piątek, 30 stycznia 2015

[16]Sorry love Im running home.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Sofia Karlberg-Berlin (Cover)

  Spod białych drzwi ,których klamkę dotykał już milion razy podbiegł do jej łóżka ,lecz gdy zorientował się o co chodzi ,wybiegł z sali i zaczął wołać o pomoc. Od razu na jego wołanie zareagowała znajoma mu już pielęgniarka ,którą z tego szpitala poza lekarzem prowadzącym Leny szanował najbardziej. Obadała sytuacje i gdy do sali wszedł lekarz ,wygonili go i zawołali jeszcze kilka osób. Nie miał pojęcia o co chodzi ,nawet nie przypuszczał ,że o to.
Po kilku minutach ,raczyli powiedzieć mu o co chodzi i rozwiać jego wszelkie wątpliwości ,a może nawet i jakiekolwiek myśli - o ile takowe miał. W tej sytuacji ciężko mu było myśleć. Zestresowany ciągłymi problemami ,czuł dziwne napieranie w klatce piersiowej ,które doprowadzało go do bólu brzucha. Jego myśli wtedy wędrowały za ścianę ,przy której zazwyczaj siedział bądź stał.
-Musieliśmy wykonać nagłą tracheotomię. Nie wiemy co zablokowało drogi oddechowe ,wygląda to na wydzielinę oskrzelową. Ale już wszystko jest dobrze ,Lena się obudziła.Możesz do niej wejść ,ale nie jestem pewny czy da rade z Tobą rozmawiać. Zrobimy badania ,musi wyrazić zgodę na operacje i potem już wszystko potoczy się jak Bóg chce.
,Abstrakcja!''-pomyślał.-,,Jakby Bóg był ,istniał - nie dopuściłby do tego wszystkiego''.
-Dobrze.-odpowiedział tylko i udał się pod szklane drzwi. Chwycił klamkę ,lecz tym razem bał się ją nacisnąć. Bał się jej reakcji. Będzie szczęśliwa? Czy odeśle go z kwitkiem?
Po dłuższym zastanowieniu ,otworzył je. Niepewnym krokiem przekroczył niewidoczny próg oddzielający salę od korytarza i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do jej łóżka-po raz już kolejny i usiadł obok. Nie mówiąc ani słowa - rozpłakał się.
W tym samym momencie ,Lena zauważyła jego obecność. Delikatnie i bardzo powoli odkręciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego oczami pełnymi łez. Zapełniły się nimi w dosłownie sekundę.
-Michał?-powiedziała ledwo słyszalnym głosem. Nie wiedział ,czy płacze z radości ,czy z bólu przez to co przeżyła i głupią rurkę w jej tchawicy.
-Nie mów nic.-złapał jej rękę.-Nie wolno Ci dużo mówić.-dodał łamiącym się głosem.
-Co się dzieje?
-Już nic. Już wszystko jest dobrze.-zacisnął zęby. Teraz wiedział ,że to był płacz ze szczęścia. Jeszcze nigdy nie płakał ze szczęścia. Nie czuł smutku ,tylko radość a mimo to nie potrafił powstrzymać łez i całego tego głupiego płaczu.-Kocham Cię. I przepraszam Cię za wszystko. To moja wina.
-To nie Twoja wina.
-Ale ja tak bardzo Cię kocham!-opuścił głowę i pociągnął nosem.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziała ,a on na te słowa rozpromieniał. Uniósł z powrotem głowę i pocałował dziewczynę.
-Nie chcę więcej oglądać Twojego cierpienia. Obiecaj mi,że już nigdy w nic się nie wpakujesz ,dobrze? To nic ,przysięgniesz mi na wszystko co masz ,że nigdy więcej nie uciekniesz nigdzie bez mojej zgody i wiedzy. Zero środowiska przestępczego ,zero szpitala i zero niebezpieczeństwa.
***
   Dwa tygodnie później lekarze mający już cały obraz jej przyszłego leczenia postanowili dać jej chwilę odpoczynku i wypisać ją ze szpitala. Obraz był o tyle niewesoły ,co pozwalał jej na powrót do domu.
Gdy usłyszała ,że bez przeszczepu serca się nie obejdzie-załamała się. Tak jak Michał. Oczekiwanie na serce jest zazwyczaj długie ,ciężkie i bolesne. Ale po tym ,co razem przeżyli przez te niesamowicie ciężkie i jednocześnie piękne miesiące stwierdzili ,że dadzą sobie rade. Otuchy dodał im natomiast jeszcze lekarz ,który stwierdził ,że mimo wszystko przeszczep może odbyć się nawet za tydzień ,u każdego wygląda to inaczej. Pocieszył ich jeszcze stwierdzeniem ,że Lena mimo wszystko jest bezpieczna. Przeszczep jest konieczny dlatego ,że istnieje zagrożenie znacznego pogorszenia się wady w przyszłości i wielu powikłań każdej nawet najmniejszej choroby. Ale nie zagraża to teraz ,w tej chwili bezpośrednio jej życiu.
,,Lepiej dmuchać na zimne''.
Na wielki powrót dziewczyny do domu ,który mimo wszystko był dla niej teraz w Warszawie ,Michał postanowił przygotować dla niej niespodziankę. Chciał wynagrodzić jej te miesiące nieobecności ,kłótni i tego wszystkiego. Nie wiedział ,czy na pewno miedzy nimi wszystko jest dobrze ,więc postanowił niesamowicie spontanicznie zorganizować dla niej małe...coś.
Z polecenia kapitana reprezentacji ,Karol ,,wtargnął'' do Leny.
-Będąc tutaj.-zaczął udając posłańca.-Chciałbym poinformować ,iż moja obecność tutaj jest uzasadniona jedną ważną rzeczą. Pragnę z całego serca ,aby panna Staszewska chwyciła moją dłoń i udała się ze mną w niezapomnianą podróż ku niezapomnianej przygodzie w niezapomnianym miejscu z niezapomnianymi ludźmi w niezapomnianej atmosferze.-wyciągnął do niej rękę.
-Jedno się nie zmieniło.-wstała powoli ze względu na swoją nogę ,którą musi w niewielkim stopniu wspomagać kulami.
-Cóżże się nie zmieniło w naszym poczynaniu?Czyżbyś chciała podzielić się z moją osobą swoimi przemyśleniami na temat zmian?
-No właśnie. Dalej jesteście debilami.
-Och. Używanie słowa względnie wieloznacznego w tej sytuacji nie jest najlepszym rozwiązaniem ,lecz zgodzę się z panią. Tak ,jesteśmy d e b i l a m i.
-Ale jedynymi ,niepowtarzalnymi i moimi no raczej debilami.
-No dobrze ,czy pani wyraża zgodę na pójście w krok za moją osobą windą na dół i po chodniku pójść w wybrane przez tajne służby specjalne z oryginalnym skrótem TASAK ,który może oznaczać Tajne Aksamitnie Seksownie Atrakcyjni Kumple.-powiedział ,a dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w głowę.-Ale serio ,chodź! ŹŹŹŹŹŹŹŹŹŹŹ!
-Masz mą dłoń ,prowadź mnie przez aksamitne pola jedwabiu posadzone na Powiślu.
-Rzecz jasna oczywiście.
-Ale za to jutro wyprowadzasz psa na spacer. I Twoi Tajnie Aksamitnie Seksownie Atrakcyjni Kumple też. W sensie ,że ty i Twoje TASAK-i wyprowadzacie jutro Kami na spacer.
***
Udali się w stronę Alei Jerozolimskich ,niedaleko których swoją drogą dziewczyna mieszkała. Co chwila dopytywała się go ,gdzie idą, lecz on za wszelką cenę nie chciał jej powiedzieć.
W pewnym momencie ich podróży ,Karol zatrzymał się i kazał jej powtórzyć czynność.Ustał naprzeciwko niej i oznajmił.
-Twoja podróż samoczynnie kończy się w tym oto miejscu. Teraz pozwól ,że Twoje oczy spoczną pod chustą z jedwabiu ,a Twoje ciało da się prowadzić.
-Zaprzestań wnet te swoje średniowieczne mowy rycerzu.-zaśmiała się.-Po co to wszystko? Nie mogę sama dojść?
-Nie!
-Dlaczego?
-Bo nie!-powiedział i wyjął chustkę ,po czym złapał taksówkę i po cichu wskazał taksówkarzowi miejsce docelowe. Gdy dojechali ,wyciągnął Lenę z samochodu ,zapłacił mężczyźnie i zaprowadził ją do windy. Pojechali na ostatnie piętro budynku ,w którym się znajdowali ,lecz nadal nie pozwolił jej zdjąć chustki. W międzyczasie oprowadzanie Leny przejął sam Michał ,który zaprowadził ją na ,,balkon''.
-Hej hej.-zaczęła.-Czuję się jak niewidoma i mam pytanie: dlaczego czuję chłód? Czy chcecie mnie zwalić z dachu? Hej! Słyszę samochody matko ,wezmą to za samobójstwo...A miałam...miałam się w nic nie pakować!
-Nie.-zaśmiał się.-Nikt nie będzie Cię zabijał.-złapał ją za rękę którą skierował tak ,aby dotknęła poręczy.-Kiedyś mi opowiadałaś ,że Twoim marzeniem po wybudowaniu Centrum LIM było zamieszkanie tutaj. Może to nie mieszkanie ,ale to grzech nie być tutaj przy takim marzeniu.Mimo ,że ten balkon jest lipny i w sumie to nie jest balkon tylko trochę wysunięte okno.-mówił i zdjął jej chustę z oczu.-To jest ciemno ,Warszawa jak zawsze wygląda teraz pięknie i mam nadzieję ,że Ci się podoba. A jeśli będziesz grzeczna ,w nagrodę dostaniesz wejście na pewne kameralne party.
-Kameralne party?-powiedziała ze łzami w oczach.
-Kameralne. No może nie.-wytarł jej spływającą łzę i musnął jej usta.
-Wiesz co? Nie liczy się to ,że to najbardziej niebanalny prezent na powrót ze szpitala. Liczy się to ,że w ogóle pomyślałeś ,żeby cokolwiek zrobić. I nie ważne ,czy zabrałbyś mnie na szczyt Warszawskiego Marriott'a ,czy do podziemnego garażu.
-Wiem.-złapał ją za rękę i zaczął wybijać rytm walca angielskiego.
-Szaleńcu ,o to bym Cię nigdy nie podejrzewała.-zaśmiała się.
-Kocham Cię.-uśmiechnął się i obrócił ją na bok.
-Ja Ciebie też Michał. Ja Ciebie też.

____________

Tak jakoś słodko ,cukierkowo. Ale niech was to nie zmyli ,ooo nie!
Pozdrawiam:*

6 komentarzy:

  1. W cale nie słodko, a idealnie! I nikogo nie uśmiercał! Zabraniam Ci! ;)
    Rozdział świetny !

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten rozdział! Masz rację taki cukierkowy, idealny i mega słodki, ale takich chcemy najwięcej :D
    Lena za dużo się już wycierpiała, więc nawet mi tu jej nie uśmiercaj!
    Karol swoją gadką rozwalił mnie.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, co ten Karol... :D Prędzej o taką średniowieczną gadkę to bym Możdżona posądzała, ale Karollo? :D
    Karolu, nie byłby z Ciebie zacny średniowieczny rycerz, oj nie.

    Nawet nie próbuj psuć tej cukierkowej sielanki. ;x

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na rozdział XVII.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cód, miód i malina <3
    Kłos i jego średniowieczne gatki rzadzą i wygrały cały rozdział <3
    A ta scena na końcu- takie romantyczne <3
    Pozdrawiam i weny :*
    Zapraszam do siebie na Matta i Kłosa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten miód i malina chodziły za mną cały dzień! :D Perfidnie nuciłam to sobie pod nosem i załamywałam się jak orientowałam się co robię:D
      Pozdrawiam również :*

      Usuń
  5. O ,jestem !
    Świetny ,taki słodki i cała sytuacja się obraca zawraca ah!
    /Mortiś :***

    OdpowiedzUsuń