piątek, 16 stycznia 2015

[14]When I'm rolling with punches and hope is gone.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Coldplay-Midnight

   Czarne chmury po chwili dotarły i do nas ,powodując duszący kaszel i panikę dookoła. Bynajmniej tak wtedy myślałem. Wszystko dookoła mnie było głuche ,nie słyszałem nic tylko widziałem ludzi poruszających ustami ,wszyscy przemykało jakby w zwolnionym tempie. Nie potrafiłem opanować drżenia rąk i pomyślałem sobie wtedy:
-Znowu ją straciłem?
Który to już raz? Co najmniej trzeci. Z czego dwa razy musiałem myśleć o niej w czasie przeszłym. I to nie jako mojej dziewczynie ,tylko jako człowieku. Żywej istoty ,chodzącej i napawającej się widokiem wszystkiego dookoła. I jakże miałem czelność wyrywać ją z pięknej Łodzi do takiego Bełchatowa ,który nawet w najmniejszym stopniu nie może zrównać się z innymi miastami Polski.
-Musimy tam iść!-krzyknął ktoś za moimi plecami.
-Antyterroryści sobie poradzą ,a może być tam więcej ładunków.-odezwał się inny głos.
-A co z dziewczyną?
-Nie wiadomo co z kimkolwiek. Nie wiemy ,czy zdążyli wyjść. Jeśli tak ,to ich tylko drasnęło. Jeśli nie ,to świeć Panie nad ich duszami.
   Po tych słowach nie mogłem się powstrzymać. Ze łzami w oczach ,pobiegłem jak najszybciej mogłem w kierunku wysadzonej fabryki. Mimo krzyków ,które nawoływały mnie do powrotu na swoje dotychczasowe miejsce postoju-biegłem. Nie mogłem ,żeby jej dusza ulotniła się i zostawiła moją na zawsze.
Po około stu metrach biegu moja kostka sprawiła mi taki ból ,jakiego nie byłem w stanie opisać. Podwinęła mi się podczas biegu i potrzebowałem kilka sekund zmniejszonego wysiłku ,aby doprowadzić ją do w miarę normalnego stanu.
Gdy dobiegłem ,nie widziałem nic prócz dymu. Zacząłem krzyczeć jej imię i starałem się dobiec do wejścia z którego prowadzona była cała akcja. Potykając się o gruzy nareszcie zobaczyłem samochód.
-Co ty tu robisz?-usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny. -Tu jest niebezpiecznie ,wracaj do lasu.
-Nie mogę ,chcę wiedzieć co z dziewczyną!-powiedziałam krztusząc się dymem.
-Jest w karetce.
-Boże ,żyje?!
-Nie mam pojęcia ,idź i sam zobacz. Musisz iść w lewo.-powiedział i ruszył nogą tak ,że odsłonił zieloną trawę pod białym pyłem.-Tam jest karetka. Ale się śpiesz ,bo zaraz odjeżdżają.-kiwnąłem głową i pobiegłem we wskazaną stronę. Po chwili mogłem dotknąć białych ,otworzonych na szeroko drzwi.
-Czy ona żyje?-zapytałem próbując złapać oddech.
-Żyje. Zdążyli ją wynieść przed wybuchem. Ale jest w stanie krytycznym. Przez kilka dni wstrzykiwali jej narkotyki i ją bili. Ale i ty też potrzebujesz wizyty w szpitalu. Mogłeś zatruć się dymem.Wsiadaj ,pojedziesz z nami.-powiedział ,a ja poczułem że tracę grunt pod nogami i osuwam się na trawę.
*Dwa dni później*
   Oślepiające światło uderzyło moje oczy i sprawiło ,że ciągle je mrużyłem. Nie mogłem otworzyć ich całkowicie i jednocześnie widziałem tylko białą smugę.
Gdy doprowadziłem oczy do ładu i widziałem wszystko dookoła ,zobaczyłem szpitalną salę. Były jakieś cztery łóżka ,z czego tylko moje było używane. Zacząłem się podnosić ,moje nogi miały styczność z podłogą i usiadłem. Spojrzałem na zegarek ,który wskazywał godzinę. Dwunasta jedenaście. Miałem na sobie swoje ciuchy okryte białym materiałem.
Po chwili napadł mnie dziwny atak. Przypomniałem sobie o Lenie i zerwałem z ręki kabel od kroplówki. Z ręku zaczęła sączyć mi się krew ,a ja wybiegłem z sali i zacząłem jej szukać. Minęły dwa dni! Na pewno muszą coś wiedzieć o jej stanie zdrowia.
Zaglądałem do każdej sali po kolei ,a chwilę potem wpadłem na pielęgniarkę.
-Panie Michale!-krzyknęła na mnie i złapała moją rękę.-Myślałam ,że jest pan dorosły! A pan zachowuje się jak dziecko! Proszę wracać do sali!
-Ale co z Leną!
-Leną?
-Z wybuchu i akcji antyterrorystycznej. Chcę ją zobaczyć. Albo wiedzieć co z nią.
-Pójdę i się zapytam. A pan niech wraca do sali ,muszę opatrzyć tą ranę. Stary a głupi!
*Kilka minut później*
    Pielęgniarka opatrzyła moją rękę ,z której ciągle bez przerwy kończyła się krew i poszła zapytać się o Lenę ,bo wspomniałem o tym chyba z tysiąc razy. Ciągle zapewniała mnie ,że pamięta - ale wolałem się upewnić.
Siedziałem w ,,swojej'' sali i czekałem na pielęgniarkę. Po kilku minutach nareszcie się pojawiła.
-I co i co?
-Lena jest na intensywnej terapii.
-Ale co z jej zdrowiem ,co jej robili co wiadomo?
-Dochodzi do siebie. Miała szycie kilku ran ,jej oprawcy byli brutalni i miała głębokie rany na rękach i nogach. Musza doprowadzić ją do dobrego stanu. Podali jej leki na serce.
-A jest przytomna?
-Była wczoraj ,ale teraz śpi. Jeśli się obudzi ,pierwszy się o tym dowiesz. A teraz do łóżka albo powiem lekarzowi.
*Dzień później*
   Od rana siedziałem w jej sali i czekałem aż otworzy oczy. Upewniałem się ,że oddycha i czy aby wszystko jest dobrze. W międzyczasie pojawił się Karol i Andrzej.
-Matko ,siedzisz tu jak jakiś trup. Idź napij się kawy lub coś w tym stylu. Zejdziesz nam tu.-zaczął Karol po chwili ciszy.-Jesteś blady jak cholera i jedyny ruch jaki wykonujesz to poruszanie gałkami ocznymi w te i we wte.
-Daj. Mi. Spokój.
-Ale no Karol ma racje!
-Nie ma racji. Doskonale się czuje. Moja dziewczyna leży w szpitalu i czekam aż się obudzi.W s z y s t k o jest wspaniale!
-Ale jeszcze kilka dni temu myślałeś ,że nie żyje.-odpowiedział Kłos wyraźnie zirytowany postawą kolegi.-Też się o nią martwimy.
-No wiem.-odpowiedziałem.-Przepraszam.-wstałem z miejsca i przytuliłem ich obydwu.-Po prostu mam już dość. Chce wrócić do Bełchatowa ,siedzieć na dupie w domu i latać na treningi. Już jestem zmęczony tym wszystkim. Włochami ,chorobami Leny. Chce ,żeby wróciła do mnie ,ze mną i była. Po prostu żeby tylko była - cała i zdrowa.
-A właśnie ,co z Włochami?
-Nie chce zostać. Uzgodniłem wszystko z menadżerem. Zostaje w Bełchatowie ,to wypożyczenie nie miało sensu. Nie zrobię tego Lenie. Nawet jeśli jest na mnie obrażona i ma mnie dość ,będę robił wszystko żeby była ze mną i jak najbliżej mnie -żywa.-odpowiedziałem a po chwili w sali rozbrzmiał ten okropny dźwięk.

_________

Krótko ,ale nie wiedziałam czy w ogóle dzisiaj zdążę. Ale zdążyłam! Ha!
No i zapraszam na inne opowiadania dostępne w zakładce : PODSTRONA! :D
Pozdrawiam :*

6 komentarzy:

  1. Tylko nie -ten dźwięk- błagam!
    /Mortiś :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza! Tyle wygrać :D
    Uff... dobrze, że Lenę zdążyli wyprowadzić z fabryki przed wybuchem. Biedny Misiek. Tak się dla niej poświęca. Dobrze, że rezygnuje z Włoch.
    Mam nadzieję, że ona nie umrze, że się wybudzi. Kolejny raz nie zasnę przez ciebie. xd
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Weź zmień końcówkę! Lena musi żyć, a Michał z nią być!
    A poza tym super piszesz! ;) Zapraszam na 18 rozdział ;) everythings-gonna-be-alright2.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ;3 Jak dobrze, że ją ztej fabryki wyciągnęli :) Mam nadzieję, że ten dźwięk nie oznacza tego co mam teraz na myśli :( Pozdrawiam i weny ;* Wpadnij do mnie na 7 :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taki krótki rozdział. :( Czytam chwilkę, a tu koniec. :(

    Mimo to, rozdział jest ciekawy. Dużo tutaj Miśkowych emocji. Widać, że naprawdę przejął się tym, co się stało. Nie, wróć, on jest po prostu przerażony, że Lenie coś się stało. I naprawdę się o nią martwi. To chyba dobrze, że zostaje w Bełchatowie, chociaż nie wiem, czy Conte jest z tego powodu szczęśliwy. ;)
    Oby Lena przeżyła... :(

    Dlaczego to cholerne urządzenie musiało zacząć pipczeć?...

    Zapraszam do mnie na rozdział XIV. Dziś w ofercie nieinteligencja Zatora, terrorystyczne zapędy jednego z siatkarzy, pizdrzenie się na bal pani psycholog (w celu wyrwania pewnego siatkarza, oczywiście) i nie tylko. ;) Co jeszcze? Dowiesz się, jak przeczytasz. ;>

    OdpowiedzUsuń