodzenie!
James stwierdził swoim inteligentnym tonem ,że jest wyjątkowo zimno. Tak ,to był ten moment. Chyba robi się coraz mądrzejszy. Już powinnam uciekać?
Mam nadzieję ,że zmarzła ci dupa tam.
Wiem ,że nie ,ale powiedz ,że tak i daj mi tę nadzieję! Proszę! Błagam!
Chociaż ,obojętne mi to. W końcu za kilka dni nareszcie będę mogła wyjść na dwój na krótki rękaw! Szok.
Pozdrów Robbiego!
Majka.

-Robbie!
-Co Lenko moja piękna żonko?-powiedział po Polsku. Jednak nauka nie poszła w las!
-Słuchaj! Nie uwierzysz.
-Co?
-Majka cię pozdrawia.
-Wooooooow! Szok. Jak ja się pozbieram?
-No właśnie nie wiem. I tak poza tym to mam pytane.
-Nie wiem ,czy mam się bać ,czy od razu uciec ,wezwać policje i karetkę albo straż. Boję się twoich pytań ,serio.
-Polecisz ze mną do Toronto na dwa dni?
-Do Toronto? Po co?
-Musze załatwić kilka spraw ,odwiedzić kuzyna i tak dalej. Zdążymy wrócić przed przylotem Mai i Jamesa.
-,,Zdążymy''?
-Tak.
-To kiedy masz zamiar lecieć?
-Jutro.
-Jutro?!
-Tak ,Jutro. No to dwa dni tylko! Poza tym ,już kupiłem Ci bilet.-uśmiechnął się podstępnie i zabrał jej laptopa.-Jutro,czyli we wtorek ,godzina 10:00 lot z Los Angeles do Toronto. Czwartek 10 grudnia ,godzina 19:00 lot z Toronto do Los Angeles. I mamy miejsca obok siebie.-zabawnie poruszył brwiami.
-Tyle godzin w samolocie mam z Tobą wytrzymać?
-Dokładnie tak.

Majka!
Niestety ,ale musicie odwołać swój lot ,bo ja w Toronto! Robbie stwierdził ,że Was nie lubi i porwał mnie do Toronto. Jak tu zimno!
A tak naprawdę ,to żartuje. Przylatujcie ,ale w Toronto serio jestem. Życzyłaś mi zmarznięcia to proszę. Ciesz się. Raduj swą duszę.
Lena.

Lena!
HAHAHAHAHA!
Zabawne.
Wiesz ,na jaki zawał padłam ,czytając pierwsze zdania?
I dobrze Ci tak.
Marznij.
Majka.

Michał!
Z przykrością stwierdzam ,że moje marzenia  mieszkaniu w Toronto(miałam 12 lat!) legły właśnie w gruzach. Jest tu zimno. Zimno. 
It's too cold.For me here!
By mnie mógł ktoś przytulić tutaj.
No mam przecież Robbiego. Ale jakiś Michał by się przydał. 
Lena.

Lena!
Dawno się nie odzywałem ,bo wiem ,że nie chcesz ze mną rozmawiać.
Ale przypomniałem sobie ,że przecież istnieje coś takiego jak mail. Może po zobaczeniu mojego adresu ,nie przeczytasz tego ,ale jeśli do czytasz ,to wiedz ,że przepraszam.
I mimo ,że nadal cholernie Cię kocham ,chcę,żebyś się do mnie odezwała. I powiedziała raz na zawsze ,że mnie nie kochasz. Jeśli do prawda.
Facundo.

-Trzymaj.-powiedziała Lena i przekazała Robbiemu nóż ,który wzięła z blatu w mieszkaniu kuzyna Robbiego.
-Po co mi to?
-Zadźgaj mnie.
-Dlaczego?-zaśmiał się.
-Facundo!
-Ups.
-Dokładnie ,ups.-usiadła na fotelu przed telewizorem i wyjęła telefon z kieszeni. Spojrzała na godzinę i odblokowała go. Włączyła jakąś grę i zaczęła grać.
-Co ty robisz?-Robbie spojrzał na nią i na grę ,w którą grała. Właśnie myła swojego kotka ,co wydało mu się niesamowicie zabawne.
-Pomaga mi się odstresować.-powiedziała ,a on wybuchnął śmiechem. Ona po chwili zrobiła to samo.-Zamknij się.
-Jesteś wyjątkowo niesympatyczna i chamska ,wiesz? Jesteś najbardziej chamską przyjaciółką jaką miałem ,nie licząc tego ,że jesteś moją pierwszą przyjaciółką. Jesteś najsympatyczniej chamska ze wszystkich kobiet ,jakie poznałem. Więc masz wino z tej okazji. 
-Wino ,które ja stawiam!-wtrącił kuzyn Robbiego ,Frank ,który wszedł właśnie do mieszkania.-Tak, to wasza ostania noc ,więc ja stawiam! Wszystko! Co tylko chcecie. Alkoholowego.
-Ja poproszę to wino.
-A ja poproszę coś mocniejszego. Raz na ruski rok można sobie pozwolić ,prawda?
-Jako Twój fizjoterapeuta Robbie ,nie pozwalam Ci. Ale jako Twoja przyjaciółka ,rób co chcesz.
   Po kilku kieliszkach wina ,Lena była już wstawiona. Nie potrafiła pić. Nie była z tych Polaków ,którzy mogą pić i pić ,a upiją się dopiero po ośmiu kieliszkach wina. Ona czuła się pijana zazwyczaj po dwóch kieliszkach wina. Była właśnie z tych ludzi ,którzy nie piją ,a jak piją ,to piją mało. I było jej z tym dobrze ,ona jako jedna z niewielu nie dostawała opieprzu za picie przed osiemnastym rokiem życia.
Frank ,który był w wieku Robbiego ,mieszkał w centrum ,ze swoją narzeczoną Melisą ,która była z Alaski. Jest tak sympatyczny ,że zdaniem Leny to aż straszne. Całkowicie różni się od swojego kuzyna.
-Ja idę spać.-powiedziała Lena i wstała z miejsca ,lekko się chwiejąc.Robbie podskoczył ze swojego miejsca i poszedł za nią.
-Ktoś tu wypił za dużo wina.-uśmiechnął się.
-A ty też!-odparła ,co brzmiało niesamowicie śmiesznie z powodu jej plączącego się języka.Poszła dalej i potknęła się o szafkę. Przeklęła po Polsku i poszła dalej. Po chwili znowu się potknęła ,ale tym razem złapała się o szafkę ,poślizgnęła jej się ręka i poleciała do tyłu ,prostu w ramiona Robbiego. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem i wyszeptała.-Chyba złamałam nogę.-Robbie wybuchnął śmiechem i postawił ją na proste nogi.
-Dobrze?-zapytał.
-Chyba muszę wyjść na balkon.
-Pada.
-Muszę.
-Idę z Tobą.-zamknęli za sobą drzwi i wyszli na balkon ,z którego doskonale widać było centrum i najbliższe budynki biurowe ,w których pozapalane światła mówiły o tym ,że wiele ludzi jeszcze pracuje.-Hej hej hej!-powiedział ,gdy Lena wyszła spod terakoty chroniącej od deszczu. Jej włosy przestały być puszyste jak zawsze i oklapły pod wpływem wody.-Wracaj.-podszedł do niej i również zaczął moknąć.-Dobrze ,że nie jesteśmy syrenami.-jej język nadal się plątał.
-Doskonale.-oparł się o barierkę i spojrzał na Lenę. Jej twarz spowita była bladym światłem ze środka pokoju. Zimny wiatr unosił jej włosy ,a ona patrzyła się w górę ,gdzie właśnie widać było lecący samolot. Podszedł do niej i złapał ją za rękę.-Jestem pijany ,więc mogę.-nie dając jej dojść do słowa ,chwycił delikatnie jej twarz w swoje dłonie i wpił swoje usta w jej.

_________

Yass! Ready.
Kocham piosenkę z tytułu. Kocham ,kocham ,kocham :>
I'm in love with California vol #2 :D
Pozdrawiam :*

2 komentarze:

  1. Z tą końcówką to chyba Ci się coś pomyliło! :D no ale żeby Lenie 3 faceta pon nogi rzucać ... :D
    Tak, zdecydowanie za dużo alkoholu!
    W zasadzie nie wiem conwiecej napisać, bo i tak mnie pewnie znów czymś zaskoczysz !

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to ją pocałował?! Ja pytam jak!!! :D Przecież on to gej, a ona kocha Michała :P A do tego ten Facundo, który sobie nagle o Lenie przypomniał :P Och, Conte ja cię kiedyś zamorduję ( oczywiście, w świecie fikcyjnym, nie realnym, bo za bardzo go kocham *.* PS: za długi nawias xD) Ciekawy rozdział <3 I świetny <3 Czekam na ciąg dalszy *.*
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń