piątek, 30 stycznia 2015

[16]Sorry love Im running home.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Sofia Karlberg-Berlin (Cover)

  Spod białych drzwi ,których klamkę dotykał już milion razy podbiegł do jej łóżka ,lecz gdy zorientował się o co chodzi ,wybiegł z sali i zaczął wołać o pomoc. Od razu na jego wołanie zareagowała znajoma mu już pielęgniarka ,którą z tego szpitala poza lekarzem prowadzącym Leny szanował najbardziej. Obadała sytuacje i gdy do sali wszedł lekarz ,wygonili go i zawołali jeszcze kilka osób. Nie miał pojęcia o co chodzi ,nawet nie przypuszczał ,że o to.
Po kilku minutach ,raczyli powiedzieć mu o co chodzi i rozwiać jego wszelkie wątpliwości ,a może nawet i jakiekolwiek myśli - o ile takowe miał. W tej sytuacji ciężko mu było myśleć. Zestresowany ciągłymi problemami ,czuł dziwne napieranie w klatce piersiowej ,które doprowadzało go do bólu brzucha. Jego myśli wtedy wędrowały za ścianę ,przy której zazwyczaj siedział bądź stał.
-Musieliśmy wykonać nagłą tracheotomię. Nie wiemy co zablokowało drogi oddechowe ,wygląda to na wydzielinę oskrzelową. Ale już wszystko jest dobrze ,Lena się obudziła.Możesz do niej wejść ,ale nie jestem pewny czy da rade z Tobą rozmawiać. Zrobimy badania ,musi wyrazić zgodę na operacje i potem już wszystko potoczy się jak Bóg chce.
,Abstrakcja!''-pomyślał.-,,Jakby Bóg był ,istniał - nie dopuściłby do tego wszystkiego''.
-Dobrze.-odpowiedział tylko i udał się pod szklane drzwi. Chwycił klamkę ,lecz tym razem bał się ją nacisnąć. Bał się jej reakcji. Będzie szczęśliwa? Czy odeśle go z kwitkiem?
Po dłuższym zastanowieniu ,otworzył je. Niepewnym krokiem przekroczył niewidoczny próg oddzielający salę od korytarza i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do jej łóżka-po raz już kolejny i usiadł obok. Nie mówiąc ani słowa - rozpłakał się.
W tym samym momencie ,Lena zauważyła jego obecność. Delikatnie i bardzo powoli odkręciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego oczami pełnymi łez. Zapełniły się nimi w dosłownie sekundę.
-Michał?-powiedziała ledwo słyszalnym głosem. Nie wiedział ,czy płacze z radości ,czy z bólu przez to co przeżyła i głupią rurkę w jej tchawicy.
-Nie mów nic.-złapał jej rękę.-Nie wolno Ci dużo mówić.-dodał łamiącym się głosem.
-Co się dzieje?
-Już nic. Już wszystko jest dobrze.-zacisnął zęby. Teraz wiedział ,że to był płacz ze szczęścia. Jeszcze nigdy nie płakał ze szczęścia. Nie czuł smutku ,tylko radość a mimo to nie potrafił powstrzymać łez i całego tego głupiego płaczu.-Kocham Cię. I przepraszam Cię za wszystko. To moja wina.
-To nie Twoja wina.
-Ale ja tak bardzo Cię kocham!-opuścił głowę i pociągnął nosem.
-Ja Ciebie też.-odpowiedziała ,a on na te słowa rozpromieniał. Uniósł z powrotem głowę i pocałował dziewczynę.
-Nie chcę więcej oglądać Twojego cierpienia. Obiecaj mi,że już nigdy w nic się nie wpakujesz ,dobrze? To nic ,przysięgniesz mi na wszystko co masz ,że nigdy więcej nie uciekniesz nigdzie bez mojej zgody i wiedzy. Zero środowiska przestępczego ,zero szpitala i zero niebezpieczeństwa.
***
   Dwa tygodnie później lekarze mający już cały obraz jej przyszłego leczenia postanowili dać jej chwilę odpoczynku i wypisać ją ze szpitala. Obraz był o tyle niewesoły ,co pozwalał jej na powrót do domu.
Gdy usłyszała ,że bez przeszczepu serca się nie obejdzie-załamała się. Tak jak Michał. Oczekiwanie na serce jest zazwyczaj długie ,ciężkie i bolesne. Ale po tym ,co razem przeżyli przez te niesamowicie ciężkie i jednocześnie piękne miesiące stwierdzili ,że dadzą sobie rade. Otuchy dodał im natomiast jeszcze lekarz ,który stwierdził ,że mimo wszystko przeszczep może odbyć się nawet za tydzień ,u każdego wygląda to inaczej. Pocieszył ich jeszcze stwierdzeniem ,że Lena mimo wszystko jest bezpieczna. Przeszczep jest konieczny dlatego ,że istnieje zagrożenie znacznego pogorszenia się wady w przyszłości i wielu powikłań każdej nawet najmniejszej choroby. Ale nie zagraża to teraz ,w tej chwili bezpośrednio jej życiu.
,,Lepiej dmuchać na zimne''.
Na wielki powrót dziewczyny do domu ,który mimo wszystko był dla niej teraz w Warszawie ,Michał postanowił przygotować dla niej niespodziankę. Chciał wynagrodzić jej te miesiące nieobecności ,kłótni i tego wszystkiego. Nie wiedział ,czy na pewno miedzy nimi wszystko jest dobrze ,więc postanowił niesamowicie spontanicznie zorganizować dla niej małe...coś.
Z polecenia kapitana reprezentacji ,Karol ,,wtargnął'' do Leny.
-Będąc tutaj.-zaczął udając posłańca.-Chciałbym poinformować ,iż moja obecność tutaj jest uzasadniona jedną ważną rzeczą. Pragnę z całego serca ,aby panna Staszewska chwyciła moją dłoń i udała się ze mną w niezapomnianą podróż ku niezapomnianej przygodzie w niezapomnianym miejscu z niezapomnianymi ludźmi w niezapomnianej atmosferze.-wyciągnął do niej rękę.
-Jedno się nie zmieniło.-wstała powoli ze względu na swoją nogę ,którą musi w niewielkim stopniu wspomagać kulami.
-Cóżże się nie zmieniło w naszym poczynaniu?Czyżbyś chciała podzielić się z moją osobą swoimi przemyśleniami na temat zmian?
-No właśnie. Dalej jesteście debilami.
-Och. Używanie słowa względnie wieloznacznego w tej sytuacji nie jest najlepszym rozwiązaniem ,lecz zgodzę się z panią. Tak ,jesteśmy d e b i l a m i.
-Ale jedynymi ,niepowtarzalnymi i moimi no raczej debilami.
-No dobrze ,czy pani wyraża zgodę na pójście w krok za moją osobą windą na dół i po chodniku pójść w wybrane przez tajne służby specjalne z oryginalnym skrótem TASAK ,który może oznaczać Tajne Aksamitnie Seksownie Atrakcyjni Kumple.-powiedział ,a dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w głowę.-Ale serio ,chodź! ŹŹŹŹŹŹŹŹŹŹŹ!
-Masz mą dłoń ,prowadź mnie przez aksamitne pola jedwabiu posadzone na Powiślu.
-Rzecz jasna oczywiście.
-Ale za to jutro wyprowadzasz psa na spacer. I Twoi Tajnie Aksamitnie Seksownie Atrakcyjni Kumple też. W sensie ,że ty i Twoje TASAK-i wyprowadzacie jutro Kami na spacer.
***
Udali się w stronę Alei Jerozolimskich ,niedaleko których swoją drogą dziewczyna mieszkała. Co chwila dopytywała się go ,gdzie idą, lecz on za wszelką cenę nie chciał jej powiedzieć.
W pewnym momencie ich podróży ,Karol zatrzymał się i kazał jej powtórzyć czynność.Ustał naprzeciwko niej i oznajmił.
-Twoja podróż samoczynnie kończy się w tym oto miejscu. Teraz pozwól ,że Twoje oczy spoczną pod chustą z jedwabiu ,a Twoje ciało da się prowadzić.
-Zaprzestań wnet te swoje średniowieczne mowy rycerzu.-zaśmiała się.-Po co to wszystko? Nie mogę sama dojść?
-Nie!
-Dlaczego?
-Bo nie!-powiedział i wyjął chustkę ,po czym złapał taksówkę i po cichu wskazał taksówkarzowi miejsce docelowe. Gdy dojechali ,wyciągnął Lenę z samochodu ,zapłacił mężczyźnie i zaprowadził ją do windy. Pojechali na ostatnie piętro budynku ,w którym się znajdowali ,lecz nadal nie pozwolił jej zdjąć chustki. W międzyczasie oprowadzanie Leny przejął sam Michał ,który zaprowadził ją na ,,balkon''.
-Hej hej.-zaczęła.-Czuję się jak niewidoma i mam pytanie: dlaczego czuję chłód? Czy chcecie mnie zwalić z dachu? Hej! Słyszę samochody matko ,wezmą to za samobójstwo...A miałam...miałam się w nic nie pakować!
-Nie.-zaśmiał się.-Nikt nie będzie Cię zabijał.-złapał ją za rękę którą skierował tak ,aby dotknęła poręczy.-Kiedyś mi opowiadałaś ,że Twoim marzeniem po wybudowaniu Centrum LIM było zamieszkanie tutaj. Może to nie mieszkanie ,ale to grzech nie być tutaj przy takim marzeniu.Mimo ,że ten balkon jest lipny i w sumie to nie jest balkon tylko trochę wysunięte okno.-mówił i zdjął jej chustę z oczu.-To jest ciemno ,Warszawa jak zawsze wygląda teraz pięknie i mam nadzieję ,że Ci się podoba. A jeśli będziesz grzeczna ,w nagrodę dostaniesz wejście na pewne kameralne party.
-Kameralne party?-powiedziała ze łzami w oczach.
-Kameralne. No może nie.-wytarł jej spływającą łzę i musnął jej usta.
-Wiesz co? Nie liczy się to ,że to najbardziej niebanalny prezent na powrót ze szpitala. Liczy się to ,że w ogóle pomyślałeś ,żeby cokolwiek zrobić. I nie ważne ,czy zabrałbyś mnie na szczyt Warszawskiego Marriott'a ,czy do podziemnego garażu.
-Wiem.-złapał ją za rękę i zaczął wybijać rytm walca angielskiego.
-Szaleńcu ,o to bym Cię nigdy nie podejrzewała.-zaśmiała się.
-Kocham Cię.-uśmiechnął się i obrócił ją na bok.
-Ja Ciebie też Michał. Ja Ciebie też.

____________

Tak jakoś słodko ,cukierkowo. Ale niech was to nie zmyli ,ooo nie!
Pozdrawiam:*

piątek, 23 stycznia 2015

[15]And every second's like torture


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Seleny Gomez-The Heart Wants What It Wants


   Spojrzałem na nią niespokojnie. Leżała tak jak wcześniej. Zamknięte oczy ,blada twarz i roztrzepane,puszyste włosy. Na palcu ciągle miała ten przyrząd do badania ,którego przeznaczenia nie znałem ,ciągle była podłączona tymi wszystkimi kablami do maszyny ,która właśnie nam oznajmia ,że jej serce przestaje bić.
***
Do sali wpadł lekarz i dwie pielęgniarki -ta sama ,która pomagała mu dowiedzieć się o stanie zdrowia Leny. Kazali im wyjść ,ale ostatecznie i tak skończyło się na tym ,że chłopacy wyciągali niekontaktującego Michała za drzwi. Usiedli na krzesełkach i znowu czekali.
Jakieś pięć minut później z sali wyszedł lekarz.
-I co jest?-zapytał Karol jako pierwszy z racji tego ,że Michał nadal czuł się tak ,jakby ktoś wyciągnął jego mózg i sobie na nim skakał.
-Już wszystko w porządku.-odparł ,a obok niego pojawili się rodzice Leny.-Państwo już tu byli ,prawda? Jesteście jej rodzicami ,tak?
-Tak.-odpowiedziała jej rodzicielka.
-Musimy porozmawiać w moim gabinecie.
-Oczywiście.-powiedzieli razem i udali się za lekarzem.
  Michał musiał zostać. Nawet nie próbował pytać ,czy on może iść. Bo znał odpowiedź. Są rodzice ,on nie jest potrzebny.
Usiedli naprzeciwko lekarza i wpatrywali się w jego czynności. Ułożył akta ,podpisał coś ,złożył ręce i zaczął mówić.
-Nie mam najlepszych wieści.-rzucił pocisk na sam początek.-Jej serce nie jest w najlepszym stanie i nie wykluczamy potrzeby przeszczepu. Musimy jeszcze wykonać badania.
-Ale jak to przeszczep?-zapytała matka przez łzy ,a ojciec ją objął dodając jej siły.
-Jest jeszcze możliwość wstawienia sztucznego rozrusznika. Ale jak już powiedziałem ,trzeba wykonać badania.Proszę się nie martwić ,mamy w tym doświadczenie. Przeprowadziliśmy dużo takich operacji ,a nasi pacjenci do dzisiaj czasami przychodzą nas odwiedzać ,bądź na systematyczne badania. Naprawdę ,wszystko będzie dobrze. Państwa córka ma szczęście ,ponieważ arytmia była wcześnie wykryta ,a dzisiejsze zdarzenie to prawdopodobnie jeden ze skutków tej choroby.Mówię ,,p r a w d o p o d o b n i e'' ,ponieważ musimy wykonać badania. Najbardziej niepokojący jest stan śpiączki. Ale trzeba być dobrej myśli.
***
Przeszedł przez korytarz. Raz.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Piąty.
  Ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się i spojrzał na przyjaciela oczami pełnymi słonymi kroplami. Facundo chwilę po tym ,również się ,,rozkleił''. Przytulił Polaka i poklepał po ramieniu.
-Wszystko będzie dobrze.
-Powinienem Cię zabić ,wiesz?-odpowiedział Michał i się uśmiechnął.-Przez te miesiące dawałeś jej więcej radości niż ja. Teraz mam tylko nadzieję ,że się wybudzi i też będę mógł dać jej tę radość. Samolubnie. Ale taką właśnie mam nadzieję.
-Największą radość dajesz jej ty. I ciężko mi się z tym pogodzić ,ale każdemu dajesz największą radość. I jej też. Ale co z Leną ,mów!
-Uratowali ją już dwa razy o których mi wiadomo ,ale ile ich było to tylko lekarze wiedzą.
-Dwa razy?
-Wczoraj stanęło jej serce. I musi mieć przeszczep albo wszczepienie sztucznego rozrusznika. Najpierw musi wybudzić się ze śpiączki.-usiadł i przejechał złączonymi dłoniami po włosach ,zatrzymując je na czubku głowy.-To nie na  m o j e  nerwy.
-Spokojnie ,damy radę. Razem. Damy! Musimy.
***
Kolejne dni szpitalnej męki. Michał -już dawno wypisany ze szpitala i tak siedział w nim dwadzieścia cztery godziny na dobę. Codziennie przychodził tam z nową nadzieją. Wybudzi się ,spojrzy w jego oczy i powie że go kocha. Albo że go nienawidzi. Cokolwiek ,aby tylko otworzyła oczy i na coś spojrzała.
Z badań i obserwacji wynikło jedno: konieczny jest sztuczny rozrusznik. Zawsze lepsze to ,niż przeszczep i całe to męczące oczekiwanie na serce.
  Już od rana siedział przy jej łóżku i monitorował każde ,,piknięcie'' wychodzące z aparatury medycznej.
Bał się ją zostawiać. Bał się ,że nie zdąży się z nią pożegnać ,jeżeli byłaby taka konieczność (która i tak była dla niego najbardziej abstrakcyjnym rozwiązaniem spośród wszystkich dookoła).
   W tym wszystkim najgorsze nie jest to ,że już trzy razy myślał o jej śmierci w kontekście czynu dokonanego. Najgorsze jest to ,że pozwolił jej na wyjazd do Warszawy. Może nie pojechałaby do niej ,gdyby nie pojechał na wypożyczenie ,gdyby od razu zdecydował się na powrót do Polski. Ale nie może żałować-już to zrobił.
Gdyby nie wyjechał: nie miałby problemów w związku ,wyjechałby z nią w góry i wszyscy byliby szczęśliwi. Nie siedzieliby teraz w szpitalu ,tylko wygrzewali się na Seszelach. Od początku brałaby leki i nie byłoby konieczne wykonywanie wszczepu jakiegoś sztucznego czegoś ,dzięki czemu jej serce będzie biło cały czas w miej więcej tym samym rytmie.
Nie cofnie czasu.
Jest jak jest i tak będzie (nie wykluczając możliwości bardzo długiego ,męczącego snu z którego obudzi go Lena krzycząc ,że znowu przespał cały dzień).
   Dokładnie pamiętał dzień ,w którym ją poznał. Pamiętał włosy falujące po części w skutek wiatru ,a po części w skutek uderzenia. Jej uwagi na temat jego jazdy ,Mistrzostwa Świata za którymi niesamowicie tęsknił. To miał być zwykły ,spokojny - wolny od siatkówki dzień. A był najwspanialszym dniem jego życia. Nie był zwykły -był niezwykły. Niespokojny ,ale wolny od siatkówki i przepełniony nową znajomością ,która później przerodziła się w szybko rosnący związek. Tak jakby jakaś magiczna wróżka ciągle ,,podlewała'' ich związek jakąś magiczną wodą z magicznymi możliwościami.
Spojrzał na nią. Złapał jej rękę i starał się tłumić łzy ,które pojawiały się zawsze wtedy ,gdy na horyzoncie była ona. Łzy szczęścia - ma ją ,żywą. Łzy smutku -nie może zamienić z nią ani jednego słowa.
-Wiesz co?-zaczął mówić.-Jestem dupkiem. Cholernym dupkiem ,który myślał tylko o tym jak to zwiedzić coś nowego z korzyścią dla siebie. Myślałem tylko o sobie ,nie o Tobie. A powinienem ,w końcu ja i ty to prawie jedna osoba! Z dwoma całkowicie innymi obliczami.-pociągnął nosem.-Oddałbym wszystko ,żebyś teraz otworzyła oczy. Nawet moją drugą największą miłość. Obydwoje doskonale wiemy ,że to siatkówka. A pierwszą jesteś po prostu ty. I nie poradzę sobie w życiu bez Ciebie ,rozumiesz? Musisz otworzyć oczy. Musisz wstać. Hej ,serce Leny słyszysz mnie? Masz bić normalnie! I nie sprawiać problemów. Hej ,mózgu! Spraw ,by obudziła się z tej cholernej śpiączki!-przejechał kciukiem po jej zewnętrznej stronie dłoni.-Dlaczego to musi tyle trwać? Dlaczego życie jest tak cholernie niesprawiedliwe. Rozumiem ,że nie można mieć wszystkiego ,ale to jest do cholery jasnej przesada!-dokończył i poczuł spływające po policzkach łzy. Odłożył jej rękę ,którą delikatnie ułożył z powrotem wzdłuż jej ciała i już chciał wychodzić ,kiedy poczuł dygnięcie jednego z jej palców.
 Spojrzał znowu na dłoń ,której palce kolejno unosiły się i opadały.
Otworzyła oczy. Powoli przyzwyczajał je do światła padającego ze szpitalnej lampy. Spojrzał na wielki zegar na korytarzu ,który wskazywał godzinę dwudziestą drugą piętnaście. Trochę się zasiedział.
Spojrzała na niego ,usiadła i zaczęła nerwowo i głośno łapać powietrze.

_____________

No ,jeest :)
Nie wiem co napisać ,więc nie będę zbędnie ,,pierdzielić''. Tylko zapraszam na Dawida Dryję! http://sam-na--sam.blogspot.com/ . Już niedługo ,,nju'' rozdział! Już jutro/dzisiaj w sobotę ,hej!
I na Marc'a http://i-dont-wanna-fall-in-love.blogspot.com/ . Też nowy będzie! :D
Pozdrawiam :*

piątek, 16 stycznia 2015

[14]When I'm rolling with punches and hope is gone.


Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Coldplay-Midnight

   Czarne chmury po chwili dotarły i do nas ,powodując duszący kaszel i panikę dookoła. Bynajmniej tak wtedy myślałem. Wszystko dookoła mnie było głuche ,nie słyszałem nic tylko widziałem ludzi poruszających ustami ,wszyscy przemykało jakby w zwolnionym tempie. Nie potrafiłem opanować drżenia rąk i pomyślałem sobie wtedy:
-Znowu ją straciłem?
Który to już raz? Co najmniej trzeci. Z czego dwa razy musiałem myśleć o niej w czasie przeszłym. I to nie jako mojej dziewczynie ,tylko jako człowieku. Żywej istoty ,chodzącej i napawającej się widokiem wszystkiego dookoła. I jakże miałem czelność wyrywać ją z pięknej Łodzi do takiego Bełchatowa ,który nawet w najmniejszym stopniu nie może zrównać się z innymi miastami Polski.
-Musimy tam iść!-krzyknął ktoś za moimi plecami.
-Antyterroryści sobie poradzą ,a może być tam więcej ładunków.-odezwał się inny głos.
-A co z dziewczyną?
-Nie wiadomo co z kimkolwiek. Nie wiemy ,czy zdążyli wyjść. Jeśli tak ,to ich tylko drasnęło. Jeśli nie ,to świeć Panie nad ich duszami.
   Po tych słowach nie mogłem się powstrzymać. Ze łzami w oczach ,pobiegłem jak najszybciej mogłem w kierunku wysadzonej fabryki. Mimo krzyków ,które nawoływały mnie do powrotu na swoje dotychczasowe miejsce postoju-biegłem. Nie mogłem ,żeby jej dusza ulotniła się i zostawiła moją na zawsze.
Po około stu metrach biegu moja kostka sprawiła mi taki ból ,jakiego nie byłem w stanie opisać. Podwinęła mi się podczas biegu i potrzebowałem kilka sekund zmniejszonego wysiłku ,aby doprowadzić ją do w miarę normalnego stanu.
Gdy dobiegłem ,nie widziałem nic prócz dymu. Zacząłem krzyczeć jej imię i starałem się dobiec do wejścia z którego prowadzona była cała akcja. Potykając się o gruzy nareszcie zobaczyłem samochód.
-Co ty tu robisz?-usłyszałem głos jakiegoś mężczyzny. -Tu jest niebezpiecznie ,wracaj do lasu.
-Nie mogę ,chcę wiedzieć co z dziewczyną!-powiedziałam krztusząc się dymem.
-Jest w karetce.
-Boże ,żyje?!
-Nie mam pojęcia ,idź i sam zobacz. Musisz iść w lewo.-powiedział i ruszył nogą tak ,że odsłonił zieloną trawę pod białym pyłem.-Tam jest karetka. Ale się śpiesz ,bo zaraz odjeżdżają.-kiwnąłem głową i pobiegłem we wskazaną stronę. Po chwili mogłem dotknąć białych ,otworzonych na szeroko drzwi.
-Czy ona żyje?-zapytałem próbując złapać oddech.
-Żyje. Zdążyli ją wynieść przed wybuchem. Ale jest w stanie krytycznym. Przez kilka dni wstrzykiwali jej narkotyki i ją bili. Ale i ty też potrzebujesz wizyty w szpitalu. Mogłeś zatruć się dymem.Wsiadaj ,pojedziesz z nami.-powiedział ,a ja poczułem że tracę grunt pod nogami i osuwam się na trawę.
*Dwa dni później*
   Oślepiające światło uderzyło moje oczy i sprawiło ,że ciągle je mrużyłem. Nie mogłem otworzyć ich całkowicie i jednocześnie widziałem tylko białą smugę.
Gdy doprowadziłem oczy do ładu i widziałem wszystko dookoła ,zobaczyłem szpitalną salę. Były jakieś cztery łóżka ,z czego tylko moje było używane. Zacząłem się podnosić ,moje nogi miały styczność z podłogą i usiadłem. Spojrzałem na zegarek ,który wskazywał godzinę. Dwunasta jedenaście. Miałem na sobie swoje ciuchy okryte białym materiałem.
Po chwili napadł mnie dziwny atak. Przypomniałem sobie o Lenie i zerwałem z ręki kabel od kroplówki. Z ręku zaczęła sączyć mi się krew ,a ja wybiegłem z sali i zacząłem jej szukać. Minęły dwa dni! Na pewno muszą coś wiedzieć o jej stanie zdrowia.
Zaglądałem do każdej sali po kolei ,a chwilę potem wpadłem na pielęgniarkę.
-Panie Michale!-krzyknęła na mnie i złapała moją rękę.-Myślałam ,że jest pan dorosły! A pan zachowuje się jak dziecko! Proszę wracać do sali!
-Ale co z Leną!
-Leną?
-Z wybuchu i akcji antyterrorystycznej. Chcę ją zobaczyć. Albo wiedzieć co z nią.
-Pójdę i się zapytam. A pan niech wraca do sali ,muszę opatrzyć tą ranę. Stary a głupi!
*Kilka minut później*
    Pielęgniarka opatrzyła moją rękę ,z której ciągle bez przerwy kończyła się krew i poszła zapytać się o Lenę ,bo wspomniałem o tym chyba z tysiąc razy. Ciągle zapewniała mnie ,że pamięta - ale wolałem się upewnić.
Siedziałem w ,,swojej'' sali i czekałem na pielęgniarkę. Po kilku minutach nareszcie się pojawiła.
-I co i co?
-Lena jest na intensywnej terapii.
-Ale co z jej zdrowiem ,co jej robili co wiadomo?
-Dochodzi do siebie. Miała szycie kilku ran ,jej oprawcy byli brutalni i miała głębokie rany na rękach i nogach. Musza doprowadzić ją do dobrego stanu. Podali jej leki na serce.
-A jest przytomna?
-Była wczoraj ,ale teraz śpi. Jeśli się obudzi ,pierwszy się o tym dowiesz. A teraz do łóżka albo powiem lekarzowi.
*Dzień później*
   Od rana siedziałem w jej sali i czekałem aż otworzy oczy. Upewniałem się ,że oddycha i czy aby wszystko jest dobrze. W międzyczasie pojawił się Karol i Andrzej.
-Matko ,siedzisz tu jak jakiś trup. Idź napij się kawy lub coś w tym stylu. Zejdziesz nam tu.-zaczął Karol po chwili ciszy.-Jesteś blady jak cholera i jedyny ruch jaki wykonujesz to poruszanie gałkami ocznymi w te i we wte.
-Daj. Mi. Spokój.
-Ale no Karol ma racje!
-Nie ma racji. Doskonale się czuje. Moja dziewczyna leży w szpitalu i czekam aż się obudzi.W s z y s t k o jest wspaniale!
-Ale jeszcze kilka dni temu myślałeś ,że nie żyje.-odpowiedział Kłos wyraźnie zirytowany postawą kolegi.-Też się o nią martwimy.
-No wiem.-odpowiedziałem.-Przepraszam.-wstałem z miejsca i przytuliłem ich obydwu.-Po prostu mam już dość. Chce wrócić do Bełchatowa ,siedzieć na dupie w domu i latać na treningi. Już jestem zmęczony tym wszystkim. Włochami ,chorobami Leny. Chce ,żeby wróciła do mnie ,ze mną i była. Po prostu żeby tylko była - cała i zdrowa.
-A właśnie ,co z Włochami?
-Nie chce zostać. Uzgodniłem wszystko z menadżerem. Zostaje w Bełchatowie ,to wypożyczenie nie miało sensu. Nie zrobię tego Lenie. Nawet jeśli jest na mnie obrażona i ma mnie dość ,będę robił wszystko żeby była ze mną i jak najbliżej mnie -żywa.-odpowiedziałem a po chwili w sali rozbrzmiał ten okropny dźwięk.

_________

Krótko ,ale nie wiedziałam czy w ogóle dzisiaj zdążę. Ale zdążyłam! Ha!
No i zapraszam na inne opowiadania dostępne w zakładce : PODSTRONA! :D
Pozdrawiam :*

piątek, 9 stycznia 2015

[13]The truth is, that I miss you so

Nazwa rozdziału pochodzi z piosenki Coldplay-Warning Sign


      Podniósł wzrok na chłopaków ,którzy patrzyli na niego z pytającymi minami. Telefon leżał na ziemi ,lecz jego ręka była wciąż w takim samym położeniu jak wtedy ,gdy go trzymał.
-Co jest?-zapytali ,lecz on nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Jego usta były lekko uchylone ,tak jakby chciał im wszystko powiedzieć. Ale nie mógł. Po prostu nie mógł.
Ból egzystencjalny odebrał mu mowę. Nawet nie egzystencjalny. Poczuł realne ukłucie w klatce piersiowej. Czuł się tak ,jakby ktoś wyrwał mu serce.
Nie ,to nie jest możliwe. Ona żyje! Ona nie może nie żyć. Jest stworzona po to by żyć i być obok niego-szczęśliwa i uśmiechnięta. I nie ,to nie jest samolubne. To nazywa się ,,miłość''.
-Michał!-krzyknął Karol ,a z oczu Winiarskiego popłynęły łzy. Nie potrafił ich powstrzymać ,więc bezwładnie spływały po jego twarzy. Nie szlochał ,nie wył. To były tylko łzy. Mimo wszystko miał ochotę rozpłakać się jak dziecko ,ale nie mógł. Coś go blokowało. Był tak przestraszony ,że nie potrafił nawet płakać. -Co się stało do cholery!
-Ona...-wydusił z siebie ,co brzmiało bardziej jak jęk zabijanego zwierzęcia.-Eliza powiedziała ,że ona...nie żyje. Nie.To nie może być prawda. Coś pomylili ,na pewno. Ona żyje ,na sto procent!
*Kilka godzin później*
Mimo zmęczenia nie spali i starali się dodzwonić do Elizy. Telefon Michała miał pękniętą szybkę ,ale mimo to działał. A Eliza najzwyczajniej w świecie nie odbierała. Chcieli to wyjaśnić-to nie mogła być prawda.
Michał zachowywał się jak małe dziecko. Gdy ktoś próbował mu wyjaśnić ,że już nic nie zrobi krzyczał na nich i do jego oczu napływały kolejne porcje łez. Zamknął się w łazience i przez chwilę pomyślał o samobójstwie. Kimże on jest bez niej? Ale nie ,nie mógł tego zrobić. Przecież ona żyje.
Siedział tam dobre trzy godziny. Pod prysznicem stał i nic nie robił. Woda obmywała jego ciało i nawet nie zorientował się ,kiedy zaczęła lecieć zimna. Gdy wyszedł spod prysznica oparł się o ścianę i osunął po niej. Jego mokre ciuchy przylepiły się do ciała ,a mimo to nawet nie pomyślał o ich zdjęciu.
Rozpłakał się. Po prostu się rozpłakał. Gdy to zrobił ,poczuł się lepiej. Nie tłumił w sobie emocji ,tylko po prostu ,rozwył' się jak noworodek. Chłopacy siedzieli w salonie -nadal. Lecz mimo wszystko ,nic nie słyszeli. Albo miał za grube ściany ,albo za cicho płakał.
Po wyjściu z łazienki ,gdy jego ciuchy były już suche ,jego przyjaciele z niepokojem na niego patrzyli. Ale mimo wszystko o nic nie pytali.
Poszedł do sypialni. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął. Wszystko nią pachniało. Pościel ,powietrze. Nawet firanki. A jej ciuchy w szafie doprowadziły go do większej rozpaczy. Nie wierzył w jej śmierć ,ale mimo wszystko nie potrafił nie płakać.
-Jadę do Warszawy.-wyszedł z pokoju i chwycił za kurtkę. W międzyczasie zmienił swoje ubrania.-Ja tego tak nie zostawię. Muszę się z nią spotkać.-powiedział ,co brzmiało jakby był obłąkany.-Muszę jej coś powiedzieć.-złapał kluczyki i zbiegł po schodach. Chłopacy zbiegli za nim ,zamykając drzwi na klucz i krzycząc w jego kierunki. Musiał wrócić ,nie mogli pozwolić mu jechać w takim stanie do Warszawy. Nie spał całą noc i cały czas starał się nie płakać-to wróży kolejną katastrofę.-Czyli mam rozumieć ,że wy w to wierzycie?!-krzyknął.-Poradzę sobie sam ,rozumiecie? Ona żyje do cholery jasnej i ja wam to udowodnię!
-Michał! Eliza tam jest. Ona lepiej wie. Nie wierzymy ,my też w to nie wierzymy.-mówił Kłos.-Ale nie pozwolimy Ci wsiąść do samochodu w tym stanie ,czaisz? Chcesz doprowadzić do kolejnej katastrofy?!
-Kolejnej? Ona żyje! Nawet nie wiem co jej się stało. Nie ma kolejnej bez pierwszej.-wsiadł za kierownicę.
-Wyjdź!-krzyknął tym razem Wrona.-Wyjdź z tego samochodu.-powiedział spokojniej.-Ja prowadzę.
***
Wysiedli z samochodu i pobiegli do bloku ,w którym mieszkali rodzice Leny. Zadzwonili domofonem i zostali wpuszczeni do środka. Pojechali windą na trzynaste piętro i zapukali do drzwi numer sto piętnaście. W drzwiach stał wysoki ,siwy mężczyzna-jej ojciec. Spojrzał na nich i wpuścił do środka.
-Czy to prawda?-zapytał zrozpaczony Michał.
-Ale o co pytasz?-odpowiedziała pytaniem jej matka ,niesamowicie podobna do niej.
-Czy Lena nie żyje?
-Lena?-powiedziała przestraszona.-Lena nie żyje?
-Dzwoniłem do Elizy i to właśnie mi powiedziała.
-A mi powiedziała coś innego...-spojrzała na niego ze łzami w oczach.-Nie żyje Kuba.-Michał wyraźnie zaniemówił.
Teraz sobie przypomniał. Przerywało. Przecież przerywało!
-A Lena?
-Z nią też jest źle.-rozpłakała się.-Porwali ją.
-Kto?!-zapytali wszyscy trzej naraz.
-,,Przyjaciele'' tego ,przez którego Jakub musiał się chować ,a Lena leżała w szpitalu. Dowiedzieli się ,że to było kłamstwo. I wiedzieli ,że Lena jest czułym punktem.-łkała.-Najpierw porwali Lenę ,nie mam pojęcia po co ten głupi dzieciak przyjechał do Warszawy.-oparła się o swojego męża.-Kubę zabili. A ją porwali i gdzieś przetrzymują. Chcą okupu ,tyle powiedzieli.
-Ile tego okupu?!
-Milion. Policja o wszystkim wie ,planują akcje.-jej makijaż rozmazał się po policzku.-Tak się o nią boje!-schowała twarz w koszulę męża.
*Kilka dni później*
Dni niemocy były dla niego mimo wszystko dobre. Lepsze to niż nieżywa leżąca w kostnicy.
Zatrzymali się w mieszkaniu Kłosa. Wcześniej zadzwonili do trenera. Szykował im się mecz z najsłabszą drużyną,na którą miał wystawić i tak po części rezerwowych ,więc nie było problemu. A Michał miał wolne. I podjął decyzję – zostaje w Polsce. Nie ważne są dla niego piękne widoki ,ciepło i Włochy. Liczył się dla niego teraz tylko Lena ,z którą nie wiadomo co się dzieje. Jedyne czego teraz pragnął to ona. Wtulona w niego ,włosami drażniąca jego ciało i śpiewająca podczas robienia kanapek. Brakowało mu jej czarnych włosów ,jej pomalowanych na czarno paznokci. Brakowało mu wszystkiego do związanego z nią. I na myśl ,że on teraz leży i pije kawę ze Starbucksa a ona jest źle traktowana i bita doprowadzała go do wymiotów. Był cały roztrzęsiony ,odwodniony i blady jak ściana. Przecież ona musi przyjmować leki. Co z jej sercem! Bandyci na pewno nie pozwolą jej wziąć leków.
-Dzisiaj mają przekazać okup.-powiedział do niego Kamil.-Będą antyterroryści ,będzie wszystko. Nie martw się ,odbijemy ją. Nie dostaną nawet grosza ,tylko pomarańczowy kombinezon.
-A gdzie to jest?
-Na granicy Warszawy i Łomianek. Jest tam taka opuszczona fabryka. Tam ją trzymają. Informator wszystko wie.
-Ty jedziesz?-zapytał i blado się uśmiechnął. Bynajmniej próbował.
-Jadę. Będę siedział na tyłku w wozie i łapał ich jakby uciekali. Wiesz. Najłatwiejsza robota.
-Ja też chcę. Chcę być pierwszą osobą ,którą przytuli. Błagam.
-Nie wiemy w jakim jest stanie. Przygotowaliśmy karetkę na wszelki wypadek. Zawieziemy ją do szpitala na Bielanach w razie czego.
***
Pojechał razem z nimi. Jeszcze nigdy nie widział tak pomarańczowego nieba. Przez całą drogę gapił się w górę i nie chciał myśleć o tym ,co będzie za chwilę przeżywał i że to nie jest nic w porównaniu do tego co ona przeżywała przez ostatni tydzień. Gdyby wiedział gdzie jest ,sam starałby się ją uratować. Policja nie potrafiła tego szybko załatwić. Tylko dłużyli jej cierpienie.
Około dwadzieścia minut później byli na miejscu. Stanęli w lesie z którego widać było fabrykę ,a reszta samochodów podjechała z drugiej strony. Wybiegli z nich antyterroryści ,to wszystko wyglądało dla niego jak na jakimś filmie akcji. Usłyszał strzały ,a po chwili z fabryki wybiegło pięciu wysokich chłopaków ,którzy wpadli od razu w sidła reszty. Jeden z nich śmiał się i cały czas coś niewyraźnie powtarzał. Spojrzał na Michała i powiedział ,tym razem tak ,że wszyscy zrozumieli:
-Ona jest skończona. I tak jej nie uratujecie ,bohaterowie.-zaśmiał się ,a Winiarski miał ochotę walnąć go w ten wyszczerz.
Bał się tych słów. Przecież oni wszyscy byli niezrównoważeni. Mogli zrobić jej wszystko.
Przed oczami miał wszystkie sytuacje ,w których byli razem. Pamiętał dokładnie ten dzień ,w którym ją poznał. Od początku musiał wozić ją po szpitalach. Po potrąceniu ,a potem z racji jej problemów z sercem. O arytmii dowiedzieli się przez Kubę i jego cudowne ożycie. Teraz nie żył. Ona też była w niebezpieczeństwie. Znowu. Bez leków ,z chorym sercem i w opuszczonej fabryce. Nie widzieli drugiej strony ,widzieli tylko wozy policyjne. Patrzył się na nie ze strachem w oczach i od czasu do czasu na Kamila ,który miał dokładnie taki sam wyraz twarzy. Był z nimi jeszcze Mateusz ,który niemniej martwił się o swoją najlepszą przyjaciółkę ,którą zna wiele lat i która znowu była w niebezpieczeństwie ,co było dla niego koszmarem. Michał przeżywał to pierwszy raz. Nie wliczając pobytów w szpitalu.
W pewnym momencie spojrzał znowu na fabrykę ,a ziemia się zatrzęsła.
Wysadzili fabrykę.

_______________

Nie wiem ,czy się spodoba ,ale jest! :D
Chciałabym zaznaczyć ,że to nie jest moje jedyne pisane teraz opowiadanie. Zaczęłam i chciałabym ,żebyście były na bieżąco :
Marc Bartra : http://i-dont-wanna-fall-in-love.blogspot.com/
Dawid Dryja : http://sam-na--sam.blogspot.com/
Pozdrawiam :*